Mamy czas politycznych celebrytów – rozmowa z dr. Jerzym Głuszyńskim
Platforma stała się właściwie partią populistyczną. To, co robi, to populizm, tylko adresowany do innej klienteli. I przejawia się inaczej niż populizm Kaczyńskiego Z dr. Jerzym Głuszyńskim socjologiem, wiceprezes Zarządu Pentor Research International SA – Wybory do Parlamentu Europejskiego za nami. Podobały się panu? – Patrząc z boku na kampanię, można było odnieść wrażenie, że była ona przez Polaków przyjmowana tak, jakby była obok. Jakby ten parlament przeciętnego Polaka nie dotyczył. I był postrzegany jako coś dalekiego, coś, co się nie przekłada na nasze życie. – Mieliśmy spoty obrzydzające przeciwników, straszenie Niemcami… – Nie mówiono o sprawach europejskich, za to mówiono o sprawach krajowych. To jeszcze jeden dowód na to, że europejskość nie działa. Że nie mamy wyobrażenia eurodeputowanego. Że każdy może się zgłosić. Pod warunkiem że jest znany. To jest właściwie jedyne kryterium. Mamy zjawisko celebrytów politycznych, którzy w tym sosie funkcjonują. Czas celebrytów, czyli sztuka rządzenia – Celebryci zawsze wokół polityki się kręcili… – Do tej pory było tak, że politycy zapraszali na swoje listy a to jakichś sportowców, a to aktorów, żeby przyciągali głosy. Ale szybko zorientowali się, że po co ściągać celebrytę, kiedy samemu można nim zostać. Samemu być znanym, lansować się, być popularnym. – Chyba przełomem okazał się tu Kazimierz Marcinkiewicz. – Pewnie tak. Dziś politycy nie muszą ściągać na swoje listy celebrytów, w swoim gronie to obsługują… Zamieszanie wokół Olejniczaka dobrze to pokazuje. A co robi Palikot? – Skandalizuje. – Podejrzewam, że sprawności intelektualne Palikota plasują go w pierwszym decylu naszej klasy politycznej. Więc pewnie dlatego szybko zrozumiał, że aby w ogóle wejść do gry… -…musi się wygłupiać? – Właśnie. Nie ma innej metody. Mamy czas politycznych celebrytów. Jarosława Wałęsę, Adama Gierka, mimo wszystko – Mariana Krzaklewskiego, Jacka Kurskiego… – Najważniejsze, czy się przyciąga uwagę. A potem liczą się umiejętności? – Taki jest przepis roli. Sarkozy, Berlusconi – też tak postępują. – Jarosław Kaczyński wyłamuje się z tego schematu. Chyba że on obsadza się w roli złego celebryty… – Czy on wychodzi z definicji, czy on jest tylko inny w ramach tej samej definicji? Myślę, że gdyby naprawdę był inny, w dzisiejszych czasach nie miałby szans. A mimo wszystko ciągle istnieje. Czyli prawdopodobnie stanowi inny typ celebryty. Jest przecież w Polsce klientela PiS-owska, tej orientacji, tego myślenia. Dopóki jest ta klientela – on nią zarządza. Te wybory to potwierdziły. Próbował w nich grać dogrywkę podziału Polska liberalna kontra Polska solidarna. Ale Tusk i Platforma umiejętnie zeszli z linii ciosu. W tym sensie Platforma stała się właściwie partią populistyczną. To, co robi, to jest populizm, tylko adresowany do innego rodzaju klienteli. I przejawia się inaczej niż populizm Kaczyńskiego. – Na czym populizm PO polega? – Polityka nie może być niepopulistyczna, bo jak nie byłoby klienteli, wyborców, nie byłoby i polityki. Możemy więc tylko mówić o skali, o proporcji. – To znaczy? – Warto się zastanowić, co się dzieje w tych wszystkich ważnych gabinetach. Czy tylko mówi się o PR, czy i o ważniejszych sprawach? Czy jest w ogóle dla tych ważniejszych spraw jakaś przestrzeń? Realną władzę ma premier, ale ktoś mu układa kalendarz. I w tym kalendarzu jest walka o święto narodowe 4 czerwca, pojedynek ze stoczniowcami, wystąpienie telewizyjne. A czy jest jeszcze przestrzeń na myślenie strategiczne? Ja w każdym razie tego nie widzę. – Jest za to myślenie taktyczne. – PO uprawia umiejętny balans. Z jednej strony, daje do zrozumienia, że nie będzie reagować na różne podszepty, czyli rozdawać pieniędzy, do czego właściwie każda opozycja w takim momencie by namawiała, i nasza też namawia. Ale, z drugiej strony, reaguje szybko na wszelkie inne oczekiwania. Jak się pojawił Misiak – od razu go przykładnie ukarano. – I to przyniosło sukces Platformie? Sondaże dawały jej więcej… – Partia rządząca, i to w czasie kryzysu, poprawiła wynik! Doceńmy to! – W porównaniu z poprzednimi wyborami z 2007 r. straciły PiS i lewica. – Bezalternatywność Tuska się wzmocniła. To pierwszy wniosek. Po drugie, wybory pokazały rodzaj racjonalności wyborców. Wybieraliśmy raczej tych, których uznawaliśmy za lepszych, za bardziej poważnych. Hübner się obroniła. –