Męski świat się sypie

Męski świat się sypie

Przyszłość świata decyduje się w pokojach dziecinnych Rozmowa z Wojciechem Eichelbergerem – Awansował pan do roli guru kobiet. Czy na pana miejscu nie powinna się znaleźć jakaś gurka? Sam pan podkreśla, że kobiety muszą zacząć mówić własnym głosem. – Na zaszczytny tytuł guru z pewnością nie zasługuję. Mimo że nigdy nie przypisywałem sobie roli rzecznika kobiet i od początku wiedziałem, że jestem rozwiązaniem tymczasowym – to, co pisałem, tak było odbierane. W istocie pisząc o tych sprawach, rozliczam się tylko z własnym, męskim sumieniem. Ale spotkałem się już z takim zarzutem wiele lat temu na spotkaniu z feministkami, słuchaczkami Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim. Zaproszono mnie tam na dyskusję o książce „Kobieta bez winy i wstydu”. Byłem jedynym mężczyzną na sali. Cały czas czułem się niesłusznie atakowany. Przyczepiano się do szczegółów i sformułowań wyrwanych z kontekstu. W końcu zapytałem wprost, o co chodzi. Wtedy jedna z obecnych powiedziała: „Książka jest bardzo dobra, ale jej ogromną wadą jest to, że napisał ją mężczyzna”. Zarzut zabrzmiał paradoksalnie, lecz jest w nim istotna treść. Wyręczając kobiety w mówieniu o ich problemach i sytuacji, w robieniu feministycznej rewolucji, kontynuuję tradycję patriarchatu. W związku z tym już jakiś czas temu postanowiłem przestać pisać o kobietach i za kobiety. – Czytając pana książkę „Mężczyzna też człowiek”, odnosi się wrażenie totalnej poprawności politycznej. Pisze pan w sposób bardzo pokorny w imieniu mężczyzn, jakby pan za nich przepraszał. – Jest za co przepraszać, więc może w poprawności politycznej kryje się też jakaś mądrość. Choć nie przyszłoby mi do głowy, że jest to książka poprawna politycznie. Wynika ona z doświadczeń wyniesionych z pracy z ludźmi i z moich własnych, a jej intencją jest tym razem wzięcie w obronę mężczyzn. – A skąd się wziął tytuł książki? – Mówi się, często z odcieniem ironii i pobłażania, że kobieta też człowiek. Chcę zwrócić uwagę na to, że mężczyźni też są w bardzo trudnej sytuacji. Na ogół opisujemy i przeżywamy siebie samych jako twórców i panów tego świata. Chcę pokazać głębszy, ludzki wymiar mężczyzny, a nie znowu tę zużytą fasadę. – Książka rozliczająca wszystkie męskie grzechy powinna mieć raczej tytuł „Mężczyzna też człowiek, a nie świnia”. – Może kiedyś jakaś kobieta napisze książkę pod takim tytułem. – W książce mówi pan o tym, że kobiety są zmuszane do pełnienia określonych ról, a za odstępstwo od nich surowo karane. Przecież to samo dotyczy mężczyzn. Nie każdy jest zadowolony z przypisywanej mu roli przewodnika stada. – To prawda. Mężczyźni są jednak w o tyle lepszej sytuacji, że to oni rozdają role i tasują karty. Z czasem jednak staliśmy się, podobnie jak kobiety, więźniami własnych wyobrażeń o sobie. Okazuje się, że świat, który sobie urządziliśmy, wcale nie jest bardziej przyjazny dla nas niż dla kobiet. W dodatku staje się coraz trudniejszy. – A co jest najtrudniejsze? – Odpowiedzialność. Wszystkie obszary życia są zdominowane przez męski sposób myślenia i działania. A tu okazuje się, że ten świat się sypie. – Jakie wybrałby pan słowo, aby określić relacje pomiędzy kobietami i mężczyznami: wojna, partnerstwo, przyjaźń czy może niezależność? – Zdecydowanie jesteśmy w fazie konfliktu. Wprawdzie do części mężczyzn dociera fakt, że nie sposób dłużej funkcjonować tak jak do tej pory, ale dobrowolnie abdykować jest trudniej, niż w odczuciu dziejowej sprawiedliwości sięgać po władzę. Kobiety – słusznie rozżalone tym, co działo się do tej pory – atakują. Z tego samego powodu chciałaby pani zmienić tytuł tej książki na mocniejszy. – Komu jest trudniej? – Obie strony konfliktu nie za bardzo wiedzą, co robić. Ale kobiety mają przynajmniej ideologię i poczucie słuszności. Robią rewolucję. Natomiast mężczyznom przypada rola zdemoralizowanego, zmurszałego dyktatora, który musi ustąpić, bo nie ma w nim już ducha. – Ale feminizm wcale tak bardzo kobiet nie łączy! – Stopniowo coraz bardziej. Wiele kobiet dystansuje się od feminizmu skrajnego, który bywa wrogi wobec samych kobiet, usiłuje dla odmiany uwięzić je w feministycznym stereotypie i odbiera im prawo wyboru drogi życiowej. Ale te kobiety, które czują się zagrożone feminizmem jako takim, również tym głębokim i wyważonym, nieświadomie bronią patriarchalnej wizji świata,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2003, 2003

Kategorie: Wywiady