Czy wizja latających nad ziemią samochodów i motocykli wreszcie się zmaterializuje? 26 października fani zarówno fantastyki literackiej w stylu Lema, jak i popkultury spod znaku „Powrotu do przyszłości” czy kreskówek w typie „Jetsonów” mogli zgodnie wstrzymać oddech w oczekiwaniu na efekt pokazu A.L.I. Technologies. Japoński start-up zajmujący się przede wszystkim produkcją samolotów bezzałogowych zaprezentował po raz pierwszy na żywo XTurismo, swój najbardziej widowiskowy produkt. Czym jest? Właściwie, przynajmniej na razie, nie wiadomo – głównie z powodu sporów natury językowo-definicyjnej. Laicy mogliby go nazwać latającym motocyklem, ale od razu widać, że to określenie nieprecyzyjne. Maszyna nie ma kół i tak naprawdę nie lata, tylko unosi się na wysokości kilkudziesięciu centymetrów nad ziemią. A to spora różnica, nie tylko z technologicznego punktu widzenia. Na pewno nie dron, bo dron jest urządzeniem bezzałogowym, a XTurismo jest kierowane przez człowieka. Inni entuzjaści proponują nowe nazwy, niezwiązane z istniejącymi już wynalazkami. Język w końcu sobie z tym poradzi, nawet jeśli z początku wytworzy coś niekoniecznie intuicyjnego – samochód przecież jest samochodem do dzisiaj, mimo że wcale „sam nie chodzi”. Demonstracja XTurismo, choć pod wieloma względami efektowna, wcale nie zwiastuje rewolucji w transporcie miejskim. Napędzany gazem pojazd w powietrzu wytrzyma maksymalnie 40 minut. Po upływie tego czasu bezpiecznie, ale też niezwykle szybko podejdzie do lądowania. Jak szybko? Tego producenci nie precyzują, nacisk w materiałach reklamowych kładą na słowo bezpieczeństwo. Można sobie wyobrazić, jak ważący ponad 300 kg sprzęt z mniejszym lub większym hukiem „parkuje”, bo za długo lewitował ponad jezdnią. Huk jest zresztą słowem nieprzypadkowym w tym kontekście, gdyż XTurismo hałasuje niemiłosiernie. Jego demonstracja odbyła się na torze wyścigowym i ktoś postronny na podstawie dźwięków mógłby pomyśleć, że chodzi właśnie o pokaz bolidów Formuły 1. Sam ów pokaz nie był specjalnie ekscytujący, trwał zaledwie kilka minut. Pilot wystartował, uniósł się nad tor, wykonał kilka podstawowych manewrów, po czym posadził pojazd z powrotem na asfalcie. Widać przy tym było, że XTurismo do prostych w obsłudze nie należy. Sam start był trudny, bo przeszkadzał nawet lekki wiatr, pilot miał kłopot z zachowaniem równowagi. Nawrotka przeszła już bez przeszkód, ale wielu widzów i tak było zawiedzionych. Ta krótka demonstracja okazała się znacznie mniej ekscytująca niż zapowiedź wideo zamieszczona wcześniej w internecie przez A.L.I. Technologies. Tam sprzęt wyglądał prawie jak z „Gwiezdnych wojen”. Szybki, stabilny, błyskawicznie pokonywał kolejne metry. Rozdźwięk pomiędzy materiałami promocyjnymi a rzeczywistością nie jest oczywiście niczym dziwnym, zwłaszcza w sektorze technologicznym i w przypadku kompletnych prototypów. Nawet jednak biorąc pod uwagę rynkową normę, XTurismo zawiódł fanów. W mediach społecznościowych i na forach branżowych sporo było komentarzy, że nowy pojazd to pic na wodę, droga (wyceniana na 680 tys. dol.) zabawka, która nie jest w stanie spełnić pokładanych w niej nadziei. Czyli przede wszystkim nie upowszechni się na skalę masową. Co innego jednak media głównego nurtu i ich odbiorcy. Tam japoński wynalazek zrobił furorę. Rzeczywiście, jeśli ktoś nie śledził wcześniej tego rynku, mógł pod koniec października stanąć jak wryty. Oto Japończycy pokazali machinę, którą człowiek może latać po mieście. Posypały się porównania do projektów znanych z futurystycznych filmów i książek, mniej lub bardziej trafione analogie. I cała masa przewidywań, dokąd nas XTurismo i podobne pojazdy w przyszłości zaprowadzą. Szkopuł w tym, że twórcy rozwiązań dla transportu idą w kierunku latania już od dawna. I wielu, choć słabiej rozreklamowanych, jest znacznie bliżej upowszechnienia swoich wynalazków niż A.L.I. Technologies. Tak jest chociażby w Korei Południowej, gdzie rząd już kilka lat temu stworzył specjalne konsorcjum prywatnych firm i publicznych instytucji w celu znalezienia sposobu na przeniesienie transportu z jezdni ponad nie. Efekt? Próbny lot powietrznej taksówki, zrealizowany 11 listopada pomiędzy pasem startowym lotniska Gimpo w Seulu a centrum koreańskiej stolicy. Tu skala przedsięwzięcia była znacznie większa niż u Japończyków. Wehikuł, zbudowany przy współpracy z Niemcami, wzniósł się na wysokość 50 m i pokonał odległość niemal 3 km w nieco ponad trzy minuty. Koreańskie ministerstwo transportu