Dowiódł swoim zachowaniem, że nikomu nie można ufać, nawet kapłanowi Thomas Adamson ubrany był na czarno, przywdział też koloratkę. Miał metr osiemdziesiąt wzrostu i gęste, falujące ciemne włosy, gdzieniegdzie przyprószone siwizną. Skończył już 52 lata, lecz ani wysportowana sylwetka, ani twarz wolna od zmarszczek w ogóle tego nie zdradzały. Nie okazywał zdenerwowania, gdy zjawił się w sali konferencyjnej First National Bank w St. Paul. Otaczali go prawnicy Kościoła. Spokojnym głosem złożył przysięgę, po czym zasiadł za stołem naprzeciwko Jeffa Andersona i stenografki Lindy Jacobsen. (…) Ojciec Adamson odpowiadał na pytania, starannie dobierając słowa. Sprawiał wrażenie człowieka bystrego, wręcz ujmującego. (…) Nie brakowało mu też skromności. Przyznawał, że ma fatalny słuch muzyczny i głos, co utrudnia posługę kapłańską. Z lekkim rozrzewnieniem wspominał krótki romans z pewną młodą dziewczyną – kto wie, jak by się to potoczyło, gdyby nie obrał innej ścieżki życiowej. Jego szczerość budziła zaufanie. Anderson coraz lepiej rozumiał, dlaczego samotny nastolatek mający problemy w szkole i spragniony kontaktu z ludźmi widział w księdzu przyjaciela i wzór do naśladowania. Aby lepiej zrozumieć podejście duchownych katolickich do spraw związanych z seksem, Anderson nie wytykał przesłuchiwanemu eufemizmów, takich jak „dotykanie” albo „kontakty”, gdy chodziło o obmacywanie w miejscach intymnych lub seks oralny z dorosłymi bądź dziećmi. Chciał, by ksiądz się zrelaksował, by podczas sześciu godzin składania zeznań ujawnił jak najwięcej szczegółów ze swojego życia oraz szokujących tajemnic Kościoła. Choć jednak temat był poważny, chwilami dochodziło do zabawnych nieporozumień, gdyż Anderson nie orientował się w terminologii. (…) Kiedy ksiądz zrozumiał, o co jest proszony, chętnie opowiedział o swoim życiu erotycznym. W seminarium wielokrotnie uprawiał seks z młodymi mężczyznami i chłopcami. To samo dotyczyło okresu studiów na Katolickim Uniwersytecie Amerykańskim w Waszyngtonie w połowie lat 50. oraz posługi w południowej Minnesocie. Odkąd w 1958 r. otrzymał święcenia kapłańskie, wielokrotnie przenoszono go do innej parafii z powodu skarg albo plotek o przestępstwach seksualnych. Kiedy pracował w miasteczku Caledonia, rodzice zaczęli podejrzliwie przyglądać się jego pracy z chłopięcą drużyną koszykówki, biskup wysłał go więc do Rochester, tamtejszego księdza zaś przerzucił do Caledonii. Ksiądz z Rochester miał ponoć romans z jedną z parafianek, toteż biskup upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Zdarzało się ponadto, że Adamsona przydzielano na miejsce księdza, który zrezygnował z kapłaństwa, by wziąć ślub albo z powodu „czynów nieobyczajnych z młodymi”. Biskupi nie mówili wówczas otwarcie, że owe „czyny nieobyczajne” to po prostu molestowanie. Adamson zdawał sobie jednak sprawę, co kryje się pod tymi słowami. „Rozumiał ksiądz, co biskup miał na myśli?”, spytał Anderson. „Owszem”, rzekł duchowny. Adamson dodał ponadto, że pewnego razu ojciec Jansen, nieżyjący już znajomy z innej parafii, zażądał rozmowy, dowiedział się bowiem o pewnym zdarzeniu na basenie w Rochester. Był bardzo wzburzony plotkami. „Czy przyznał się ksiądz wówczas, że dotykał chłopca w miejscach intymnych?”, spytał Anderson. „Tak”. Owo wyznanie, a także wzmianka o Jansenie otworzyły przed Andersonem nowe pole poszukiwań. Pojawiła się szansa odkrycia kolejnych dowodów, że Kościół dopuścił się zaniedbań. Słowa księdza spadły mu z nieba. Na dodatek nikt nie sprzeciwiał się tej linii pytań, więc Anderson zaczął dopytywać o szczegóły. Ku jego zaskoczeniu Adamson nie próbował niczego ukrywać. „Kiedy dotykał ksiądz tego chłopca?” „Jesienią 1973 roku”. „I zapamiętał ksiądz, że ojciec Jansen dostał tę informację od innego duchownego, którego tożsamości ksiądz nie zna?” „Owszem, tak mi się wydaje”. „Nie chce ksiądz ujawnić nazwiska chłopca, proszę jednak, aby bez podawania żadnych szczegółów na temat jego tożsamości opisał ksiądz cały incydent”. „To było na basenie, po prostu złapałem go i zacząłem dotykać jego krocze”. W tym momencie wtrącił się prawnik diecezji Winona – ale nie po to, by zgłosić sprzeciw. Poprosił tylko, by Adamson mówił głośniej, bo szum klimatyzacji zagłusza jego słowa. Ksiądz wspominał, że w 1974 r. dyskutował z biskupem Wattersem na temat skargi dotyczącej incydentu na basenie oraz wcześniejszych przestępstw seksualnych Adamsona. Duchowny znał chłopca z basenu w szkole, w której pracował. Podporządkował go sobie i zaczął uprawiać z nim seks, gdy chłopiec miał zaledwie kilkanaście lat. W końcu krewni