Męska sprawa

Męska sprawa

Żadna inna dziedzina sztuki w Polsce nie jest tak seksistowska, tak antyinteligencka i tak prostacka jak kino Polskie postawy obyczajowe są bardzo często konserwatywne, a według moich obserwacji, mężczyźni są bardziej konserwatywni od kobiet. Schematy dotyczące płci są powszechne, trzymają się mocno, a feministyczna kropla, która drąży skałę, długo jeszcze podrąży, chyba że się zmieni w sprzęt kruszący, na to jednak się nie zanosi. Czy jest jakaś szansa na zmianę tradycyjnego wzorca męskości w Polsce? Raczej niewielka. Przyjrzyjmy się sytuacji, zaczynając od kina, które z uporem powtarza kilka nieskomplikowanych treści: ważne są pieniądze i siła. Kobiety nie liczą się w tym rozdaniu kart. I tak od ponad dziesięciu lat. Kino popularne w awangardzie konserwy Kino lat 90. przywarło do odwiecznych schematów genderowych (dotyczących kulturowej konstrukcji ról płci) i trwa przy nich. Kino moralnego niepokoju z lat 70. miało za swojego bohatera inteligenta przepełnionego moralnym niepokojem o politycznym podłożu, zaś kino lat 90. ma za bohatera polskiego macho. Jest on ochroniarzem, żołnierzem, policjantem lub gangsterem, zaś w fabule filmu chodzi o siłę, władzę, przemoc, a z wartości wyższych o solidarność (lub niesolidarność) męskiej grupy. I tyle co do treści. Znaczące wśród tych filmów są zwłaszcza wcześniejsze produkcje Władysława Pasikowskiego, ale nie z samego naśladownictwa sukcesu jego „Psów” wziął się niekończący się peleton tego rodzaju filmów (np. „Sara”, „Nocne graffiti”, „Prawo ojca”, „Poranek kojota”, „Moja Angelika” etc.), tym bardziej że mają one swoje odpowiedniki komediowe („Girl guide”, „Chłopaki nie płaczą”, „Kiler”, „Fuks”), gdzie chodzi o przechytrzenie, zażycie przeciwnika, i wreszcie istnieje wersja młodzieżowa tego rodzaju utworów (np. „Młode wilki” czy „Słodko-gorzki”). Nie da się sprowadzić całej rzeczy do kwestii naśladowania kina amerykańskiego, bo kino amerykańskie ma wiele wzorców i gatunków do naśladowania. Można wybierać. To polskie filmy najbardziej zaspokajają potrzebę fantazji męskiego ludu na temat męskości. Nie znajdzie się w nich rzeczywistości społecznej ani psychologicznej. Są tam męskie fantazje, ale też projekcje i lęki związane z męską rolą płciową. Oraz mnóstwo resentymentu i tradycyjnego lekceważenia kobiet. Z czego to się lęgnie? Po pierwsze z tego, co rozpoznała Agnieszka Graff w swoim eseju „Patriarchat po seksmisji”: Po roku 1989, jak mniemało wielu, wróciła „normalność” – baby zlazły z traktorów (na których i tak już nie siedziały od lat 50.) i już było wiadomo, kto rządzi. Chłop znów był chłopem, baba babą, podczas gdy za komuny wszystko stało na głowie. Tym bardziej – i to rzecz kolejna – że teraz chodzi o pieniądze i władzę, a nie są to podobno sprawy kobiece. Zazwyczaj w tych filmach nie ma żadnych wartości poza np. męską solidarnością czy męskim sojuszem, w jakiejkolwiek by on występował postaci. Może to być grupa policyjna („Sfora” – to tytuł filmu, którego bohaterem zbiorowym są „psy”, grupa policjantów), grupa kumpli lub majestat państwa czy kraju, tej największej męskiej wspólnoty (jak w „Demonach wojny” Pasikowskiego). Kolejną cechą tych filmów jest antyinteligenckość. Mniej więcej od chwili, gdy prezydent Wałęsa oświadczył, że chętnie przełożyłby przez kolano pewnych inteligentów, ówczesnych senatorów, skończył się solidarnościowy sojusz robotników i inteligencji. Antyinteligenckość widoczna jest w polityce, w tym, kto nas reprezentuje, a ze sztuk – w kinie. Żadna inna dziedzina sztuki w Polsce nie jest tak daleka od rzeczywistości, tak seksistowska, tak antyinteligencka i tak – co piszę z żalem – prostacka. Oprócz tych filmów był jeszcze „Tato” Macieja Ślesickiego. Niby inny, ale taki sam. I bardzo znaczący jako wypowiedź światopoglądowa. W „Tacie”, przypomnę, żona bohatera (operator, nie policjant) jest wariatką i furiatką, jej matka wiedźmą i obie chcą odsunąć ojca od córeczki. Niemal wszystkie kobiety w tym filmie są w spisku przeciwko mężczyznom. Ojciec dziecka, co szczególne, walczy o kontakt z córką po to chyba, żeby przekazać dziewczynce okropny obraz jej własnej płci. Córka szybko się uczy, że aby zasłużyć na aprobatę taty, trzeba mu raczej ugotować obiad niż jego o to poprosić. Ale nawet gotowanie jej nie pomoże, bo tata sądzi, że kobiety „to chory gatunek”, i nie uważa, że ta opinia wypowiedziana wobec dziecka płci żeńskiej może dziecku zaszkodzić, np. na poczucie własnej wartości. Tata jest cool, nieprzejmalski się i dlatego nie jest wariatem jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2003, 2003

Kategorie: Opinie