Włoskie protesty w czasach zarazy Przed dworcem Napoli Piazza Garibaldi kolumna taksówek zajmuje całą ulicę, ruch w tym rejonie nie jest więc tak intensywny jak zazwyczaj. Ci sami taksówkarze na początku listopada zwołali strajk generalny, prosząc rząd o dotacje, które by im pomogły zniwelować straty spowodowane kryzysem turystycznym w stolicy Kampanii – regionu, którego gospodarka ucierpiała przez pandemię. Kierowcy taksówek to kolejna grupa, która wyszła na ulice w ostatnich tygodniach, aby zaprotestować przeciw ograniczeniom wprowadzonym przez rząd krajowy i radę regionalną. „Sytuacja w Neapolu jest tragiczna, ponieważ gospodarka miasta opiera się na turystyce; Neapol opiera się na dochodach z tego sektora: pensjonaty, hotele, restauracje, trattorie, bary, taksówki, przewodnicy turystyczni”, wyjaśnia w rozmowie z „Internazionale” Salvatore Maiorano, który od 17 lat jest taksówkarzem. „Jesteśmy w tej sytuacji bezsilni, jeśli nie straceni; nawet nie wiemy, co musimy zrobić, żeby przetrwać”, kontynuuje. Jak dodaje, z powodu braku turystów stracił 70% dochodów. Według Maiorana, jedynego żywiciela rodziny, rząd powinien bardziej wspierać tych, którzy ponoszą znaczne straty: „Podczas pierwszej blokady w Kampanii uczestniczyliśmy w gonitwie wyborczej, a niektóre zawody – jak choćby nasz – otrzymały od rady regionalnej premię w wysokości 2 tys. euro. Teraz, po wyborach, kurki z pieniędzmi zostały zakręcone”. „Największą obawę budzi chaos”, mówi Andrea Pisani, który stoi na czele związku konsumenckiego w rejonie Neapolu. „Firmy nie mogą zaciągać pożyczek w banku, ponieważ banki nie ufają rządowi. Kiedy ta bańka pęknie, wszyscy zostaniemy zmieceni”. W Kampanii, jednym z regionów o najwyższym dobowym przyroście zakażeń w kraju, gubernator Vincenzo De Luca zadecydował o godzinie policyjnej, obowiązującej od szóstej wieczorem. Ponadto 23 października De Luca ogłosił blokadę regionalną, która jednak musiała zostać zawieszona po wybuchu gwałtownych protestów mieszkańców. W Neapolu niemal codziennie na ulice wychodzi jakaś grupa społeczna lub zawodowa. 23 października protest restauratorów zakończył się starciami z policją. Kolejne, tym razem już pokojowe demonstracje odbyły się 26 października na Piazza del Plebiscito oraz 31 października na Piazza Dante. 28 października manifestowali kierowcy autobusów turystycznych i szkolnych. Za Neapolem poszły inne miasta. Demonstracje organizowano w całych Włoszech. „La Repubblica” zwraca uwagę: „Tych protestów nie da się przypisać do jednej opcji politycznej – w każdym mieście były one organizowane przez różne grupy, o bardzo zróżnicowanych postulatach”. Za ostatnie protesty odpowiedzialne były, prócz związków zawodowych, i neofaszystowska Forza Nuova, i anarchiści, i radykalna lewica pod postacią koalicji Potere al Popolo (wzywała zarówno do wprowadzenia gwarancji dochodów, jak i do zapewnienia bezpłatnych testów dla potrzebujących). W mniejszych miastach do zgromadzonych dołączali nawet centrolewicowi burmistrzowie. W protesty zaangażowane są dwa główne podmioty: największą rolę odgrywają właściciele małych i średnich firm oraz osoby samozatrudnione – w wielu przypadkach niezdolni do ponoszenia stałych kosztów, zagrożeni ruiną finansową. Na ulice wyszło też kilkuset pracowników branży rozrywkowej i kulturalnej. Mimo że te grupy zawodowe nie mają doświadczenia w organizacji wieców, obecnie zmobilizowały się, i to całkiem szybko, co zaskoczyło kierownictwo związków zawodowych, które spodziewało się znacznie niższej frekwencji. Podczas demonstracji postulowano: „Lockdown jest słuszny dla ochrony zdrowia i bezpieczeństwa, ale chcemy gwarantowanego dochodu”. Protesty, choć początkowo pokojowe, szybko zostały „zawłaszczone” przez bandytów i chuliganów, którzy, po wmieszaniu się w tłum demonstrantów, usiłowali kijami i koszami na śmieci wybijać szyby w policyjnych samochodach. W Neapolu podpalono kosze i wrzucono petardy do siedziby regionalnej administracji. Setki osób zebranych przed biurem prezydenta Kampanii Vincenza De Luki nie tylko wykrzykiwały nośne hasła, z wolnością na czele, ale i rzucały przedmiotami w policję oraz podpalały kosze na śmieci. Również w Rzymie, Turynie i Mediolanie doszło do fizycznego starcia między oddziałami policji a setkami rozwścieczonych protestujących, domagających się „uwolnienia od dyktatury sanitarnej”. W centrum Turynu zostały splądrowane sklepy z towarami luksusowymi, w tym marki Gucci, w Mediolanie zaś buntownicy rzucali butelkami i koktajlami Mołotowa. „Jeśli protestujesz, by ocalić swój biznes, nie rozwalasz okien innym, którzy cierpią tak samo jak ty”, mówi na temat zamieszek jeden z właścicieli lokali gastronomicznych i organizator protestów restauratorów. O rebelie na ulicach oskarżani są prowokatorzy działający