Brazylia chce skorzystać na kryzysie w Stanach Zjednoczonych Ameryka Łacińska, Afryka i Azja nie mogą być „ofiarami burdelu, jaki zafundował sobie system bankowy Stanów Zjednoczonych”, skomentował dosadnie kryzys na Wall Street prezydent Brazylii. Luiz Lula da Silva nie ma litości dla amerykańskiego sojusznika. „Stany Zjednoczone – mówi ten 62-letni były robotnik, za którego prezydentury największy kraj Ameryki Łacińskiej stał się jedną z wielkich potęg gospodarczych świata – zapomniały o lekcjach, których nam udzielały. O swych pouczeniach dotyczących wolnego rynku i receptach zakazanych dla Ameryki Łacińskiej”. Lula, jak nazywają go wszyscy na kontynencie, mówił w ten sposób do dziennikarzy, gdy pod koniec września notowania na giełdzie w Săo Paulo spadły pod wpływem amerykańskiego kryzysu, wywołanego bezpośrednio pęknięciem bani ze śmieciowymi hipotekami, o przeszło 9% – najniżej od siedmiu lat. Dosłownie Lula powiedział: „Biedne kraje, które dokonały wielkich poświęceń finansowych, które uczyniły wszystko, aby wejść w fazę rozwoju, nie powinny być ofiarami burdelu, jaki zafundował sobie system finansowy Stanów Zjednoczonych. Patrzę z pewnym smutkiem na ważne, bardzo ważne banki, które całe życie udzielały Brazylii rad, co powinna robić, a czego nie, i teraz zbankrutowały”. Tych słów nie wypowiedział ani Hugo Chavez, ani zbuntowany przeciwko hegemonii USA indiański prezydent Boliwii, Evo Morales, ani żaden inny latynoamerykański populista, lecz dobry sojusznik USA. Powtórzyły je czołówki wszystkich gazet kontynentu, który po raz pierwszy w swej historii zaczyna się na serio emancypować. Gdyby katastrofa przyszła wcześniej… Po akcji ratunkowej państwa dla upadających banków, brazylijski ekonomista Celso Furtado ironizował: „USA są dziś największym światowym towarzystwem ubezpieczeniowym z socjalizmem dla bogatych i Wall Street, miejscem, gdzie zyski są prywatyzowane, a straty socjalizowane”. Lula zacytował te słowa na otwarciu 63. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. W prywatnych rozmowach często powtarza: „Każdy podlega regułom obowiązującym w jego kraju lub narzucanym przez instytucje międzynarodowe. Tylko nie banki”. „I z jaką twarzą USA mogą nadal atakować Chaveza za jego systematyczną nacjonalizację gospodarki?”, pytał ekonomista wykładający na Uniwersytecie Nowego Jorku, Nouriel Roubini. Ameryka Łacińska jest amerykańskim kryzysem zaniepokojona, ale najmniejsze powody do obaw mają właśnie Wenezuela i Brazylia. 90 na każde 100 dol. inwestowanych przez zagraniczne firmy w Ameryce Łacińskiej trafia do Brazylii. Gdyby katastrofa w USA wydarzyła się 10 lat temu, gdy 30% całego brazylijskiego eksportu szło do USA, repliki tego trzęsienia ziemi w Brazylii mogły być katastrofalne. „Ale dziś – powiedział brazylijski prezydent na spotkaniu z grupą czołowych hiszpańskich dziennikarzy – już tylko 15,8% naszej produkcji sprzedajemy do Stanów”. Brazylia, która całkowicie spłaciła za prezydentury Luli swe zadłużenie wobec Światowego Funduszu Walutowego, ma dodatni bilans płatniczy. Jeszcze niedawno wydawało się to niemożliwe, a brazylijscy biskupi katoliccy wzywali wielkich wierzycieli Brazylii do darowania jej długów w imię ludzkiej solidarności z biednymi. Kraj zgromadził rezerwy w wysokości 207 mld dol. Bazylia nie jest już wielkim dłużnikiem, lecz wierzycielem. „Jestem przekonany, że Brazylia niewiele ucierpi, jeśli w USA dojdzie do głębokiej recesji”, deklaruje Lula. Kraj na trzy B Przedstawiciele czołowych hiszpańskich mediów, których w tych dniach przyjął Lula, byli pod wrażeniem stylu pracy byłego przywódcy związkowego, który sześć lat temu został po raz pierwszy prezydentem. Zamiast działaczy swej Partii Pracy, na czele której wygrał wybory, powołał na swych doradców najwybitniejszych brazylijskich ekspertów z różnych dziedzin. Ekonomistów, specjalistów w dziedzinie prawa międzynarodowego, dyplomatów. Muszą być nieźli, skoro w połowie drugiej czteroletniej kadencji Lula ma wśród wyborców 80% poparcia. Dobierając sobie współpracowników, kierował się zapewne niezbyt wysokim mniemaniem o swych kolegach partyjnych, mało odpornych na pokusy związane z władzą. Wielu już musiało odejść z rządowych stanowisk pod zarzutem korupcji, która ma w Brazylii długą tradycję. Brazylia za rządów tego prezydenta stała się ulubionym tematem ekspertów od gospodarki, geopolityki, futurologii. Brazylijski real jest najsilniejszą walutą świata, chociaż kilkanaście lat temu każdy od niego uciekał. Brazylijskie żelazo, mięso i soja podbijają rynki. Standard
Tagi:
Mirosław Ikonowicz