Jak Kościół obraża ludzi Jakub Żulczyk – autor książki „Czarne słońce” Polska w „Czarnym słońcu” to republika konkordatowa, rządzona przez Ojca Premiera i podległych mu księży, Kościół wykorzystuje przywileje do dokonywania i tuszowania rozmaitych zbrodni, manifestowanie europejskości, otwartości i tolerancji jest zakazane. Na ile to tylko mroczna dystopia, a na ile scenariusz możliwy do zrealizowania w naszym kraju? – Wszystko może się wydarzyć, Polska z „Czarnego słońca” również, ale książka jest celowo przegięta, satyryczna, kampowa. W końcu pojawiają się w niej harleyowcy kanibale. Do tego kompletna zależność od Kościoła, system wodzowski, półlegalne zbrojne bojówki terroryzujące wszystkie możliwe mniejszości. Nie spodziewałbym się takiego odjazdu, ale mogę się mylić. Faktem jest jednak, że PiS, o którym nie należy mówić, że jest partią faszystowską, skrajnie prawicową itd., czyni ukłony w stronę zarówno Kościoła, jak i radykalnej prawicy, próbując zachować elektorat. Polexit jest możliwy. Nigel Farage zapowiedział, że kolejna z Unii wyjdzie Polska. Z drugiej strony Marian Turski mówił, że „Auschwitz nie spadł z nieba, Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się”. Może taka brunatna Polska też się zbliża? – Członkostwo w Unii na razie skutecznie hamuje takie zapędy. Rząd, który by się zdecydował na wyjście z Unii, skazałby się na upadek, a Polskę na kryzys ekonomiczny. Jako Polska nie mamy zbyt bogatych złóż surowców ani zaawansowanych technologii, jesteśmy szeroką równiną, kiedyś dobrą do tego, aby spróbować najechać na Rosję, teraz dobrą do stawiania magazynów i centrów logistycznych. W pojedynkę nie jesteśmy w stanie wiele osiągnąć. Zagrożenie jest chyba gdzieś indziej. Polska z racji położenia geopolitycznego jest areną walki o wpływy. Wojna informacyjna trwa u nas w najlepsze, a myślę, że będzie jeszcze ostrzej, podziały będą jeszcze większe, ale do czego to ostatecznie doprowadzi, to nie wiem. W twojej książce Polska odkrywa bogate złoża surowców nad Bałtykiem i to daje władzy niezależność ekonomiczną. – Gdyby rzeczywiście odkryto takie złoża, byłaby to ogromna zmiana polityczna, ekonomiczna itd. Wtedy wszystko byłoby możliwe. Czyli Holokaust się nie powtórzy? – Mówienie, że jabłka na drzewach są tak samo ciężkie jak latem 1939 r., to panika, nic potrzebnego. Takie czarnowidztwo jest równie szkodliwe jak ucieczka w tępy konsumpcjonizm. W dobie nadmiaru bodźców, tego całego chaosu informacyjnego, wielu ludzi ucieka w internetową egzystencję. Wolą życie na Instagramie, seriale na Netfliksie, grają w gry albo po prostu piją, starają się nie dostrzegać rzeczywistości. Inni z kolei walczą na Facebooku, piszą alarmistyczne posty, oskarżają innych o obojętność. Oczywiście jeżeli miałbym wybierać między Kylie Jenner (amerykańska celebrytka – przyp. red.) a Gretą Thunberg, wybieram tę drugą, ale uważam, że nie można popadać w przesadę, w rozpacz, trzeba działać i mieć nadzieję. Wiem, że Holokaust się nie powtórzy, bo III Rzesza już była. Dziś – przynajmniej w Europie Zachodniej – mamy narzędzia polityczne, które uniemożliwiają takie zdarzenia. Możemy się obawiać kryzysu klimatycznego i związanego z nim kryzysu uchodźczego, zmian, które przyniesie rozwój technologii. Czuję, że w bliskiej przyszłości, być może jeszcze za naszego życia, dojdzie do wielkiej zmiany, której jeszcze nie potrafimy nawet nazwać. Holokaust się nie powtórzy, bo on już był. Prawdziwe niebezpieczeństwa to te, których nie potrafimy sobie wyobrazić. Od premiery „Czarnego słońca” minęło już trochę czasu. Towarzyszyły jej kontrowersje. Książka, choć nie wprost, była nazywana krytyką obecnego obozu władzy i jego sojuszu z Kościołem. Polemizował z tobą m.in. Rafał Ziemkiewicz. – Spodziewałem się większego ataku prawicowych publicystów, zresztą Ziemkiewicz odniósł się nie do samej książki, bo jej pewnie nie czytał, ale do wywiadu, jakiego udzieliłem „Dziennikowi Gazecie Prawnej”. No i nie była to polemika, on po prostu powiedział, że jestem chory psychicznie. Generalnie odbiór był lepszy, niż się spodziewałem, bo to nie jest łatwa książka, i to na wielu poziomach. Przede wszystkim to kpina, dosyć poważna, z Kościoła i religii jako takiej, nie tylko katolickiej, do tego kpina z tej całej romantycznej, bogoojczyźnianej narracji. Niekiedy w bardzo niepoważny, nawet wulgarny sposób piszę o bardzo poważnych sprawach. Taki popowy, bluźnierczy język może komuś się nie spodobać. Ponadto książka jest dosyć trudna pod względem formalnym, łatwo