Matka narkomana się nie cofnie

Matka narkomana się nie cofnie

Wytropiła dilerów narkotyków, które brali jej synowie. Doniosła prokuraturze i wygrała życie chłopców Przed oczami miała pustkę. Nie widziała wycelowanych w nią kamer, nikogo. Składała słowa spokojnie, powoli, chociaż głos drżał jej chwilami z przejęcia, zasychało w gardle. Popijała wtedy zimną wodą i mówiła dalej. Tak kazało jej matczyne sumienie. Trwało to około 10 minut. Na koniec się rozpłakała. Nagrania dokonano w południe, w powiatowej komendzie policji. Jeszcze tego samego dnia wypowiedź pojawiła się w lokalnej telewizji. Wrażenie było piorunujące. Ludzie się dziwili, że zgodziła się ujawnić taką wstydliwą, rodzinną tajemnicę. Oczy dookoła głowy Z synami działo się coś dziwnego. Wracali do domu w różnych nastrojach, raz bardzo agresywni, to znów nienaturalnie rozbawieni. Maciek chodził jak otępiały. Wojtek też wyglądał ciągle na zmęczonego, przestał nawet oglądać filmy, natychmiast zasypiał. Już wtedy zaczęła podejrzewać, że są pod wpływem narkotyków. Oni jednak stanowczo temu zaprzeczali. Jednak z dnia na dzień matka 13-letniego Maćka i 14-letniego Wojtka z Ostrowca Świętokrzyskiego utwierdzała się w swoich podejrzeniach. Od synów czuła dziwny, ziołowy zapach, w ich ubraniach znajdowała małe torebki, fifki, papierki do robienia skrętów. Chodziła do szkoły, bo okazało się, że zaczęli wagarować. Codziennie sprawdzała im zeszyty. Maciek chciał przechytrzyć matkę. Wpisywał do zeszytów fikcyjne tematy, zadawał sobie nawet rzekomą pracę domową. Nauczycielka Wojtka też zauważyła, że nie może nawiązać z chłopakiem żadnego kontaktu. Po przyjeździe z wycieczki do Zakopanego powiedziała matce o swoich obawach. – Musiałam to przerwać – teraz tłumaczy się z tego, co zrobiła. – Bałam się. Każdy następny dzień mógł się okazać tym jednym dniem za późno. Zaczęłam śledztwo na własną rękę. Chciałam ratować moje dzieci. Wiedziała, że walkę o synów musi zacząć od odcięcia im źródła narkotyków. Tylko jak się dowiedzieć, kto jest dostawcą? Próbowała z nimi rozmawiać. Były dni, gdy czuła, że chcą jej coś powiedzieć, ale powstrzymują się. Niewidoczna granica między nią a synami zaczęła się powiększać. Pomyślała, że może ktoś z rówieśników miałby z nimi lepszy kontakt. Na przykład 16-letnia kuzynka, Kaśka. Chłopcy lubili dziewczynę i chętnie przebywali w jej towarzystwie. Kaśka obiecała, że postara się wyciągnąć od chłopców jak najwięcej informacji. I rzeczywiście po kilku dniach zjawiła się ze wszystkimi danymi. Podała imię i nazwisko chłopaka, od którego kuzyni kupują marihuanę, jego pseudonim, a nawet numer telefonu. – Wtedy nie mieli już wyjścia, musieli się przyznać – kobieta opowiada ze spokojem, starannie dobiera słowa, nie chce powiedzieć więcej, niż trzeba. – Gdy telefonicznie powiadomiłam policję, dostrzegłam, że poczuli jakąś ulgę, jakby wreszcie coś się skończyło. Z apelem do rodziców Zdawała sobie sprawę, że zapewne jest wielu rodziców w mieście, których dzieci zażywają narkotyki. W programie telewizji krakowskiej wystąpiła z apelem właśnie do nich. Dzisiaj już dokładnie nie potrafi przytoczyć słów, jakie wtedy wypowiedziała. – Namawiałam, by interesowali się tym, co robią ich dzieci, dokładnie je obserwowali, mówiłam, jak to wyglądało w moim domu – stara się odtworzyć sens swojej wypowiedzi. – Przekonywałam, by nie wstydzili się mówić o uzależnieniach swoich pociech, nie skrywali tego w czterech ścianach, nie udawali, że nie ma problemu. Zaraz po emisji programu otrzymała telefon od znajomej pielęgniarki. – Postąpiłaś słusznie – usłyszała. – Wszyscy powinni tak reagować. Sąsiadka z bloku też była dla niej pełna podziwu. Nie ukrywali dla niej aplauzu pracownicy Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Jednak spotkała się też z całkiem odmiennymi reakcjami. – Nie powinnaś z czymś takim występować – gorszyły się niektóre koleżanki. – Mogłaś załatwić to po cichu, bez rozgłosu. Swoje brudy trzeba prać we własnych kątach. – Nie wiem, czy drugi raz miałabym siłę przejść to wszystko – zastanawia się. Tylko małe płotki Jej chłopcy omijali ją w milczeniu. Dostawca narkotyków, Paweł D., został zatrzymany zaraz na drugi dzień po zgłoszeniu jego danych policji. Policja znalazła u niego marihuanę. W trakcie przesłuchań dotarła do innych dilerów. Jak się okazało, to były tylko małe

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2001, 2001

Kategorie: Kraj