Nie lubię być na fali

Nie lubię być na fali

Dzisiejsze kino jest medium dużo mniej interesującym,niż było wówczas, gdy zdecydowałam się zostać filmowcem Rozmowa z Agnieszką Holland – Niedawno widzieliśmy w teatrze telewizji „Dybuka” Szymona An-skiego w pani reżyserii. Co sprawiło, że zainteresowała panią tak mistyczna sztuka? – Może nadszedł mistyczny okres w moim życiu… Ten utwór, jeden z najlepszych w repertuarze teatru żydowskiego, od dawna mnie interesował. Chciałam pokazać polskiej widowni sztukę, która ma w sobie folkloryzm żydowski, pewną „chagallowszczyznę”, ale odrzeć ją ze stylu cepelii, w jakim się zwykle wystawia tego typu repertuar. Chciałam pokazać, co jest duchem kultury i mistyki chasydzkiej. – Czy zainteresowanie mistyką ma jakiś związek z ruchem schyłku XX wieku – New Age, z modą na ezoterykę, spirytualizm, itd.? – Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, prawdopodobnie dlatego, że w ogóle nie lubię być na fali. Ale możliwe, że teraz, na przełomie wieków, jest coś takiego w powietrzu, co sprawia, że pewne nastroje, tematy, estetyki zbiegają się z różnych stron i dziedzin życia. – Pani najnowszy film, „Trzeci cud”, opowiada o cudotwórczyni i cudach w sposób bardzo realistyczny, jak „Dybuk” o duchach. Czy zatem można przypuszczać, że wierzy pani w zjawiska nadprzyrodzone? – Jeżeli mogę je zainscenizować w taki sposób, to może one istnieją? A jeśli mnie na to stać, to może Boga również, kto wie?… Właśnie ten realistyczny sposób opowiadania o rzeczach nadprzyrodzonych zainteresował mnie w scenariuszu. To, że jak w „Dybuku” cuda i duchy istnieją na tym samym poziomie realności, co ludzie. To mnie szalenie pociąga w mistyce żydowskiej. Mistyka katolicka traktuje zjawiska nadprzyrodzone w sposób nieco histeryczny – o stygmatykach, ludziach mających widzenia, czyniących cuda, mówi z pewnego rodzaju przerażeniem. Także filmowcy mają kłopoty z tego typu problematyką. Na ogół filmy o transcendentnych zjawiskach, także o katolicyzmie i księżach, dzielą się na trzy grupy. Amerykanie zazwyczaj używają zjawisk nadprzyrodzonych jako materii do efektów specjalnych, jak np. w „Egzorcyście”. Są to ewidentnie rozrywkowe horrory, często z postacią diabła, który ma straszyć. Druga grupa to filmy satyryczne, pokazujące w absurdalny sposób Kościół katolicki. Kościół katolicki lepiej nadaje się do satyry niż jakikolwiek inny, bo jest zhierarchizowaną instytucją, ma najwięcej symboli i znaków, które na dokładkę przerodziły się w kulturze masowej w niebywały kicz. Trzecia grupa to psychologiczne dramaty o księżach, którzy się samooszukują, mają problemy ze swoją seksualnością: albo są homoseksualistami, albo pedofilami, sutanna jest dla nich przykrywką dla niepogodzenia się z tożsamością. Sądzę, że sprawy religijności milionów ludzi, wiary w zjawiska nadprzyrodzone, a także Kościoła katolickiego są zbyt poważne, żeby je traktować jako temat do dowcipów, czy straszenia. – Mówimy o cudach i duchach. Ciekawe, jaki jest pani stosunek do życia pozagrobowego? – Pozytywny. Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie afirmatywnie. Chciałabym wierzyć. Sądzę, że wszyscy mamy chwile, kiedy nam się wydaje, że jednak coś tam jest po drugiej stronie, że ktoś się z nami komunikuje. Ale takiej oczywistej wiary nie mam. – A oczywistą niewiarę? – Też nie mam. – Może dawniej była pani racjonalistką i ostatnio zainteresowała się mistyką? – Nigdy nie byłam całkowitą racjonalistką. Jako młoda dziewczyna, gdzieś do 16. roku życia, byłam bardzo wierząca. Potem ta wiara ode mnie odpłynęła, z różnych powodów. Ale zawsze drażniła mnie i drażni postawa agresywnego racjonalizmu, wyrażająca się w przeświadczeniu, że ludzie wierzą, bo są głupi, zacofani albo się bardzo boją śmierci. Mnie się zdaje, że to jest znacznie bardziej skomplikowane. – A nie drażni pani postawa agresywnej, fanatycznej wiary, fundamentalizmu religijnego? – Oczywiście, że tak. – To jest dzisiaj chyba większy problem niż agresywny racjonalizm. W Polsce racjonaliści w ogóle nie są popularni. – W Polsce wiara czy niewiara jest sprawą drugorzędną, ważniejsza jest sprawa przynależności do Kościoła katolickiego i manifestowania tego jako formy pewnej racji politycznej raczej niż duchowej. Zresztą u nas od wieków sprawy duchowe były drugorzędne w stosunku do narodowo-politycznych, co było uzasadnione historycznie, walką o zachowanie tożsamości w podbitym kraju. To trochę przypomina sytuację Żydów w diasporze. – Nie obawiała się pani, że filmem „Trzeci cud” narazi się polskim katolikom? – Ten

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 24/2000

Kategorie: Wywiady
Tagi: Ewa Likowska