Media kontra terroryści

Media kontra terroryści

Prasa i telewizja nie robiły sensacji. Nie epatowały widzów krwią, nie próbowały zgadywać liczby ofiar, nałożyły na siebie samo ograniczające rygory Szok. Płacz ludzi. Policzek dla Ameryki. Tak relacjonowały media, polskie i zagraniczne, tragiczne wypadki w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Wszystkie inne wydarzenia zeszły na dalszy plan. Prawie wszystkie zareagowały bardzo szybko i przestawiły się na relacjonowanie rozwoju sytuacji w USA. Starały się ogarnąć informacyjny chaos. Dzięki nim widzowie i słuchacze mediów na całym świecie stali się świadkami tragedii rozgrywającej się niemal na ich oczach. W ogarniętych zamętem Nowym Jorku i Waszyngtonie przez dwa dni media były głównym źródłem informacji. W Nowym Jorku mieszkańcy wystawiali telewizory na parapety mieszkań, by tłum na ulicy mógł obejrzeć najnowsze wiadomości. Ludzie tłoczyli się też przy samochodach, których właściciele głośno włączyli radia. Amerykańskie serwisy internetowe, np. CNN.com i ABCnews.com wypełniły informacje wyłącznie o atakach terrorystycznych na ten kraj. Przeżyły prawdziwe oblężenie i w efekcie nie były dostępne przez kilka godzin. Niektóre, np. CNN, zrezygnowały z grafiki, która utrudnia otwieranie się strony. Witryny zawierały jedynie proste wiadomości tekstowe. Na żywo tragedię można było oglądać w CNN, Sky News, BBC i CNBC. – Wszyscy łapali, co się da i żadna istotniejsza informacja nie uległa chyba pominięciu – ocenia dr Maciej Mrozowski z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. – Informacja słowna ewidentnie była w tyle za informacją obrazową. Mniej było słów, faktów, bo fakty tworzą ludzie, natomiast wiadomości obrazowe tworzą kamery. Pierwszego dnia niewiele było wypowiedzi, które uspokajały ludzi. Raczej pojawiały się głosy ulegające ekscytacji, by nie powiedzieć – panice moralnej. Ograniczenia To wszystko nie oznacza, że media prezentowały obraz anarchii. – Media były wyjątkowo powściągliwe, jeżeli chodzi o robienie sensacji. Nie epatowały widzów krwią, nie próbowały zgadywać liczby ofiar. Jak na Amerykę media nałożyły na siebie samo ograniczające rygory – mówi psycholog, prof. Janusz Czapiński. – Szacowaną liczbę ofiar podały dopiero po oficjalnym komunikacie burmistrza. To sprawia wrażenie, jakby dziennikarze sami się przerazili tym, co się stało. Trudno im było nabrać dystansu i przez to zachować się na tyle profesjonalnie, żeby wydusić z tego wydarzenia wszystkie chwyty, które zwiększają oglądalność. Te ograniczenia widać było przez pierwsze kilkadziesiąt godzin – podczas których poza obrazami Nowego Jorku i Waszyngtonu niewiele więcej prezentowano. Poczucie ograniczenia (a może chaosu?) potęgowały informacje, które wyzwalały falę pytań: służby kontrolne ruchu powietrznego straciły kontrolę nad kilkunastoma (sic!) samolotami; samolot spadł na Camp David; samolot, który spadł w Pensylwanii, został zestrzelony przez amerykańskie myśliwce. Tych informacje bardzo długo nie prostowano, co potęgowało chaos. Poza obrazami zgliszcz nie pokazywano nam nic więcej. Z daleka to wszystko wyglądało tak, jakby dopiero w okolicach czwartku-piątku zdjęte zostało jakieś embargo na nowe informacje. Dobre, bo polskie Za amerykańskimi poszły media w innych krajach, także w Polsce. Jako pierwszy przerwał nadawanie normalnego programu TVN. Na antenę TVN wszedł całodobowy program informacyjny TVN 24. Wieczorem nadano długie wydanie Faktów. Telewizja publiczna zaczęła niezbyt szczęśliwie. Według portalu medialink.pl, kilka minut po tragedii, po specjalnym wydaniu Wiadomości, na antenie zawitało studio festiwalowe z Gdyni i uśmiechnięty Tomasz Raczek, który zaczął od słów: „Odetchnijmy od tego, co się dzieje w Nowym Jorku”. Jednak później TVP zerwała ramówkę i co pół godziny emitowała specjalne wydanie Wiadomości. Telewizja publiczna do relacji wydarzeń z USA zaangażowała całą swoją machinę i zdystansowała konkurencję. Pokazały to badania oglądalności – w czarny wtorek Jedynkę oglądało ponad 8,5 mln Polaków, podczas gdy konkurencję – TVN – około 3 mln widzów (patrz: ramka). Sytuacja wielkiego wydarzenia okazała się godziną próby dla zespołów redakcyjnych. W TVN dobrze wypadł Tomasz Lis, znakomicie Justyna Pochanke z TVN 24, przez kilka godzin prowadząc studio. W Jedynce objawili swoje umiejętności Jolanta Pieńkowska i Piotr Kraśko, udowadniając, że należy im się miejsce w czołówce dziennikarskiej ekstraklasy. Na tym tle szczególnie marnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 38/2001

Kategorie: Media, Świat