Poznali się na boisku, lodowisku albo na tenisowym korcie. Szybko okazało się, że łączy ich coś więcej niż sport Kiedy pojawiła się w loży Andre Agassiego, z niedowierzaniem kręcono głowami. Faktycznie, kiedy tenisista spotyka tenisistkę, jeszcze niewiele z tego wynika. Tymczasem w 1999 r. świat już oficjalnie dowiedział się, że Graff i Agassi mają się ku sobie. Tenisista po przejściach i była wielka gwiazda kortów. Kto wie, czy nie najgłośniejsza w historii sportowa para. Z punktu widzenia reklamy i public relations, ideał. Także z bankowego. Latem 2001 r. wzięli ślub. Dzisiaj są szczęśliwymi rodzicami półtorarocznego syna. Agassi ponownie zaczął wygrywać, a na dodatek Steffi obiecała, że powróci na kort i zagra z mężem w tenisowym mikście. Mniej szczęśliwie potoczyły się losy innego głośnego ostatnimi czasy sportowego małżeństwa. Miał 190 cm wzrostu, ważył prawie 150 kg. C.J. Hunter, starszy od Marion Jones o siedem lat, był rozwodnikiem z dwojgiem dzieci. Wyglądał groźnie, niewiele mówił, trenował pchnięcie kulą. „Ci wszyscy, którzy mówią, że nie nadaję się dla Marion, zobaczą, że wkrótce będzie jedną z najpopularniejszych kobiet świata”, zapewniał w 1997 r. W październiku następnego roku Marion i C.J. wzięli ślub. Świat podziwiał obrazek szczęśliwej amerykańskiej rodziny. Kiedy na mistrzostwach świata w 1999 r. Marion doznała silnego skurczu mięśni pleców i upadła na bieżnię, w zwiastunach pokazywano Huntera tulącego wielkimi rękoma cierpiącą kobietę. Albo moment, kiedy na igrzyskach olimpijskich w Sydney, po zwycięstwie na 200 m owinięta gwiaździstą flagą Jones podbiegła do trybuny ucałować męża. Dlaczego więc niespodziewanie słynna lekkoatletka wystąpiła o rozwód? „Przyszedł czas, byśmy zaczęli żyć oddzielnie”, oznajmiła ogólnikowo. C.J. Hunter nie skomentował rozwodu ani słowem. Głośnych sportowych romansów nigdy w historii nie brakowało. Często doszukiwano się nawet dodatkowych podtekstów. O burzliwym przed laty związku dwojga pływaków, olimpijczyków z NRD – Kornelii Ender i Rolanda Matthesa – mówił cały sportowy światek. On – rekordzista świata w stylu grzbietowym, czterokrotny złoty medalista na IO w Meksyku i Monachium. Ona – niepokonana mistrzyni kraula. Tymczasem w środowisku dziennikarskim do dziś krąży plotka, iż Kornelia i Roland zostali skojarzeni przez władze państwowe w nadziei, że z tego małżeństwa narodzi się pływacki fenomen. Niestety, drogi pływaków rychło się rozeszły. A w Polsce? Nie ma tak głośnych związków sportowych, a i konta zawodników skromniejsze. Cały polski sportowy show-biznes wydaje się bardziej przyziemny. Ciekawych par jednak nie brakuje. Zimowa miłość Od kilku lat są dumą i wizytówką polskiego łyżwiarstwa figurowego. Na lodzie razem od ośmiu lat, w życiu od trzech. Dorota i Mariusz Siudkowie, dwukrotni wicemistrzowie Europy i brązowi medaliści MŚ, słyną przede wszystkim z niekonwencjonalnych podnoszeń o wysokiej skali trudności. „Długie godziny spędzone na lodzie spowodowały, że nasza znajomość bardzo szybko przerodziła się w miłość. Właściwie już po trzech tygodniach staliśmy się parą”, mówi Mariusz Siudek. W ciągu prawie ośmiu lat rozstali się tylko na trzy dni. „Jest nam z tym bardzo dobrze, ostatnio nawet stwierdziliśmy, że z każdym rokiem kochamy się coraz bardziej”, zaznacza łyżwiarz. Jak podkreślają, prowadzą normalne życie rodzinne, które z wiadomych względów kręci się wokół sportu. Ta normalność to około ośmiu godzin treningu dziennie, a do tego nieustanne wyjazdy i zawody. Podstawą naszego związku jest umiejętność oddzielenia życia prywatnego od zajęć na lodzie. Czasem na treningu coś nam nie idzie, sprzeczamy się, jednak już w szatni o wszystkim zapominamy. Zaczynamy być małżeństwem. I odwrotnie, domowych nieporozumień nie przenosimy na lód”, twierdzi Siudek. Oboje lubią dobrą książkę i kino. „Ze względu na częste wyjazdy nie jesteśmy może na bieżąco z filmowym repertuarem, ale w miarę możliwości nadrabiamy zaległości. Jestem też zapalonym internautą, Dorotę natomiast pasjonowały kiedyś jaskinie. Brak czasu, a przede wszystkim ryzyko odniesienia kontuzji powoduje, że koncentrujemy się jedynie na łyżwach”. Mieszkają w Oświęcimiu. „Tak naprawdę funkcjonujemy w takim małym trójkącie: Kraków – Maków Podhalański – Oświęcim, czyli tam, gdzie nasi najbliżsi”, mówi Mariusz Siudek. Małżeństwo kolejnych przedstawicieli sportów zimowych, Sebastiana Kolasińskiego i Jagny Marczułajtis,
Tagi:
Tomasz Sygut