To nie byli żołnierze Prof. Bronisław Łagowski w felietonie „Polski prawy sektor” (PRZEGLĄD nr 6) wspomina o „żołnierzach wyklętych”. Przede wszystkim należy z całą konsekwencją i stanowczością podkreślać, że to nie byli żołnierze. Nie podlegali żadnemu naczelnemu dowództwu i nie służyli w żadnej armii ani żadnemu państwu czy rządowi. „Wyklęci” byli potępiani nawet przez rząd londyński i opozycję antykomunistyczną w kraju. To była zwykła rebelia oparta przede wszystkim na nacjonalistach z NSZ (również zresztą niepodporządkowanych polskiej władzy), która dążyła do eskalacji wojny domowej w Polsce i z wytęsknieniem oczekiwała III wojny światowej. A ta do reszty zrujnowałaby Polskę i doprowadziła naród polski do totalnej zagłady. Gloryfikacja tego typu ludzi jest podkopywaniem autorytetu państwa jako organu władzy. Wygląda bowiem na to, że w Polsce, jeśli rząd się nie podoba, można sobie stworzyć „leśną armię”, przyczepić ryngraf z Matką Boską i przejść do historii w glorii bohaterów walczących o tę jedyną prawdziwą ojczyznę. I to jeszcze metodą bratobójczych walk. Wystarczy spojrzeć tylko na skalę ofiar. „Wyklęci” wcale nie walczyli z Sowietami, których zginęło niespełna tysiąc, w tym wielu przypadkowych żołnierzy Armii Czerwonej wracających z frontu, a nie funkcjonariuszy NKWD. Natomiast w tej bratobójczej wojnie domowej zginęło przeszło 40 tys. Polaków. Darek Znojek Cisi bohaterowie odbudowy Warszawy W artykule „Spór o odbudowę Warszawy” (PRZEGLĄD nr 5) przytoczono wywody Tomasza Markiewicza, współautora książki „Budujemy nowy dom. Odbudowa Warszawy w latach 1945-1952”. Ponieważ jestem czynnym zawodowo architektem działającym w Warszawie, a wcześniejsze publikacje prasowe pana Tomasza Markiewicza z uwagi na zbieżność imienia i nazwiska były w środowisku warszawskim częstokroć przypisywane mojej osobie, oświadczam, że poglądy pana Tomasza Markiewicza na temat odbudowy Warszawy są mi całkowicie obce, a architektów i inżynierów oraz fachowców i społeczeństwo zaangażowane w odbudowę darzę wielkim szacunkiem i podziwem. Odbudowę stolicy Polski odbieram jako akt wielkiego bohaterstwa dokonany kosztem wielkich wyrzeczeń i poświęceń całego naszego narodu. Tomasz Wincenty Markiewicz, architekt IARP (MA-0513) Polska brunatnieje Będą u nas narodowcy, ale faszystów raczej bym się nie spodziewał. Nie jest wam smutno, że odkąd lewica porzuciła swoje naturalne robotnicze i socjalistyczne ideały, jest obiektem kpin oraz szyderstw? Że nie stanowi żadnej alternatywy dla ruchów nacjonalistycznych i narodowych? Że młodzi wolą wybierać „faszystów” niż skrzywdzonych chłopców LGBT, pozujących na medialnych ściankach? Mnie by było głupio. Jak myślicie pokonać tych „faszystów”? Prześcigając się w głupich okładkach z „Wyborczą” i „Newsweekiem”? Czy może wymyślicie coś bardziej wysublimowanego? Na przykład nauczanie gender studies w szkołach albo walkę z klerykałami. Na faszystów umie ujadać byle lewak, ale żeby pokazać alternatywę, trzeba czegoś więcej niż gadanie o faszystach. Mateusz Cichocki PPS przeciwko demontażowi pomnika W imieniu członków i sympatyków Polskiej Partii Socjalistycznej stanowczo protestujemy przeciwko demontażowi pomnika Wdzięczności i Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni w Inowrocławiu. Wzywamy radnych miasta do poszanowania historii oraz polskich i radzieckich żołnierzy poległych w walkach o wyzwolenie Inowrocławia i regionu. Za Radę Wojewódzką – przewodniczący Jerzy Kołomyjec, sekretarz Leszek Niedźwiedzki Kapelan, prawo i obowiązek Niedawno, po trzech tygodniach pobytu, opuściłem Klinikę Kardiochirurgii Wojskowego Instytutu Medycznego MON. Byłem tzw. trudnym przypadkiem. Pierwszy zawał w 1986 r., kolejno trzy koronaroplastyki i stenty. Teraz była konieczność wykonania zabiegu w pniu serca. Sztuki tej dokonał szef kliniki dr Leszek Gryszko, a cała klinika to genialni, młodzi kardiochirurdzy, anestezjolodzy i wysoce fachowe pielęgniarki. Wyraźnie zmęczeni, bladzi z przepracowania, ale uśmiechnięci, dowcipni, skromni i skupieni. Zupełnie inaczej kapelan szpitalny – rumianiutki, wymuskany, przemykający między salami chorych i z namaszczeniem oferujący komunię. Tak co drugi dzień. Jesteś dla niego anonimowy. A może wystarczyłoby wziąć za rękę i zapewnić, że Bóg jest z nami, wyjdziemy z choroby i pójdziemy o własnych siłach do kościoła, aby tam przyjąć komunię i podziękować za łaski? Na tę uwagę kapelan zaoponował, twierdząc, że w Karcie pacjenta jest zapewnienie prawa do komunii. Czy jednak jego wielebność się nie myli, traktując prawo jako obowiązek przystąpienia do komunii i w ten sposób uzasadniając swoją obecność w szpitalu? A może nie mam racji? Może to ksiądz jest ważniejszy i jego racja? Wydaje mi się to powszechne. JADO (imię i nazwisko