Pojawiły się pierwsze dowody na to, że słynny list córki leśniczego dotarł do kogo trzeba. Chodzi o nieopieczętowaną kopertę powierzoną przez jakiegoś kolegę ministrowi Szyszce, a przez niego przekazaną ministrowi Błaszczakowi na oczach całej Polski. Widzowie nie mieli pewności, w czyich rękach ostatecznie przesyłka się znalazła, bo jeden dawał, drugi się wzbraniał. Być może obaj w tej sprawie byli tylko listonoszami, a nie mieli ochoty przyznać się do tego publicznie. List musiał się znaleźć u właściwego adresata. Bez tej pewności nie da się wytłumaczyć najnowszych wydarzeń na froncie walki o las w Polsce. Jakiś gajowy przepędził właśnie harwestery z Puszczy Białowieskiej, a Telewizja Polska przygotuje na wiosnę telenowelę „Leśniczówka”. Przerwa w białowieskich żniwach może oznaczać, że na chwilę zawieszono realizację konceptu gajowego Maruchy, wyłożonego w radiowym słuchowisku „Kocham pana, panie Sułku”. Marucha przemawiał w radiu najczęściej ustami Sułka, dożywotniego ucznia szkoły podstawowej, który mieszkał w szopie gajowego ze swoją opiekunką, panią Elizą. Dawny obowiązek posiadania szopy przez strażników lasu, ludzi z samego dołu hierarchii służbowej, poszerzono dzisiaj o ministerialne szyszki. Sułek wyczuwał Maruchę i podzielał jego zdanie w sprawie miłości do lasu. Mówił mianowicie, że on ten las tak kocha, że najchętniej by wyciął wszystkie drzewa, a potem wybetonował karczowisko, żeby człowiek po pijanemu nie przewracał się na korzeniach. Postacie z legendarnego słuchowiska przeżyły autora i do dzisiaj mieszkają w wyobraźni Polaków. Nie ma lepszej miary wartości dzieła, a dla twórcy większej nagrody! Jacek Janczarski dostał ją od słuchaczy jeszcze za życia i była mu ona miła. Kiedy udał się na drugi brzeg, jego bohaterowie przenieśli się z szopy po Marusze do internetu. Ich pogodne twarze zmieniły się w cudzych łapach w zdradzieckie mordy. Ze słów wyparowała poezja. Dialogi nie szanują elementarnych zasad higieny osobistej. Telewizyjny projekt „Leśniczówki” jest spóźnioną erupcją zazdrości, że radiowej Trójce (uwaga: dawnej, a nawet byłej Trójce!) tak dobrze poszło, w TVP tymczasem gospodarka leśna wciąż leży odłogiem. Szykuje się dobra, misyjna robota. W planowaniu produkcji trzeba będzie jednak uwzględnić okoliczność, że to, co 40 lat temu (start słuchowiska w 1973 r.) brzmiało nieodwołalnie absurdalnie u Sułka i Maruchy, dzisiaj jest strategicznym celem wielkiej operacji zbrojnej przeciw kornikowi, i że wycofanie najcięższego sprzętu z linii frontu jest tylko manewrem taktycznym w tej wojnie. Tu nie będzie żadnego pola do żartów. Oczywiście jest możliwe wykorzystanie w telenoweli wątku dotyczącego losu Krysi leśniczanki, bardzo patriotycznego w wyrazie i eksploatowanego dotąd wyłącznie w piosenkach ułańskich. Ułańskie szarże, jak słychać, wracają do wojska, dlatego przed telenowelą rysują się olbrzymie szanse wzorotwórcze: wykreowanie nowych postaw żołnierzy wobec dziewcząt o różnych porach dnia i nocy przeciągających się na gankach leśniczówek. Nie może też TVPiS zaprzepaścić okazji do rozprawienia się w telenoweli z dawną bezwstydną polityką praktykowaną w ostępach przez PSL, poprzednika PiS w lasach. Pamiętam dobrze zdanie posła Stanisława Żelichowskiego o niezbędnych atrybutach i kwalifikacjach gajowego: but gumowy, krok metrowy, łyk setkowy. Dlaczego wtedy, kiedy polski minister wygadywał coś tak antypolskiego, Europejski Trybunał Sprawiedliwości milczał?! Zanim zaczną się zdjęcia, można być pewnym, że „Leśniczówka” przywróci godność polskim gajowym, podleśniczym i leśniczym. Nigdy w kierownictwie TVP, które zleciło produkcję telenoweli, nie było tylu fachowców od lasu. Sam szef jest nabywcą Danielówki w nadleśnictwie Susz, w której za komuny wylegiwali się pierwsi sekretarze, a do której niepotrzebnie aspirował emerytowany leśniczy, ob. Jelonek Rudolf. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint