Lizanie ran

Lizanie ran

W Teatrze Dramatycznym w Pałacu Kultury piękna uroczystość przyznania Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki, nie bez akcentów politycznych, i to mocnych. Daję głowę, że w tej wypełnionej po brzegi sali nie ma ani jednego wyznawcy PiS, a jakby wszedł minister kultury, zostałby wygwizdany. Od razu wpadam na Maćka Bielawskiego, kilka felietonów temu pisałem z entuzjazmem o jego książce „Dom z dwiema wieżami”. Ściskamy się, mówi (kokiet): „Wiedziałem, że mnie nie opuścisz w biedzie”. Obok Michnik, który nadal się na mnie dąsa, ile to lat… Od roku ‘88? Ma kondycję w gniewaniu się, dożywocie. Przedstawianie kandydatów do nagrody, wiele mądrych słów, dobra literatura, muzyka. Jest werdykt. Bielawski zdobywa nagrodę! Zrywam się na równe nogi albo tak mi się zdaje – na jedno wychodzi. Jego książka to psychologiczne śledztwo – autor tropi losy rodziców, ich korzenie, ojciec słynny psychiatra, szlachecka tradycja, matka z żydowskiej rodziny. W czasie wojny on w luksusowym oflagu, ona w getcie. Ta opowieść przypomina misternie rzeźbione pudełko pełne błyskotliwych refleksji. Niezwykłe połączenie chirurgicznej precyzji z poetyckością opisów. Bielawski pisze: „Polski antysemityzm, tak należy mówić. Nie antysemityzm w Polsce. Zupełnie własna paranoja, uszyta na miarę dla Polski. Ekstremalnie odporna na zużycie. Przeżywająca, okazuje się, w każdych warunkach, nawet bez Żydów. Tak dopasowana, że musiała powstać w laboratorium”. Nic dziwnego, że tak go interesuje antysemityzm, skoro dlatego musiał opuścić Polskę, by stać się cenionym szwedzkim publicystą. Czuję pokrewieństwo z jego sytuacją psychologiczną, moje korzenie są lustrzanym odbiciem: ojciec żydowskiego pochodzenia, matka z korzeniem polskich tradycji wolnościowych, jej ojciec był legionistą, zawodowym żołnierzem, bohaterem trzech wojen, w tej ostatniej zginął. Obaj dowiedzieliśmy się o swoim jednym żydowskim korzeniu już niemal jako dorośli. Maciek wyjechał, tak chciała matka. Mnie ta sytuacja chyba tylko uwrażliwiła na wszelkie odmienności. On przeżył szok emigracji i dramat zagubienia tożsamości. Ta książka jest walką o jej odzyskanie. Wychodzę w nocy z Pałacu Kultury, las wieżowców wyrósł obok daru Stalina, niektóre fantastycznie oświetlone. Poruszający wielkomiejski widok. Wszędzie dużo młodzieży, knajpy, światełka elektrycznych hulajnóg. Jakby to był normalny, zamożny kraj. Celnie powiedział Michnik ze sceny: „PiS udało się stworzyć antysemityzm bez Żydów, niechęć do islamu bez muzułmanów, nienawiść do inteligencji już być może wkrótce bez inteligencji”. To prawda, PiS obudziło w Polsce chyba wszystkie demony z naszej kolekcji demonów i nawet kilka dodało. Z kronikarskiego obowiązku wyliczam wszystkie dopływy rzeki wygranej PiS: straszenie ludzi, że „oni” zabiorą to, co dało PiS, wprowadzą euro i wszystko podrożeje, będą tym LGBT uczyć seksu dzieci, atakują wiarę i nasz Kościół, Żydzi przyjdą i zabiorą kamienice. Ważną rolę odegrały kłamstwa telewizji publicznej. Dzięki dobrej koniunkturze gospodarczej PiS mogło dawać cudowne prezenty. Ma też swój udział w porażce koalicji brak charyzmatycznego przywódcy i brak wizji. Obdarowany i wdzięczny lud poszedł do urn wyborczych, babcie wiejskie poczłapały bronić Kościoła, przecież nasz proboszcz dobry dla dzieci. Symboliczne jest to, że najlepszy wynik wyborczy miała Beata Szydło. Jak się pojedzie na polską prowincję, to we wsiach i w miasteczkach na każdym kroku spotykamy klony Szydło, lud głosował na swoje sąsiadki. Pociesza, że Parlamentu Europejskiego nie zdominowali populiści i wrogowie Unii. Wrażenie robi tam świetny wynik Zielonych. Znak, że ludzie na Zachodzie zrozumieli, że zmierzamy da samozagłady. A jak jest w Polsce? Słabiutko. PiS myśli Starym Testamentem: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. To jest „nowoczesne” kredo rządzących. Polska węglem stoi. A globalne ocieplenie? Może tak, a może nie, jakoś to będzie. • Ranek po wyborach, budzę się zgnębiony. Trochę zimno, trochę obco we własnej ojczyźnie. Wiem od dziesiątków moich znajomych, że budzili się w poczuciu, jakby im ktoś umarł. Umarła nadzieja, że nie zakończymy życia w kraju rozdartym i skłóconym, w toksycznej atmosferze pełnej nienawiści i gniewu. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 23/2019

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun