Czy życie dzieci ma zależeć od zbiórek publicznych? Na operację serduszka małej Julki w USA potrzeba 2 mln zł. W zbiórce internetowej zebrano połowę, drugą należy zebrać do 15 stycznia. Co będzie z Julką lub innymi ciężko chorymi dziećmi, jeśli pieniędzy zabraknie? Nie udzielę odpowiedzi na to pytanie, bo jej nie ma. Apeluję więc do ministra zdrowia o wyasygnowanie brakującej kwoty na operację Julki oraz innych ciężko chorych dzieci. Jeśli minister nie pomoże, może pomocy udzieli Jurek Owsiak i jego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Zbiórek publicznych na operacje dzieci np. w USA jest coraz więcej. A jest tak, bo te operacje coraz częściej kończą się sukcesem medycznym. W związku z tym mam pytanie do ministra zdrowia i całego rządu: czy życie ciężko chorych dzieci ma zależeć wyłącznie od zbiórek publicznych? Uważam, że nie. Budowa nowej drogi, urzędu czy inna inwestycja mogą poczekać. Zdrowie i życie dziecka nie. Zenon Imbierowski À propos „Nie dla idiotów?” Sponiewierana w „Przebłyskach” reklama żelków Haribo z pewnością nie jest przeznaczona do oglądania przez autora rubryki, lecz dla tych, którzy potrafią docenić jej groteskowość i mistrzostwo realizacji. Czyżby autor notatki (z całym szacunkiem) wolał ciemnoskórego faceta jedzącego to, co żyrafie… (no, mniejsza z tym), lub półnagiego kapitana, nie wiedzieć czemu jadącego tyłem na koniu? Oglądam więc reklamę Haribo i wołam do córki: jutro chcę mieć te ciągutki. Zadziałało? Z szacunkiem dla PRZEGLĄDU i bez tegoż dla autora notatki Jacek Jaroński, Kielce Co zrobić z książkami? W felietonie „Spiżowa Brama” Tomasz Jastrun pisze m.in. o kłopotach związanych z nadmiarem książek, które nie wiadomo jak się rozmnażają, w dodatku w szybkim tempie. Znalazłam Fundację Zmiana, która prowadzi akcję „Książki w Pudle” – przyjmuje książki jak leci, bez przebierania, jak to robią w antykwariatach, i przekazuje je do zakładów karnych. Kilka lat temu skorzystałam z tej możliwości i oddałam część książek. Przeprowadzenie remanentu nie było łatwe. Fundacja ma stronę internetową i konto na FB. Mieści się w Warszawie przy ul. Targowej. Książki można dostarczyć po telefonicznym umówieniu się. A te z dedykacjami może przekazać na aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy? Agnieszka S. Dylemat dzieci i wnuków Armia Krajowa w Puławach wyszła z podziemia (jak się później okazało, nie w całości) zaraz po wyzwoleniu miasta w końcu lipca 1944 r. przez czołówki pancerne 1. Frontu Białoruskiego. Wśród ujawniających się był mój stryj Wacław Turski. Po ogłoszeniu poboru do wojska nie hamletyzował i zgłosił się do komisji poborowej, chociaż miał pewne szanse zostać wyreklamowanym. Pracował bowiem w Państwowym Instytucie Naukowym Gospodarstwa Wiejskiego, a wojsko zwalniało ludzi potrzebnych instytutowi do jego reaktywacji po zniszczeniach wojennych. W wojsku stryj został przyjęty bez zastrzeżeń. Mimo że skończył tylko podchorążówkę, mianowano go porucznikiem i skierowano do organizowanej w okolicach Siedlec 2. Armii Wojska Polskiego. Tam powołano go na dowódcę 6. kompanii w 32. pułku piechoty. Dowodząc tym oddziałem, przeżył ciężki czas, gdy brakowało zaopatrzenia, butów, a w początkowej fazie organizacji nawet mundurów. Z tą kompanią zakończył szlak bojowy na Łużycach, gdzie pod miejscowością Niesky (Niska) zginął 19 kwietnia 1945 r., odpierając zgrupowanie Schörnera idące na odsiecz Berlinowi. „Por. Turski padł w nierównym boju, walcząc jak bohater” – tak po starciu donosił kpt. Lipiński, szef oddziału politycznego dywizji. Dziś dylemat mają moje dzieci i wnuki. Czy powinny być dumne z mojego stryja za podjęcie decyzji o walce wyzwoleńczej w szeregach ludowego Wojska Polskiego, czy – zgodnie z wersją IPN – uznać go za najemnika w polskojęzycznym wojsku pomagającym narzucić Polsce nową okupację? Sądzę, że jest to dylemat wielu rodzin w naszym kraju. prof. Ryszard Turski Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint