Dzięki programowi Plagiat w ciągu 24 godzin można sprawdzić, czy praca została skopiowana z innych źródeł „Pisanie prac – szybko i profesjonalnie”, „Magisterka i licencjat za grosze”, „W mig zrobimy cię doktorem” – takie ogłoszenia można znaleźć w prasie, Internecie, na przystankach, w akademikach, a nawet na samych uczelniach. Oferty dotyczą wszystkich kierunków studiów. Prace można kupić gotowe lub zlecić ich napisanie. Pierwsza opcja jest tańsza (ok. 500 zł), ale dość ryzykowna, bo prawdopodobieństwo wykrycia plagiatu znacznie większe niż przy pisaniu od podstaw. Ludzie piszący za pieniądze – zwani też z angielska writerami – działają indywidualnie lub w zespołach. Nie boją się żadnych uczelni, tematów ani promotorów. Biorą wszystko, nawet jeśli praca dotyczy kroku defiladowego na terenie podmokłym. Niestraszne im napięte terminy, brak materiałów lub absolutna nieznajomość danego zagadnienia… Spoko, damy radę! Podając się za studenta socjologii, złożyłem zlecenie napisania magisterium pięciu writerom ogłaszającym się w prasie i Internecie. Chciałem napisanej od podstaw pracy o współczesnych polskich subkulturach młodzieżowych. Minimum 100 stron, po dwa, trzy przypisy na każdej z nich. Pokaźna bibliografia i jakiś ciekawy aneks. Czas realizacji – najwyżej miesiąc. Przy okazji wypytywałem również o możliwość napisania doktoratu. Pierwszy telefon odbiera mężczyzna. Okazuje się, że jest nauczycielem. Przyjął zlecenie, choć – jak zdradził – nie kończył socjologii, tylko historię. Zapewniał jednak, że w pisaniu ma już czteroletnie doświadczenie. Koszt: 25 zł za stronę. Przed rozpoczęciem pracy chce 200 zł zaliczki i drugie 200 zł na książki i materiały. Wydruki i oprawę trzech egzemplarzy pracy daje gratis. Napisania doktoratu nie chce się podjąć, bo jak mówi, za dużo z tym roboty. Za drugim razem trafiło na młodą kobietę. – Nie ma sprawy, temat z mojej działki, bo właśnie kończę socjologię – mówi wyraźnie uradowana. Zaczynam wypytywać o jej kwalifikacje. – Spoko, damy radę, to nie pierwsza moja magisterka, poza tym działamy większą grupą, są wśród nas nawet doktoranci. Niech pan lepiej powie, gdzie ta praca będzie broniona? – rezolutnie zmienia temat. Naprędce wymyślam jeden z uniwersytetów. Pytam też o cenę i termin. – Standardowo bierzemy po 300 zł za rozdział, który liczy ok. 20 stron. Dopłata za ekspres 200 zł. Jeśli muszą być przeprowadzone badania, to wtedy też trzeba coś ekstra dorzucić. No chyba że klient godzi się, abyśmy dane zmyślili. Wszelkie sugestie i poprawki promotora nanosimy gratis – zachwala i proponuje spotkanie, na którym ustalimy dokładne zasady współpracy. W sprawie doktoratu odsyła mnie do swojego kolegi. – Niestety, przykro mi z socjologii nie piszę. Zajmuję się tylko ekonomią – wyznaje wyraźnie rozczarowany. Jak mówi, koszt takiego zlecenia zależy od wielu czynników, ale na pewno nie byłby niższy niż 15 tys. zł. Dwie kolejne osoby – sądząc po głosie – to nieco starsi mężczyźni. Zlecenie na doktorat odrzucają, proponują ewentualnie pomoc w zbieraniu materiałów. Bez problemu godzą się natomiast napisać pracę magisterską, choć mają pewne zastrzeżenia. Pierwszy z nich wymaga materiałów, a drugi prosi o wydłużenie terminu. – Właśnie zaczął się sezon. Sesja idzie, więc mam sporo pracy. Studenci masowo kupują „zaliczeniówy” – mówi, zapewniając przy tym, że trafiłem w dobre ręce, bo lubi socjologiczne tematy. – Żadna z prac, którą napisałem, nie została oceniona poniżej czwórki, a pisałem już z pedagogiki, politologii, socjologii, dziennikarstwa i psychologii – dodaje z dumą. Za pracę u tego, który wymaga materiałów, zapłacę ok. 800-900 zł, drugi wycenia się na jakieś 2 tys. zł. Spośród pięciu ofert tylko jeden writer nie przyjął zlecenia, bo jak mówi, ma w tej chwili zbyt dużo klientów. Wielokrotny magister 28-letni Patryk pisaniem prac zajmuje się od przeszło czterech lat. To jego główne źródło utrzymania. Dodatkowo dorabia na pół etatu jako korektor. Skończył politologię, studiował także historię. – Pisanie za innych zacząłem jeszcze na studiach. Najpierw były to jakieś prace semestralne lub referaty na ćwiczenia dla kumpli
Tagi:
Przemysław Pruchniewicz