Małyszomania
Polska zwariowała na punkcie chłopaka z Wisły. Bo wreszcie ktoś skromny, niejako jeden z nas, nie tylko stał się sławny, ale i zarobił dużo pieniędzy W mediach euforia. Wszędzie zdjęcia Adama Małysza. Z nartami, bez nart, ale w goglach, w trakcie skoku, na rozbiegu, na wyciągu, uśmiechnięty, na tle transparentów, zadumany, zdziwiony, w uścisku z trenerem. Jego kombinezon, czapka, są upstrzone logo szukających reklamy firm. A jeśli nie jest fotografowany sam Małysz, to jego rodzina: babcia Helena, mama Ewa, żona Iza i córeczka Karolina w najróżniejszych pozach, teściowa, przyjaciele ze szkolnej ławki, burmistrz Wisły i sąsiedzi. I te tytuły: “Narodziny gwiazdy” (“Rzeczpospolita”), “Kto mu dał skrzydła” (“Kurier Lubelski”), “Skok do historii” (“Głos Wielkopolski”), “Adama Małysza sztuka latania” (“Dziennik Polski”), “Polska zwariowała na punkcie chłopaka z Wisły” (“Gazeta Krakowska”). W telewizji, na łamach gazet, o swych przeżyciach w czasie oglądania transmisji z Innsbrucku opowiadają osoby o znanych nazwiskach. Aktor Jan Nowicki mówi dla “Gazety Krakowskiej”: “To właśnie jest ta nasza wspaniała, oszalała Polska. Kocham być Polakiem za to, że od czasu do czasu można ze wzruszenia oszaleć w tym kraju. Rozmawiałem właśnie ze Zbigniewem Preisnerem, który jest przecież światowym człowiekiem i mówię mu: dlaczego mieszkasz za granicą, jak tylko tu, w Polsce można przeżywać takie uniesienia i to dzięki niezwykłemu, niepozornemu chłopakowi z beskidzkiej Wisły. Gdy oglądałem skoki Małysza, zapierało mi dech w piersiach. Właśnie w Polakach jest coś takiego, co sprawia, że stać nas na taką szarżę, Somosierrę (…)”. Wiślanie skaczą do góry – Dajcie mu trochę odetchnąć – prosi rodzina, zdając sobie jednak sprawę, że od tygodnia jest to wołanie na puszczy. Dziennikarze nadal dzwonią, zaglądają do okien domu Małyszów w Wiśle. W czasie turnieju powynajmowali pokoje w sąsiedztwie i czekali na powrót bohatera. (Zaskoczył ich, bo zjawił się na Kopydle bladym, niedzielnym świtem, gdy wszyscy spali. I zaraz zniknął w zaciszu sypialni). W dniu zwycięstwa Polaka w Turnieju Czterech Skoczni na rynku w Wiśle pojawił się telebim o wymiarach 2,5 na 2 metry. Przyszły tłumy. Były petardy i sztuczne ognie. Ludzie rzucali się sobie w ramiona, tańczono w rytm słów: “Adam Małysz, Polska, Polska”; młodsi malowali sobie twarze na biało-czerwono. W budynku Urzędu Miasta przygotowano salę – największą – i tam zaproszono krewnych Adama. Była kawa i szarlotka, ale przed kamery wystawiono Red Bull – “napój, który dodaje skrzydeł”. Coraz więcej polskich flag i polskich kibiców pojawiało się na trybunach turniejowych konkursów. Na ostatni – do Bischofshofen – przybyła też delegacja z Wisły, pod przewodnictwem burmistrza Jana Poloczka. W jej składzie był ojciec Adama – Jan Małysz. Po zakończeniu konkursu nie mógł mówić ze wzruszenia. Za to bez zakłóceń działała gorąca linia między prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, premierem Jerzym Buzkiem a trenerem Apoloniuszem Tajnerem. Telefony rozdzwoniły się też w Wiśle. Aspirant sztabowy Strządała z miejscowego posterunku miał tego dnia służbę: – Odbierałem telefony od dziennikarzy i od osób prywatnych, nawet od pewnej pani mieszkającej na stałe w Holandii. Gratulacjom nie było końca. Podnosiłem słuchawkę setki razy. Zresztą nadal tak jest. Dawniej tylko kibice wiedzieli, kto to jest Małysz. Teraz wiedzą już wszyscy. Mój dziesięcioletni syn Rafał marzy o autografie Adama i o tym, by skakać jak on. Ciężkie dni ma też za sobą Jan Szturc. Nie wujek Adama i nie jego pierwszy trener. Z tamtym Szturcem ma wspólne tylko imię i nazwisko. Uznał, że to go zobowiązuje, więc cierpliwie wyprowadzał z błędu wszystkich, którzy mu gratulowali. Telewizja bezpośrednio transmitowała oglądanie turnieju w rodzinnym mieście Adama. Filmowano, co się tylko dało. Przede wszystkim radość rodziny samego bohatera, gdy zbliżał się do progu skoczni. Ręce w górze, ręce składające się do oklasków, uśmiechy i łzy radości. Zaraz po zwycięskim skoku posypały się telefoniczne pytania wiślan do rodaka o stan ducha, a także o aktualny stan bankowego konta, czy zapłaci w Polsce podatek od nagród. (Małysz wygrał 105 tys. marek i luksusowy samochód audi). Dalsze indagowanie zagłuszyło chóralne “Sto lat”, gdy skoczek stanął na najwyższym podium. Potem, do późna w nocy restauracyjki i puby w Wiśle rozbrzmiewały muzyką. Piwo lało się strumieniami. “U