100-lecie urodzin Kazimierza Górskiego Szanowany, lubiany i kochany – przez wszystkich, niezależnie od płci, wieku, wykształcenia i statusu społecznego. Urodził się 2 marca 1921 r. we Lwowie. Jak mówi anegdota, właśnie po to, by było gdzie opisywać jego życie, działalność oraz jakże liczne sukcesy, już 21 maja tegoż roku powstał popularny „Przegląd Sportowy”. Przyznawał: „Cieszę się, że miałem taką możliwość i poznałem wiele ciekawych postaci. Mam takie usposobienie, że bardzo lubiłem towarzystwo. Może dlatego wybrałem zespołową dyscyplinę”. Kiedy pracował w PZPN – i jako selekcjoner, i jako prominentny działacz, i wreszcie jako prezes – najchętniej do pracy szedł na piechotę albo jechał autobusem. Jak tłumaczył, w ten sposób nie musiał z drugiej ręki dowiadywać się, co tzw. przeciętni kibice sądzą o reprezentacji, związkowej centrali i całej naszej piłce. Nie odgrywał jakiejś fałszywej i w ogóle niepasującej do niego roli futbolowej persony. Magia nazwiska Wielkiego Trenera nie przemija. KAZIMIERZ GÓRSKI – to niewytłumaczalny do końca fenomen jego charakteru, jego osobowości. Każdy, kto go znał, może o sobie powiedzieć, że był szczęściarzem. Ja także. Nie sposób nie wspomnieć o harmonijnym, pełnym miłości, ciepła i zrozumienia małżeństwie z panią Marią, z którą przeżyli 60 lat! Powtarzała wielokrotnie: „Nie wyobrażam sobie, żeby Kazio przychodził o trzeciej, czwartej po południu z pracy do domu, zakładał kapcie, zjadał obiad i zasiadał przed telewizorem. Piłka, cały sport jest dla niego drugim życiem”. Dzięki wyrozumiałości pani Marii, która poświęciła się wychowaniu dwójki dzieci, Urszuli i Dariusza, to wszystko, co najlepsze, mogło się wydarzyć panu Kazimierzowi. Również jego podopieczni często podkreślali, że pani Maria była dla nich niczym druga mama. W książce „Piłka jest okrągła” wspominała: „Kazik to dziwny człowiek. Bardziej troszczył się o innych niż o siebie. Przesadzał, bo czasami ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, a on powtarzał swoje – widocznie los tak chciał. Najbardziej wkurzył mnie po mistrzostwach świata w RFN, kiedy komuś z PZPN podarował lekką rączką samochód marki BMW, i to tylko dlatego, że sam otrzymał go w prezencie… Potem setki innych upominków porozdawał zupełnie obcym ludziom”. Przypominam, w piłkę gramy w jedenastu „Kazimierza Górskiego także zaliczam do grona gigantów – pisałem w PRZEGLĄDZIE w lipcu 2017 r. – Wyjątkowa osobowość; prawie wszystko u pana Kazimierza było wyjątkowe. Potrafił się dostosować do każdych »okoliczności przyrody«. Jego charakterystyczne powiedzonka zapisały się w historii. Trener tysiąclecia miał niezwykłe poczucie humoru i umiejętność trafnego puentowania sytuacji. W 1994 r. pojechaliśmy do Stalowej Woli, by sprawdzić, jak przebiegają przygotowania do kolejnych mistrzostw świata drużyn polonijnych. W gabinecie jednego z dyrektorów pan Kazimierz w swoim stylu zasugerował: »Panowie, a może byśmy się piwka napili?«. Po chwili któryś z gospodarzy odrzekł: »Panie Kazimierzu, ale jest pewien kłopot, bo w najbliższym znanym nam browarze właśnie zmieniła się dyrekcja«. Minęło kilka minut i znów odezwał się pan Kazimierz: »Panowie, dyrekcja może się zmieniła, ale receptura to chyba nie?«”. Nieprzerwanie, rokrocznie od 2013 r., w pierwszą sobotę października w Kazimierzu Dolnym jest rozgrywany Memoriał im. Kazimierza Górskiego, w którym występują zespoły oldbojów. Podobno w 1974 r., kiedy odnosiliśmy sukcesy na mistrzostwach świata, przebywający wówczas ze znajomymi w Kazimierzu reżyser Janusz Zaorski miał wystąpić do tamtejszych władz, by przemianować nazwę miasta na Kazimierz Górski. Kiedy zapytałem pomysłodawcę, nie zaprzeczył. A tak na marginesie – tablica „Kazimierz Górski” jest przechowywana i już kilkakrotnie się przydała. Pan Kazimierz bardzo chętnie odwiedzał to wyjątkowe miasteczko. Wiosną 2001 r. pojawił się po raz pierwszy ze swoją słynną armadą, i to w najsilniejszym składzie. Przeciwko miejscowym Orłom zagrali m.in. Grzegorz Lato, Jan Domarski, Włodzimierz Lubański, Andrzej Szarmach… Podczas przedmeczowej odprawy szef, z charakterystycznym poczuciem humoru, poinstruował: „Panowie, przypominam, że wychodzimy na boisko i gramy w jedenastu”. Potępiony za srebrny medal Rok 1976 był dziwnym rokiem… W ostatnim dniu lipca piłkarze wywalczyli pierwszy w historii srebrny medal olimpijski. W finale w Montrealu przegrali 1:3 z NRD. Oszałamiające sukcesy w poprzednich latach (1972 i 1974) pozbawiły prawie wszystkich racjonalnego spojrzenia. Niedosyt, rozczarowanie,