Ponad połowa młodych małżeństw nie ma własnego mieszkania. Mieszkanie pod jednym dachem z rodzicami to konieczność, męka, ciągły stres, brak prywatności, ale czasem i duża wygoda Do jakiejkolwiek czynnej czy choćby słownej agresji nie doszło nigdy. Co nie zmienia faktu, że już po półtora roku wspólnego mieszkania z teściami ja byłam na progu załamania nerwowego, a nasze małżeństwo na progu rozpadu – mówi Grażyna K., krucha i drobna 35-latka, która pod wspólnym dachem z rodzicami męża spędziła jeszcze dwa lata. Jak mówi, teść był z gatunku wścibskich. Wszędzie go było pełno. Po jakimś czasie doskonale już rozpoznawała, gdy czaił się pod drzwiami sypialni (jedynego pomieszczenia, jakie Grażyna i jej mąż mieli do swego wyłącznego użytku w czteropokojowym mieszkaniu teściów) z nadzieją, że może usłyszy coś ciekawego. Zwykle też zjawiał się, gdy akurat rozmawiała przez telefon. Teściowa była zaś zawsze chętna do podejmowania wspólnych działań: – Ze sztucznym uśmiechem proponowała: „to co, zrobimy razem obiadek naszym panom?”. Sprowadzało się to do tego, że w kuchni ciągle mną dyrygowała, patrzyła mi na ręce i co chwila mówiła: „kochanie, nie uważasz jednak, że to należy inaczej przyrządzić?”. No i jeszcze kwestie światopoglądowe, przez ostatnie 50 lat niemające żadnego znaczenia dla polskich rodzin, od pewnego czasu jednak coraz ważniejsze. Grażyna jest żarliwą katoliczką, jej teściowie ateistami. Mówi, że do szału doprowadzało ją, gdy przy wspólnych posiłkach teść rozpoczynał dysputy o dowodach na istnienie Boga i pytał, dlaczego jeśli Bóg jest, dopuszcza do takiego czy innego nieszczęścia spotykającego niewinnych ludzi. Gdy Grażyna urodziła dziecko, sytuacja stała się już nie do zniesienia. Teściowie byli wprawdzie wniebowzięci, ale fizyczna ciasnota, konieczność częstszego korzystania z łazienki i kuchni, pobudki co parę godzin, palenie światła po nocy sprawiały, że coraz częściej dochodziło do nieprzyjemnych wymian zdań. Na szczęcie wkrótce synek poszedł do dobrego żłobka, Grażyna do pracy, a młodemu małżeństwu poprawiło się finansowo na tyle, że mogli wynająć małe, dwupokojowe mieszkanie. Grażyna do tej pory gdy modli się w kościele, dziękuje Bogu, że mieszkanie jest tylko wynajęte, a nie kupione za gotówkę czy na kredyt. Gdy bowiem wreszcie zamieszkali bez teściów, zobaczyła, jak niesamodzielny, nieumiejący podjąć decyzji i bezradny jest jej mąż. – W niemal każdej sprawie musiał radzić się rodziców, wszystkie drobne prace domowe, które kiedyś wykonywał teść złota rączka, teraz leżały. Czynsz za mieszkanie powodował, że chronicznie brakowało nam kasy, mąż nie potrafił zwiększyć swych zarobków – mówi. W dodatku spadły na nią wszystkie domowe obowiązki, które wcześniej w dużej części brali na siebie teściowie. I ciągle musiała słuchać porównań z teściową, która synkowi dogadzała kulinarnie, że mama gotuje jednak lepiej. A i życie intymne, które kiedyś miało urok owocu kradzionego w pośpiechu, gorączkowo, niemal zakazanego, teraz bardzo spowszedniało, zwłaszcza mężowi. Wkrótce do firmy Grażyny przyszedł nowy dyrektor, obcokrajowiec, który, jak mówi, zobaczył w niej nie tylko dobrego pracownika, lecz i atrakcyjną kobietę, a nie kucharkę, sprzątaczkę i opiekunkę do dziecka jak mąż. Awansowała – i uświadomiła sobie, że zarabia teraz dwa razy więcej od męża, którego pensja w ciągu ostatnich trzech lat nie wzrosła nawet o złotówkę. Potem wszystko potoczyło się szybko. Grażyna zaszła w ciążę, mąż wykrył, że się z kimś spotyka. – Zamiast poświęcać czas na szukanie dodatkowych zarobków, tracił go na kontrolowanie mnie – mówi z goryczą. – Chciałam jednak być stuprocentowo uczciwa wobec niego, przecież to człowiek, z którym spędziłam wiele lat, wybrałam go, założyłam z nim rodzinę. Powiedziałam więc, że prawdopodobnie to dziecko nie jest jego. Ale mąż nie zachował się uczciwie i odpowiedzialnie. Krzyczał, posunął się nawet do wyzwisk, zapowiedział, że odejdzie, potem się rozpłakał jak baba i poskarżył rodzicom. Żale i pretensje trwały przez kilka dni, mały syn nie rozumiał, o co chodzi, ale widział, że coś jest źle, skoro tata rozpacza. Grażyna, coraz bardziej roztrzęsiona, wreszcie miała dość i postanowiła mu pomóc w dokonaniu wyboru. Wzięła wolny dzień i mimo zaawansowanej ciąży spakowała rzeczy męża. Nie brali kredytu, więc nie mógł mówić, że to także jego mieszkanie. Gdy wrócił z pracy, poprosiła, by przeniósł się do rodziców i spokojnie przemyślał, czy chce