Każdego dnia posłowie otrzymują po kilkanaście listów od obywateli. Rekordziści nawet 100 dziennie „Mam 40 lat i nie chcę mieć więcej dzieci. Fatalnie znoszę pigułki antykoncepcyjne, a nie chcę zakładać spirali. Chciałabym podwiązać sobie jajowody, a mój mąż chciałby to samo zrobić z nasieniowodami. Niestety nasze prawo na to nie zezwala”. – Wciąż te same problemy – opowiada Katarzyna Piekarska z SLD, czytając kolejny list w biurze poselskim. Codziennie czeka na nią sterta korespondencji. Trzeba systematycznie przeglądać, bo inaczej urosną stosy. Czego dotyczą listy? – Lepiej powiedzieć, czego nie dotyczą – mówi Piekarska. Każdego dnia posłowie otrzymują po kilkanaście listów od obywateli. Rekordziści nawet 100 dziennie. Korespondencyjna forma kontaktu z parlamentarzystą cieszy się największą popularnością. Ludzie proszą o radę, znalezienie pracy, czasem po prostu chcą się wyżalić, a nawet wydać na posła wyrok śmierci. Jak załatać dziurę w dachu Katarzyna Piekarska każdy list stara się przeczytać sama. Żadnego nie zostawia bez odpowiedzi. Ludzie skarżą się na niesprawiedliwe wyroki sądowe, proszą o pomoc w znalezieniu mieszkania zastępczego. Piszą też miłośnicy zwierząt. Do Renaty Beger z Samoobrony zwracają się przede wszystkim samotne matki i ludzie na krawędzi rozpaczy. – Proszą o zapłacenie rachunku za prąd, mieszkanie. Szkoły zwracają się o dofinansowanie dożywiana, zakup sztandaru – wylicza posłanka. Są też listy od rolników. – Trzeba wytłumaczyć niuanse z dziedziny weterynarii, wstawić się w urzędach – opowiada. – Ale nie na zasadzie przymknięcia oka. Wszystko zgodnie z prawem – zapewnia. Za sprawą akcji „Miesiąc za 500 zł” mnóstwo listów dostaje Paweł Graś z PO. Ludzie przysyłają odcinki rent, przedstawiają szczegółową listę wydatków i piszą, w jaki sposób, mając do dyspozycji 100 zł, udaje im się przeżyć do końca miesiąca. – Są też prośby o interwencję, skargi na ZUS i spółdzielnie mieszkaniowe. Część listów ma charakter lobbingowy. Kiedy zajmowaliśmy się wyrobami tytoniowymi, uaktywniała się branża tytoniowa, jak mówiliśmy o aptekach, lobbowali farmaceuci. Do Marka Widucha z SLD piszą uczniowie i studenci, prosząc o materiały dotyczące UE. Są też bardziej przyziemne prośby. – Interwencje w sprawie dziury w dachu czy nieprzejezdnej drogi – mówi parlamentarzysta ze Śląska . Piekarską upodobali sobie więźniowie. – Skarżą się na złe warunki i traktowanie. Jeden pisał średnio raz w tygodniu, odnajdując kolejną sprawę, która leżała mu na sercu – zauważa. Para rasowych gołębi „Jestem starszą, schorowaną osobą, a pan jest moją ostatnią nadzieją! Proszę o pomoc w sprawie reklamacji drzwi do lodówki. Byłam już wszędzie, ale problem przerasta iloraz inteligencji tych wszystkich, którzy mi odmówili”. Kiedy poseł Jerzy Dziewulski z SLD przeczytał ów list, omal nie spadł z krzesła. – Pomyślałem, że ktoś robi sobie żarty. Doszedłem jednak do wniosku, że ta kobieta może przeżywać dramat – opowiada. Postanowił działać. Z powyższym dylematem zwrócił się do dyrektora jednej z fabryk. Po kilku dniach otrzymał pismo z podziękowaniami. „W tych kilku słowach nie jestem w stanie oddać mojego szczęścia. Wreszcie, po ośmiu miesiącach męki mogłam włączyć lodówkę”. Propozycję nie do odrzucenia otrzymał natomiast poseł Graś: „Cieszę się, że pan przeżył, ale w takim razie proszę o przekazanie mi reszty uposażenia, które pan zaoszczędził. Do listu dołączam numer konta”. Ktoś inny przesłał zaś butelkę szampana. Katarzynę Piekarską, miłośniczkę zwierząt, ktoś chciał obdarować parą rasowych gołębi. – Odpisałam, że serdecznie dziękuję i chętnie bym przyjęła, jednak nie mam czasu nimi się zająć – wspomina. Innym razem kobieta prowadząca schronisko poprosiła w liście o pożyczkę. Obliczyła już nawet, że będzie miesięcznie spłacała w ratach po 50 zł. – Listy, do których dołączony jest wypełniony druk wpłaty, doprowadzają mnie do furii. Tym bardziej że o pieniądze domagają się najczęściej nikomu nieznane stowarzyszenia – mówi Dziewulski. Ludzie proszą o pomoc w załatwianiu sporów międzysąsiedzkich i rodzinnych problemów. – Jedna z matek chciała, abym nakłoniła jej syna do podjęcia terapii odwykowej. Miałam jednak nie zdradzać, skąd wiem o jego kłopotach z alkoholem. Doszłyśmy do wniosku, że w takiej
Tagi:
Tomasz Sygut