Miasto przyszłości czy koszmar miejski? – rozmowa z prof. Bohdanem Jałowieckim
Przestaliśmy wierzyć w fantastyczne wizje, np. miast budowanych na dnie mórz albo w kosmosie, bo to przynajmniej na razie zwykłe mrzonki Czy urbaniści wizjonerzy wiedzą już, jak będą wyglądały miasta w roku 2050? – Nie ma jednego globalnego projektu – z kilku powodów. Po pierwsze, miasta są bardzo zróżnicowane. Są na różnych kontynentach, w odmiennych systemach politycznych, zbudowane w krajach bardziej lub mniej zamożnych. Chociaż mają cechy wspólne – tu skupiają się wszystkie siły polityczne, tu ulokowane są siedziby władz centralnych lub lokalnych. W miastach działają ważne instytucje kultury i mediów, czyli tutaj jak w zwierciadle odbijają się wszystkie procesy i niepokoje właściwe dla tej części świata. Niepokoje w miastach są zwykle silniejsze niż w tzw. interiorze, bo w miastach jest więcej do stracenia. Po drugie, przestaliśmy wierzyć w rozmaite fantastyczne wizje – np. że miasta będą budowane na dnie mórz albo gdzieś w kosmosie, bo to przynajmniej na razie zwykłe mrzonki i czyste szaleństwo. Wreszcie perspektywa roku 2050 nie jest wcale tak odległa, a rozwój miast wykazuje pewną inercję. Przecież nawet w tych najnowocześniejszych ośrodkach są fragmenty powstałe dawno temu, np. w średniowieczu. Czy jednak na przyszłość miast patrzy pan profesor z nadzieją? A może jest pan raczej pesymistą? – W krótkiej perspektywie jestem pesymistą, bo kapitalizm przeżywa kryzys, a on się odbija przede wszystkim na miastach. W dłuższej perspektywie, sięgającej np. roku 2050, nie musi być tak źle. Choć na razie nie mamy takich wynalazków jak telefonia komórkowa, której pojawienie się gruntownie zmieniło, wręcz zrewolucjonizowało życie codzienne w ostatnich 20-30 latach, to w miastach zakumulowane są ogromne środki, leżące gdzieś na kontach różnych korporacji, i te kwoty (np. majątek Apple ocenia się na 100 mld dol.) być może zostaną uruchomione właśnie w celu przebudowy i rozwoju. Jak powstają nowe miasta Tak jak w XIX-wiecznym Paryżu? – David Harvey, autor głośnej książki „Bunt miast”, twierdzi, że jednym ze środków kapitalistycznej akumulacji była urbanizacja. Tak doszło do przebudowy Paryża za czasów Napoleona III, a zrealizował ją w wyniku nagromadzenia kapitału i siły roboczej w okresie przyśpieszonej industrializacji baron Georges Haussmann, prefekt Paryża. Chciał on przekształcić miasto mające jeszcze plan urbanistyczny typowy dla ośrodków średniowiecznych w nowoczesną metropolię. W tę przebudowę zaangażowano ogromne pieniądze – dzisiaj mówilibyśmy o setkach miliardów dolarów. David Harvey twierdzi, że to miasto leżało w centrum zainteresowania kapitału, ale stało się też ośrodkiem walki klasowej. Stawia więc pytanie, jak można przekształcać miasta w sposób sprawiedliwszy społecznie. Czy takie procesy mogą się powtarzać także dziś? – Powtarzają się, bo np. we współczesnych Chinach, gdzie jest bum w dziedzinie nieruchomości, powstały ogromne, nowoczesne miasta, które stoją prawie puste, ponieważ nie ma możliwości ich zasiedlenia. Oczywiście ludzie są, ale nie mają wystarczającego potencjału finansowego ani intelektualnego. W tych wspaniałych metropoliach, przypominających największe miasta USA czy Azji Południowo-Wschodniej, jest najnowocześniejsza infrastruktura odpowiadająca standardom XXI w., np. superszybkie koleje magnetyczne. Wszystkie te nowinki wyprzedzają jednak poziom rozwoju społecznego w regionie i muszą jeszcze „poczekać”. Sama technika nie tworzy tkanki społecznej, choć może być wehikułem wielu zmian. Zmarnotrawiono więc część zainwestowanych środków? – Miasta są często przykładem ogromnego marnotrawstwa istniejącej substancji materialnej. Widzimy np., jak w Warszawie niektóre wysokie budynki stawiane jeszcze w latach 90. XX w. i po roku 2000 są teraz rozbierane, aby na tym miejscu dało się wybudować jeszcze wyższe. Kapitał musi jednak znaleźć jakieś ujście, choć efektem tego zjawiska jest chaotyczna zabudowa miasta – nad jego przestrzenią trudno zapanować, pogłębiają się też kontrasty między tym, co stare, i tym, co nowe. I to z czasem będzie się nasilać. Tak się dzieje w polskich miastach, ale mamy też dawną NRD, gdzie poddano renowacji osiedla z wielkiej płyty, które teraz stoją puste i ulegają ponownej dewastacji. Nie ma mowy o racjonalnym wykorzystaniu środków kapitałowych, choć o tym myśleli wielcy urbaniści wizjonerzy, jak Le Corbusier. Luksusy i slamsy Wspomniał pan, że w miastach pogłębia się kontrast bogactwa i biedy. Dziś w osiedlach zamkniętych i strzeżonych bogate dzieci wchodzą na plac