Jestem opowiadaczem. Granie i śpiewanie piosenek to jedna z uczciwszych form przetrwania Rozmowa z Lechem Janerką LECH JANERKA – wokalista, kompozytor, basista, a także autor tekstów piosenek. Założyciel i lider zespołu Klaus Mitffoch. Twórca muzyki filmowej – “Chce mi się wyć” reż. Jacek Skalski i “Obcy musi fruwać” reż. Wiesław Saniewski. – Czy to prawda, że jesteś dziadkiem? – A co w tym dziwnego?! Urodziłem się w 1953 roku – ludzie w moim wieku zwykle zostają dziadkami. To normalna sprawa. – Wielu artystów rockowych nie ujawnia tak bezceremonialnie swojego wieku. Podobno, by nie tracić kontaktu z młodzieżową publicznością… – Ale ja nie jestem rockmanem. I nie śpiewam dla młodzieżowej publiczności. Nie śpiewam dla dzieci. Nie przepadam za muzyką rockową. Nigdy nie czułem się muzykiem rockowym! – To paradoks. I publiczność, i krytycy uważają cię za przedstawiciela tzw. rocka intelektualnego. – Nie widzę tu żadnego paradoksu. Proszę bardzo, wyjaśniam nie w imieniu publiczności i krytyków, a swoim własnym. Nie jestem muzykiem rockowym… – A więc jesteś poetą? – Nie czuję się też poetą! Po prostu piszę teksty do piosenek i staram się, by nie były głupkowate. Piszę do muzyki i to poszczególne frazy decydują o układzie słów. Marcin Świetlicki zapytał mnie kiedyś, czy obraziłbym się, gdyby nazwał mnie poetą. Nie obraziłbym się, bo się w ogóle nie obrażam. Ale poetą się nie czuję. Komponowanie, pisanie i śpiewanie to mój prywatny sposób na życie. W piosenkach opowiadam o sobie. Jestem opowiadaczem. Granie i śpiewanie piosenek, to jedna z uczciwszych form przetrwania. W ogóle najbardziej interesuje mnie sam proces powstawania utworu. Nie bardzo lubię występować. Jestem nietowarzyski. Nie lubię się pokazywać… Moja żona twierdzi, że jestem autystą, a granie to jedynie terapia. Z tego, co widzę, chyba dość skuteczna. Interesuje mnie wyrażanie osobowości. Właściwie przez całe swoje świadome życie tylko tym się zajmuję. Wyrażam siebie! – Nie jesteś rockmanem, nie jesteś poetą, nie śpiewasz dla dzieci… Kto więc słucha twoich piosenek? – Różni ludzie. Kiedyś dostałem folder z jakiejś wystawy malarskiej w dobrej, zachodniej galerii. Wśród inspiracji autor wymienił moją muzykę. Na koncerty przychodzą rozmaici ludzie – od nastolatków, aż po moich rówieśników. Raz nawet przyszedł pan sporo ode mnie starszy i potem nieźle sobie pogadaliśmy. Jeżeli mówię, że nie śpiewam dla dzieci, to mam na myśli małoletnią publiczność masową. Ale czasem nawet 16-latek jest dojrzały intelektualnie i może być znakomitym partnerem. Przepaść pokoleniowa to mit! Owszem, istnieją bariery intelektualne i emocjonalne między różnymi ludźmi, nie wynikają jednak wyłącznie z różnicy wieku. Byłem kiedyś na jubileuszu swojego liceum. Jedyne bliskie mi osoby to uczniowie… Spytałem jakiegoś “emeryta”, w którym roku kończył szkołę, a on mi mówi, że w tym samym, co ja! Chciałem się zachować kurtuazyjnie i otrzymałem bardzo bolesną odpowiedź. Nie mogłem uwierzyć, ale jak zobaczyłem nasze odbicia w szybie, zrozumiałem, że między nami nie ma żadnej różnicy. – Jesteś poważnym człowiekiem, którego nie opuszcza Wojaczkowa “Ironiczna pani”… – Nawet jeżeli ironiczna, to na pewno nie Wojaczkowa. Wojaczek nie wymyślił ironii. Miałem okazję poznać go osobiście i nie był specjalnie ironiczny. Był młody, a już mocno przealkoholizowany… – Nie zamierzałam dyskutować z tobą o Wojaczku… Chodziło mi o ironię, którą w twoim wydaniu można uznać za autokreację. – To nie jest poza. Naprawdę taki jestem – cyniczny i przekorny. Szydzę z siebie, by nie dać się zagłaskać. To taki mój prywatny cynizm konstruktywny… – Ostro wypowiedziałeś się o alkoholizmie. Nie pijesz? – Nie piję, bo stany euforyczne potrafię uzyskiwać w inny sposób. – Trawka, czy coś mocniejszego? – Przez narkotyki umarł muzyk, z którym nagrałem “Historię podwodną”. Taka odpowiedź powinna ci wystarczyć. – Skoro powinna… Jak wspominasz swoje koncerty w Jarocinie? Było tam przecież wszystko, czego nie lubisz! – Tak, rzeczywiście publiczność jarocińska bywała falującym tłumem. Czasami nawet groźnym. Ale ja nie spotkałem się z agresją albo chamstwem. Zdarzało się, że w innych rzucali butelkami. We mnie nigdy. – Dlaczego? – Może dlatego, że traktuję publiczność uczciwie. Uczciwość jest dla mnie wielką wartością, bo tylko przez nią można dążyć do prawdy, co brzmi patetycznie, ale tego będę się trzymał. – Czy prowadzisz z publicznością dialog czy walkę? – Z publicznością nie muszę walczyć. To raczej rozmowa. Staram się być
Tagi:
Ewa Gil-Kołakowska