Im bardziej Europa pogrąża się w kolejnych kryzysach, tym lepiej mają się zorganizowane grupy przestępcze Dekadę temu przez Włochy – kraj doskonale obeznany z wszelkimi formami przestępczości zorganizowanej – przeszedł dreszcz od Mediolanu po Sycylię. Opublikowana została wtedy legendarna już „Gomorra” – książka Roberta Saviana opisująca mechanizmy rekrutacji i codziennej działalności camorry, wszechpotężnej neapolitańskiej organizacji mafijnej, która w XX w. rozrosła się nieprawdopodobnie, otwierając delegatury w kilku miastach Europy i Stanów Zjednoczonych i osiągając przychody porównywalne ze średnimi krajami afrykańskimi. Saviano opisał życie członków camorry takie, jakim (podobno) jest naprawdę – regularne wykańczanie donosicieli, narkotyki na każde zawołanie, ale też kodeksy honorowe oraz dbanie o bezpieczeństwo i potrzeby własnych rodzin. Za tę publikację wielokrotnie grożono mu śmiercią, on i jego bliscy przez lata żyli pod fałszywym nazwiskiem w nieznanej nikomu poza policją części Włoch. I choć dziś nagonka na Saviana nieco ucichła, nie znaczy to, że organizacje przestępcze mają się choć trochę gorzej. Wręcz przeciwnie – im bardziej Stary Kontynent pogrąża się w kolejnych kryzysach, tym lepiej dla zorganizowanych grup kryminalistów. Tłuste lata kryzysu Gangsterzy i mafiosi, nawet ci z mniej zamożnych krajów, już dawno bowiem przestali być stereotypowymi ćwierćinteligentami w skórzanych kurtkach, jakich oglądaliśmy w filmach Władysława Pasikowskiego czy słynnych produkcjach z serii „Uprowadzona” z Liamem Neesonem. Wiele z głównych nurtów mafijnej aktywności to dzisiaj operacje wymagające zaawansowanych technologii i ogromnego potencjału intelektualnego. Zaczęło się od kryzysu finansowego w 2008 r. Kiedy cały świat oglądał na ekranach telewizorów analityków upadającego banku Lehman Brothers wynoszących w pudełkach zawartość swoich biurek, a tysiące ludzi w pośpiechu przeliczało swoje niespłacone raty kredytów, bossowie syndykatów kryminalnych (w tym mafii, cosa nostry, camorry i wywodzącej się z Kalabrii ‘ndranghety) zacierali ręce z radości. Pękająca bańka nieruchomościowa i postępujący światowy kryzys ekonomiczny przyniosły europejskim grupom przestępczym niebotyczne wręcz profity. Wszystko dzięki prostym zależnościom rynkowym – ponieważ mafiosi zarabiali na obrocie towarami odpornymi na wstrząsy na światowych rynkach (głównie narkotykami, ale również m.in. odpadami przemysłowymi), w szczycie kryzysu mieli to, o czym marzył każdy przedsiębiorca: płynność finansową i morze gotówki do wydania. Skoro towary luksusowe i nieruchomości taniały z godziny na godzinę, na falę inwestycji mafijnych nie trzeba było długo czekać. Syndykaty zaczęły skupować hotele, luksusowe posiadłości, wielohektarowe gospodarstwa czy winnice – głównie w Hiszpanii, we Włoszech, w Grecji i w Stanach Zjednoczonych. Jak opowiada Giancarlo Capaldo, włoski prokurator zajmujący się przestępczością zorganizowaną, w 2009 r. zdecydowana większość apartamentów w najbardziej prestiżowych lokalizacjach Rzymu, m.in. przy Piazza di Spagna, znajdowała się w rękach członków camorry. Mafijna kasa pożyczkowa Syndykaty szybko przejęły też rolę banków, wchodząc na rynek kredytów komercyjnych, oczywiście nieformalnych i zupełnie inaczej oprocentowanych. Mafiosi zaczęli pożyczać pieniądze sklepikarzom, przedsiębiorcom, właścicielom gospodarstw rolnych czy armatorom statków wycieczkowych. Rzymski think tank Eurispes twierdzi, że w samym 2008 r., czyli w najgorętszym okresie kryzysu, włoskie grupy przestępcze, popularnie nazywane Mafia Inc., zarobiły na pożyczkach i ich późniejszej obsłudze tylko na Półwyspie Apenińskim 12 mld euro. Szacuje się, że kilka razy większą kwotę przyniosła analogiczna „akcja kredytowa” w USA. Jeszcze bardziej szokujące są jednak całościowe dane dotyczące finansów syndykatów przestępczych w czasach kryzysu. We wspomnianym już, bardzo reprezentatywnym roku 2008, ich łączne przychody wyniosły 137 mld euro, co było równe 8% całego włoskiego PKB. Eurispes szacuje, że mniej więcej połowa tej kwoty pochodziła z handlu narkotykami, a co najmniej 25% z legalnego obrotu nieruchomościami. To bowiem jedna z fundamentalnych zasad przestępczej księgowości: nielegalnie zarabiać, legalnie inwestować. Wszystkie te operacje nie byłyby jednak możliwe, gdyby syndykaty nie zatrudniały ekspertów rynkowych najwyższej klasy. Młodzi analitycy na dorobku, często absolwenci najlepszych amerykańskich i brytyjskich uczelni, coraz powszechniej świadczyli usługi organizacjom przestępczym – robiąc to samo co wcześniej w bankach, tylko w ładniejszych okolicznościach przyrody i z mniejszymi obciążeniami podatkowymi. Zapytany o motywację przejścia do syndykatu mafijnego jeden z analityków odpowiedział reporterom „Washington