Czy telewizja ma poczucie humoru? Moim zdaniem jest o czym mówić. Tak jak Kościół to nie są mury, tylko ludzie, również TVP to ludzie, a nie ponury blok A, niedawno zburzony, czy teraz nadzwyczaj szkaradny blok B przy Woronicza w Warszawie. W telewizji, o wiele bardziej niż w Kościele, wszystko, co się robi, jest na sprzedaż. I wszystko w związku z tym musi się podobać. Nie tylko towar, ale także sklepowa. Kiedy handluje się czymś podejrzanym, jak w „Wiadomościach”, główny subiekt powinien robić sobie jakieś przerwy w utrzymywaniu śmiertelnej powagi na twarzy. Musi umieć zażartować czasem, jak Krzysztof Ziemiec, który w Owsiakową niedzielę dopiero na końcu dziennika przeczytał na sucho z kartki jedno zdanie o Orkiestrze. Mógł wstać i otworzyć okno, by dać widzom posłuchać, ale to byłby dowcip rujnujący dzisiejsze poczucie humoru całej firmy. Chciałem kiedyś z zespołem kilku uczonych osób zbadać i opisać poczucie humoru telewizji publicznej. Pomyślałem, że warto wiedzieć, czyj gust, poza gustem prezesa, szanuje ten nadawca, do jakiego najchętniej się odwołuje, z czego się naśmiewa i czy w tej materii można mówić o pożytkach edukacyjnych dla widowni. Oczywiście chodziło o całą ofertę programową, nie tylko biesiady, kabarety i robienie sobie jaj z informacji (dawniej infotainment, teraz, pod rządami postprawdy, postinfo). Próba się załamała z prozaicznych powodów, niewartych czernienia papieru. Pozostał nawyk przyglądania się produkcjom telewizyjnym z prostej ciekawości, z czego błaznują autorzy scenarzyści, kogo nadawca wydawca wypycha na plan do tej roboty przed kamerą i jakie sztuczki mają wykonawcy w repertuarze. Dzięki nowemu zwichnięciu zawodowemu odnalazłem Magdalenę Ogórek „W tyle wizji”, razem z Rafałem Ziemkiewiczem. Napiszę kilka zdań o pani Magdzie, bo natknąć się na Ziemkiewicza po włączeniu telewizora to żadna sztuka. Kamera telewizyjna lubi Magdalenę Ogórek, co znaczy mniej więcej tyle, że M.O. jest piękną kobietą, świadomą własnej urody i bez reszty na niej skupioną w studiu. Jest perfekcyjnie „zrobiona” do kamery: rzeźbiarsko ułożone kosmyki, wypełnione usta, wystudiowany uśmiech, artystyczne rzęsy. Siedzi posągowo wyprostowana, jak żaden z przodków Ziemkiewicza w siodle. Unika ruchów głową, by nawet na chwilę nie pozbawić widza widoku smukłej szyi. Sukienkę kontroluje tak jak wszystko, czego ona nie okrywa, a co kamera widzi. Dokąd może sięgać sukienka, żeby zasłużyć na nihil obstat, czyli kościelną formułkę zezwolenia, M.O. jako historyczka Kościoła też wie dobrze. Widać również, że wie doskonale, iż jej nogi są wartością dodaną „W tyle wizji”, dlatego wystawia je na specjalny widok w przemyślnej architektonicznie formie, zagrażającej pozycji anatomicznej Elżbiety Jaworowicz w TVP 1. Nie wszystkim musi się podobać młody głos pani Magdy. Ona sama powinna kiedyś wreszcie zabić w sobie, a dokładniej w sposobie mówienia, gimnazjalistkę. Najlepiej zacząć od używania kropki w przedstawianiu się, czyli obniżania kadencji we własnym nazwisku. Nie wiadomo, czy Magdalena Ogórek prowadzi ten program, czy jest osobą zaproszoną, tak jak nie wiadomo, czy Ziemkiewicz jest tu gościem, czy gospodarzem. Dziesiątki innych niedoróbek warsztatowych sobie darujemy, bo „W tyle wizji” TVP Info dopiero od kilku miesięcy małpuje „Szkło Kontaktowe” TVN 24 i ma jeszcze czas, żeby się podciągnąć. Program publicystyczno-satyryczny (tak się sam przedstawia na stronach TVP Info) wymaga umiejętności posługiwania się i żartem, i pejczem. Ziemkiewicz np. zażartował szpetnie, że SLD nabrał kiedyś rozumu, wystawiając taką kandydatkę jak pani Magda w wyborach prezydenckich. Ogórek, już nie jako mąż stanu, więc nie pryncypialnie, ale satyrycznie, przejechała się po doktrynie wojennej poprzedników, którzy wystawili na sztych całe połacie kraju pozbawione obrony. Nie zdążyła wymienić, czy chodzi o żyzne gleby pod Hrubieszowem, czy o sady od Warki po Grójec, bo wciął się jej Ziemkiewicz, którego kwestie przed kamerą mają zwykle pierwszeństwo, bo to rosłe i zarośnięte chłopisko zawsze przemawia władczym głosem króla puszczy. Radosne podniecenie w studiu wywołane informacją, że na jednego oficera przypadało niedawno w naszym wojsku zaledwie półtora żołnierza, spotęgował jeszcze telefon widza z Austrii. O godz. 22.48 było zaś na ekranie tak: w dźwięku offowym urwany nagle chichot Magdaleny Ogórek, która z pewnością dostaje właśnie „na ucho” z reżyserki złą wiadomość, i wesoły głos w telefonie, którego nikt już nie słucha;
Tagi:
Magdalena Ogórek