Ludzie listy piszą?

Ludzie listy piszą?

Kto oprócz urzędów ktoś jeszcze wysyła listy? W 2001 roku Poczta Polska doręczyła ich blisko 2 miliardy „Prawdziwy rozkwit przeżywa poczta w Polsce Ludowej. Stutysięczna armia działaczy, ambulanserów, listonoszy dociera do zapadłych wsi, niosąc kaganiec oświaty. Gdybyśmy przewożone rokrocznie listy ułożyli w rzędzie, powstałaby wstęga, którą można by osiem razy opasać kulę ziemską”, tak w 1958 r. „Głos Nauczycielski” kłaniał się czterechsetletniej Poczcie Polskiej. A jeszcze w latach 80. „Trybuna Ludu” alarmowała: „Listonoszy jest wciąż za mało. W 1981 r. na 10 tys. ludności przypadało 5,1 doręczyciela. Poczta odczuwa to wyraźnie”. Listonosz do niedawna był częścią pejzażu. – Każdy mi się kłaniał – opowiada pan Józek, emerytowany listonosz z Woli, który z torbą przewieszoną przez ramę roweru przemierzał ten sam rewir 25 lat. – Przynosiłem przecież listy od rodziny, która rozjechała się po Polsce, korzystając z przydziałów pracy. I na kawę ktoś czasem zaprosił. Dziś, pani, ludziska poprzestraszani bandytyzmem montują te domofony i skrzynki na korespondencję. A i młodym teraz lżej roznosić, bo w torbach wszystkiego mniej. Dawniej ludzie pisali o wszystkim: o zdrowiu, mszycach na fikusie, nowym regale marki Bieszczady, no i że czekają na odpowiedź – wzrusza się pan Józek, który pamięta smak kleju na kremowych zakładkach. Jesienią echo prośby o chociaż krótki list kręci się w uchu jak bigbitowa piosenka, ale listy nie przychodzą. Przecież mamy XXI w. Lisy w listopadzie Papierowa korespondencja trąci już myszką, a koperta w skrzynce wzbudza raczej podejrzenia. Otwiera się ją po to, by wymieść reklamowe ulotki. Poza listami z urzędów, które muszą przyjść pocztą, bo mają wartość dokumentu, czytamy jeszcze listy otwarte, gończe lub pasterskie w prasie. Tylko kilka procent korespondencji przekazywanej obecnie przez pocztę to listy prywatne. Entuzjaści lub nawiedzeni piszą jeszcze czasem do szacownych autorytetów. Gdy Wisława Szymborska oświadczyła publicznie, że podzieli się nagrodą Nobla, listy z prośbami o wsparcie przychodziły „na kilogramy”. Stanisław Lem ciągle dostaje kartki zawiadamiające o spotkaniu z interwencją kosmiczną na Księżycu. Zasypujemy też wyznaniami przystojnych bohaterów telewizyjnych seriali, kąciki samotnych serc w magazynach, no i urzędy (tym listom ze względu na polską biurokrację katastrofa chyba nie grozi). Piszą też… stacje benzynowe. – Hania, prawnuczka Sienkiewicza, przysłała mi ostatnio list zaadresowany: Henryk Sienkiewicz, Oblęgorek, ul. Stefana Żeromskiego z… reklamą benzyny – opowiada Barbara Wachowicz. – Zastanawiałyśmy się, czy odpisać nadawcy, że adresat zszedł z tego świata w 1916 r., a samochody nazywał „samoswędami”, bo nie był ich entuzjastą. Sienkiewicz – podróżnik załamałby się jeszcze z innego powodu. W hotelowych pokojach już nie leży na stoliczku firmowy papier, atrament ani pióro, przyznają producenci papeterii. – Rynek załamał się całkowicie – ocenia Piotr Litwa z Krakowskich Zakładów Wyrobów Papierniczych „Trefl”. – Z roku na rok sprzedaż spada o 50%. Grupa wiernych klientów to jeszcze emeryci kupujący najtańszy biały zestaw listowy za 1,5 zł. Bum telefoniczny końca lat 70. przyczynił się do zmierzchu epistolarnych praktyk. Ale to był tylko początek. Świat papieru zaatakował niechlujny mutant listu i techniki, czyli e-mail, a rytuał rozmowy – skrótowy SMS za parę groszy. Dziewczyny już nie biegają za kopertami z zachodem słońca. Bo i po co? W specjalnym programie mogą same projektować kolorowe wzory z bajerami. A graficzne znaczki, tzw. emotikonki, wyręczają w nazywaniu trudniejszych emocji. Kiedyś mówiło się o tym sztuka epistolarna, dziś – netykieta. – W teorii komunikacji jest niezbyt piękne określenie „kanał”, mówiące o rodzaju komunikacji ze względu na jego medium – zamyśla się prof. Krzysztof Kłosiński z Uniwersytetu Śląskiego, wiceprezes Komitetu Nauk o Literaturze PAN. – List był przez wieki jedynym kanałem komunikacyjnym między ludźmi. Dziś nastąpiła ich pluralizacja. A wszystko zmierza do „bezpośredniego” efektu rozmowy, do stymulowanego, transmitowanego widzenia siebie nawzajem. Listy wprowadzają czynnik asynchronii, opóźnienia, międzyczasu. Wideofonia tę przestrzeń chce skasować. Dobranoc z Kalifornii Do Stanów nie telefonuje się ani tym bardziej nie pisze, żeby powiedzieć komuś dzień dobry, przekazać błahostkę, przepis na szarlotkę, mimo że Telekomunikacja

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 46/2002

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Edyta Gietka