Jest taki kraj, gdzie dwukrotny złoty medalista olimpijski w bardzo widowiskowej dyscyplinie nie został sportowcem roku. Bo o wyborze zadecydowało debilne audiotele w (niby) publicznej TVP. To ten sam kraj, w którym ministrami sportu zostali kolejno: gangster, kryminalista i aferzysta, pani nie z tej bajki i ekskierownik basenu. Specjalizacja ministra Biernata to kopanie dołków. Knuł za Drzewieckiego. Trochę mniej za Giersza. Po Joannie Musze jeździł tak, że żal było patrzeć. Może to upodobanie do kopania bierze się ze związków z GKS Bełchatów. Był przecież Biernat delegatem (!) tego klubu na zjazd PZPN. Bardzo wtedy wspierał Koseckiego. A wygrał Boniek.Tomasz Majewski wie coś, co mogłoby Biernatowi pomóc. Gdyby oczywiście pojął myśl kulomiota. Niestety, jest na odwrót. Majewski mówi, że trzeba kasy na infrastrukturę. Bo np. mamy tylko jedną halę lekkoatletyczną, a taka Szwecja aż 56. Biernat zaś ogłasza, że wydatki na infrastrukturę będzie ciął. Czyli co? Przytnie coś, czego i tak nie ma? Mamy więc ministra kawalarza. Lepiej nie będzie, ale weselej. I teraz to już tylko cud może uratować polski sport. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Przebłyski