Męska kolonia karna

Męska kolonia karna

Wojciech Kasperski na planie filmu "Na granicy". fot. Kino Swiat

Zimą w Bieszczadach zostaliśmy odcięci od świata z Grabowskim, Chyrą i Dorocińskim, więc siłą rzeczy musieliśmy być razem Wojciech Kasperski – (rocznik 1981) reżyser filmu fabularnego „Na granicy” Jesteś cenionym na świecie dokumentalistą, skąd pomysł z kinem gatunkowym? – Nie ma dużej różnicy pomiędzy dokumentem a fabułą. Kino ma opowiadać dobrą historię, pokazywać to, co istotne, nieważne więc, czy wybieramy formę dokumentalną czy kostium gatunkowy, liczy się opowieść. Zaczynałem od dokumentów, już w czasie studiów zrobiłem pierwsze filmy, ale zawsze chciałem zrobić solidne kino gatunkowe. Wierzę, że ten rodzaj filmów jest esencją kina. Twój fabularny debiut „Na granicy” wyrasta z doświadczeń dokumentalnych. Zrealizowałeś trzy dokumenty na Syberii, teraz tłem wydarzeń są Bieszczady zimą, ostatni dziki rejon w Polsce. – Poszukując lokalizacji do filmu, przejechałem całe polskie góry, od Sudetów po Bieszczady, robiłem zdjęcia i tworzyłem swoją idealną scenerię. Ostatecznie wybrałem Bieszczady, ponieważ pasowały do scenariusza i były najbliższe mojego wyobrażenia dzikiego, niedostępnego miejsca na granicy. Bieszczady mają magię, pozwalają poczuć zew natury. Twoje filmowe Bieszczady dalekie są od pocztówkowych wyobrażeń, od „zielonych wzgórz nad Soliną”, to estetyka bliższa „Bazie ludzi umarłych” czy „Siekierezadzie”. – Bieszczady wciąż takie są, dzikie i niedostępne, pozwalają człowiekowi na wyjście ze strefy komfortu i zmierzenie się sam na sam z prawdziwą naturą. Pracując nad filmem, zamieszkaliśmy na ponad 40 dni w górach – zbudowaliśmy tam cały plan, z daleka od cywilizacji. Korzystaliśmy z pomocy miejscowych, którzy na „pszczołach” (pojazdach gąsienicowych przystosowanych do zwożenia drzewa z gór – przyp. red.) wozili nam sprzęt i ludzi. Odśnieżaliśmy drogi i torowaliśmy szlaki w górach. Zostaliśmy odcięci od świata, telefony nie miały zasięgu, więc siłą rzeczy musieliśmy być razem. Przypominało to trochę męską kolonię karną. „Na granicy” jest zarówno opowieścią o wychodzeniu ze strefy komfortu, jak i historią dojrzewania oraz inicjacji – każdy bohater musi tu się zmierzyć z własną słabością. – W filmie ważna jest historia dorastania. Główni bohaterowie – Janek i Tomek – przechodzą próbę charakteru, przyśpieszony kurs odwagi i odpowiedzialności. Zostają wyrwani ze swojego miejskiego środowiska, muszą się nauczyć żyć poza cywilizacją, współpracować, walczyć, ale i przepraszać. Janek przechodzi przemianę, bierze odpowiedzialność za brata. Film nawiązuje do wzorców inicjacji. Ojciec zabiera syna poza społeczność, każe mu się zmierzyć z dziką naturą. – Ojcowie rzadko wprowadzają synów w dorosłość. Takich męskich wypraw, rytuałów jest dzisiaj niewiele. Rodzice przestają być dla nas wzorami, brakuje autorytetów. Inna sprawa to pytanie o definicję bycia mężczyzną. W którym momencie możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy mężczyznami, jesteśmy dorośli? O maturze mówi się, że jest egzaminem dojrzałości, ale czy napisanie matury coś zmienia? Według jednego z bohaterów, Mateusza, jego synowie staną się mężczyznami, kiedy oswoją się z przemocą. Ojciec pokazuje, jak dobić ranną sarnę, jak pić i rąbać drzewo. To bardzo stereotypowe przedstawienie męskości. – Wielu młodych ludzi dziś się radykalizuje, zwraca w kierunku silnego przywództwa, czuje potrzebę bycia macho. Sami wybierają przemoc, nacjonalizm, bunt. Jest wśród młodych taka potrzeba męskiej hierarchii, potrzeba stada. Niestety, często nie znajduje ona ujścia w inny sposób niż bezmyślna agresja. Pracowałeś z ciekawą obsadą. Z jednej strony, absolutne gwiazdy polskiego kina: Grabowski, Chyra, Dorociński, z drugiej – niedoświadczeni chłopcy: Bartek Bielenia i Kuba Henriksen. – Każdy aktor ma swój świat i bagaż doświadczeń. Rozmawiałem z każdym z nich, starałem się wykorzystać naturalne predyspozycje każdej osoby. Obserwowałem ich, jak się zachowują w konkretnych sytuacjach, jak radzą sobie w trudnych warunkach. Połączenie charakterów, wrażliwości chłopaków z umiejętnościami, jakie prezentują Andrzej Chyra i Marcin Dorociński, pozwoliło stworzyć prawdziwy konflikt, żywe emocje. Bardzo ciekawe są zwłaszcza kreacje Bartka i Kuby. – Praca z nimi była wyjątkowym doświadczeniem. Bartek, mimo młodego wieku, jest świadomym aktorem, traktującym swoją pracę naprawdę serio. Kuba jest bardzo otwarty, ciągle się uczył i chłonął wszystko jak gąbka –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2016, 2016

Kategorie: Kultura