Madrycki spleen

Madrycki spleen

FOT. XINHUA/GAO JING/EAST NEWS

Barcelona na każdego rywala stosuje inny manewr taktyczny

Październik zakończył się dla madridistas koszmarnie, choć wszystko wskazywało na to, że nadchodzi dla Realu czas dionizyjski. W rewanżu za finał Ligi Mistrzów Królewscy wygrali z Borussią Dortmund w swoim stylu, jako specjaliści od spektakularnych remontad, od stanu 0:2 do przerwy wyciągnęli końcowy wynik 5:2. Rozszalały Vinicius ustrzelił hattricka i nabrał pewności, że Złotej Piłki nikt mu już nie odbierze.

Tak efektowny występ miał być języczkiem u wagi, setka dziennikarzy uprawnionych do głosowania miała się nie oprzeć takiemu popisowi. Połowę TOP 10 Złotej Piłki stanowili gracze Realu Madryt, trenerem roku został coach Galácticos Carlo Ancelotti, Vini już szykował olbrzymią imprezę, miał pomysł na okolicznościową koafiurę i umówionego fryzjera. Aż nagle poszedł przeciek: gremium w końcu sobie przypomniało o tym, że Złota Piłka to nie Złoty But (trofeum dla najlepszego snajpera lig europejskich) – i choć w ostatnich 15 latach tylko raz nagrodzono gracza, który nie był napastnikiem (Luka Modrić wzniósł trofeum w 2018 r.), tym razem przygotowano niespodziankę. Za najlepszego piłkarza świata uznano Rodriego, pomocnika Manchesteru City i reprezentacji Hiszpanii.

Odwołano lot, Real zbojkotował galę, dając wyraz przedszkolnej frustracji i błaźniąc się przed światem po raz drugi w ciągu kilku dni. Najpierw bowiem został zlany w swojej świątyni przez odwiecznego wroga, przegrywając El Clásico, najważniejszy mecz ligowy świata, aż 0:4. Powiedzieć, że Galácticos spadło morale, to nic nie powiedzieć.

Tutaj dygresja: może jednak im „s p a d ł y morale”, tak bowiem rzekł był ekspert telewizyjny, były piłkarz, a ja się zachwyciłem, jak niegdyś bym się wyniośle zmarszczył. Kiedy ktoś mówi „wziąść”, to jeszcze się wzdrygam jak na jadowite pająki jaskiniowe, bezlitośnie odróżniam też niechlujność wymowy od jej wady i tej pierwszej (np. „szeset złoty za ten swetr?!”) nie znoszę, ale już naturszczykowskie błędy frazeologiczne po prostu mnie rozczulają. Być może człowiek z wiekiem łagodnieje, a może to po prostu element podskórnego lęku przed AI i wyśnionym w koszmarach, nieludzko bezbłędnym i pozbawionym emocji botem komentatorskim.

Jeszcze zatęsknimy za żywymi sprawozdawcami i ich kiksami, jeszcze będziemy stawiać pomniki Dariuszowi Szpakowskiemu, ostatniemu, co tak lapsusy wodził. Errare humanum est, choć mało kto pamięta o drugim członie sentencji Seneki, w której mówi się, że co prawda popełnianie błędów jest ludzkie, lecz obstawanie przy błędzie jest już diablą strategią. Tym bardziej szanuję pana Dariusza, bo wprawdzie myli się seryjnie, także w wymowie nazwisk zawodników, ale nigdy tak samo: jak jest niepewny wymowy, to niczym Adaś Miauczyński za każdym razem stosuje inną z nadzieją, że za którymś trafi się prawidłowa.

Szpakowski jest stary, przetrwał w mediach publicznych już tyle systemów, rządów i zarządów, że należy mu się poważanie choćby na mocy ochrony zabytków; jego nieprzerwane istnienie w mediach mnie koi – niegdyś w podobny sposób Mieczysław Fogg uspokajał pokolenie naszych dziadków, 60 lat kariery scenicznej to nie w kij dmuchał, stąd dowcip z mumią, która wybudzona przez archeologów pytała, czy Fogg wciąż śpiewa.

Takie też ukojenie znajduję w karierze piłkarzy już pomnikowych, a jeszcze żwawo pomykających po boiskach, śrubujących rekordy strzeleckie i nieustępliwie wiodących prym w swoich drużynach. O trzeciej młodości Cristiana Ronalda, Leo Messiego czy Luki Modricia było już tej jesieni głośno, także na tych łamach zdumiewałem się i zachwycałem ich żywotnością. Teraz przyszedł czas na Roberta Lewandowskiego, bo nasz mistrz właśnie znowu zadziwił wszystkich i dopisał do listy spełnionych marzeń dublet i tytuł MVP (most valuable player, czyli najbardziej wartościowy gracz) w najsłynniejszym klasyku świata. Wygrać mecz na stadionie rywala to sukces, ale w Gran Derbi to nie wystarczy. W meczach odwiecznych rywali chodzi o to, żeby przeciwnika przed jego własną publicznością upokorzyć, odrzeć ze złudzeń, wyleczyć z marzeń, zdemolować i pozamiatać.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 45/2024

Kategorie: Sport