Los zapisany w genach
Jest coraz więcej dowodów na to, że nasze życie jest zaprogramowane od poczęcia – Córka Wojciecha Młynarskiego nie musi być drugim Młynarskim – broni się Agata Młynarska. – Niektórzy oczekiwali ode mnie takich tekstów, jakie pisze ojciec, ale to mnie irytowało. – Mam nadzieję, że nie jestem jedynie wypadkową cech swoich rodziców i uda mi się stworzyć kiedyś coś własnego – własny styl i w pisaniu, i w życiu – zwierza się w jednym z wywiadów Agata Passent, córka Daniela Passenta i Agnieszki Osieckiej. W oczach rodziców przeglądają się wszyscy. Kiedyś mówiło się o podobieństwie rodzinnym. Dziś chętniej pada słowo geny. Anonimowe, obce i bezwzględne w kształtowaniu człowieka. Słowo geny nie będzie zapewne zbyt często się przewijało w czasie naszych wielkanocnych spotkań. Ale dawno niewidziany kuzyn na pewno wywoła okrzyk zdumienia: „No, teraz to jesteś zupełnie podobny do…” albo: „Dziadek też był taki uparty”. Ja sama po raz 150. zobaczę w mojej córce kopię jej ojca. Tak jak ja jestem kopią swojego. Jest w nas wielka tęsknota, by dzieci były naszymi lustrzanymi odbiciami. Maryla Rodowicz wylicza podobieństwo jej i córki: muzykalność, zdolności plastyczne. Ale najważniejsze są drobiazgi. – Gdy idziemy razem ulicą, obie reagujemy na dźwięk silnika i oglądamy się za motocyklistą – Maryla Rodowicz właśnie w tym szczególe widzi wyjątkową więź. Jednak to wmawianie podobieństw jest przeważnie jednostronne. Dzieci nie chcą być do nas podobne. Katarzyna Jasińska, córka Maryli Rodowicz, rozwiewa nadzieje. Mówi, że wcale nie jest tak uzdolniona artystycznie. Poza tym może i są psychicznie podobne, ale system wartości mają różny. Matka uległa bezwzględnym regułom show-biznesu, córka chce być wolna. Dobrze wiem, co mam po kim Co po ojcu, co po matce, jak nagle objawił się odziedziczony upór dziadka, a ten kosmyk – dziecku układa się tak samo jak dawno zmarłej ciotce. A uśmiech, a pasja fotografowania, to… Z tych drobiazgów składamy tożsamość rodzinną. Ale genetycy poszli dalej. Przypominają, że całe nasze człowieczeństwo, nawyki i skłonności pochodzą nie tylko od rodziców, ale i od praprzodków. Dlaczego nie możemy powstrzymać się od objadania słodyczami? Winny jest jaskiniowiec. Na sawannie cukru było jak na lekarstwo i gdy prymitywny myśliwy natrafił przypadkiem na gniazdo pszczół, pożerał miód do ostatniej kropli, by uzupełnić skąpe zapasy węglowodanów. Zakodowany w genach pęd do cukru u jednych jest silniejszy, u drugich słabszy. Naukowcy z Mount Sinai School of Medicine w Nowym Jorku przeprowadzili test, w czasie którego badanych częstowano czekoladą. Niektórzy zjedli kawałek, inni pochłaniali całą tabliczkę. Większą skłonność do spożywania dużych ilości słodyczy zaobserwowano u osób, u których wykryto receptor białkowy kodowany przez odpowiedni gen. Agata Młynarska ma problem podobieństwa do rodziców dobrze przemyślany. – Po ojcu mam pracowitość, jestem skrupulatna, mam także podobny lęk przed światem i poczucie, że jeśli coś ma się zdarzyć, będzie raczej złe niż dobre – wylicza. Równie wyważone są refleksje Agaty Buzek: – Urodę odziedziczyłam po ojcu. Charakter po matce. Tak samo jestem spokojna, ciepła i zorganizowana – mówi z pewnością. Maryla Rodowicz ma praktyczny stosunek do dziedziczenia. – Cerę i wygląd zawdzięczam genom – mówi. – Moja matka ma piękne włosy, moja babcia jeszcze po pięćdziesiątce nosiła warkocz. Ale wraz z genami dostałam tendencję do tycia. I całe życie z nią walczę. Zazdroszczę moim koleżankom, które bezkarnie opychają się makaronami – twierdzi Maryla Rodowicz, wpisując się na długą listę osób genetycznie skłonnych do nadwagi. Na razie gen winny naszym skłonnościom do tycia wyodrębniono na poziomie myszy. Do odchudzania człowieka jest jeszcze daleko. Maciej Damięcki bez wahania przyznaje, że jest kopią swojego ojca. – To był typ rozrabiaki, nieprawdopodobny watażka, który potrafił najtrudniejszą sytuację przemienić w żart. Mam to po nim – zapewnia. A dzieci – Mateusz i Matylda? – Po mnie nie mają lęku przed kamerą – tłumaczy. – Odziedziczyły także wady. Na przykład Matylda jest bałaganiarą, ale usprawiedliwiam ją zawsze i to, co widzę w jej pokoju, nazywam artystycznym nieładem. Prof. Zbigniew Religa wybacza synowi