Między Białorusią a Kazachstanem…

Między Białorusią a Kazachstanem…

Ligowego dziwadła ciąg dalszy „Nie zmieniłem zdania. Nie sądzę, by w takim klimacie można było grać tyle meczów, ile w innych ligach. Duża liczba kontuzji wynika z natężenia meczowego, a co za tym idzie, braku czasu na regenerację… Jeśli chodzi o podział punktów po rundzie zasadniczej, to nie jest normalne. Takie sztuczne podnoszenie emocji. Obniżamy przez to rangę sezonu zasadniczego. Jeśli mamy grać cały rok w ten sposób, a potem wszystko nadrobić lub stracić w tych siedmiu meczach, to dla mnie nie jest to dobry pomysł”, powiedział w grudniu zeszłego roku m.in. na pożegnanie Ekstraklasy i Legii były trener drużyny z Łazienkowskiej Jan Urban. 14 lutego wznowiono to wzbudzające coraz więcej wątpliwości i kontrowersji ligowe dziwadło. W tempie pijanego żółwia „Ruszyli! Po mistrzostwo, po utrzymanie, po punkty, po pieniądze, po sławę i wizyty w zakładach pracy. Szkoda tylko, że w tempie pijanego żółwia. Piątek nie był jakimś dobrym dniem dla ligi. Może nie był też najgorszym, ale po przerwie człowiek zawsze liczy na ciut więcej. Tymczasem mecz na dnie faktycznie był meczem na dnie, a mistrz Polski wypadł blado” (WP.pl, 14 lutego br.). Na początku lutego PZPN opublikował raport dotyczący organizacji i stanu bezpieczeństwa (wydanie, rzec można, luksusowe – mnóstwo wykresów, mapek, rysunków). „W świetle zawartych w raporcie faktów stan bezpieczeństwa na polskich stadionach jest znacznie lepszy niż powszechna opinia na jego temat”, powiedział Zbigniew Boniek. I wszystko byłoby pięknie i kolorowo jak w tym raporcie, gdyby nie spotkanie Legii z Koroną w piątek, 14 lutego. Zostało ono przerwane na ponad pięć minut z powodu użycia rac i fajerwerków. A żeby było jeszcze śmieszniej, Boniek jako gość Radia Zet zapraszał właśnie w ów piątkowy poranek Monikę Olejnik na żyletę. No, Mrożek by tego nie wymyślił… W niedzielę, 16 lutego, odbyło się specjalne posiedzenie Komisji Ligi w trybie pilnym. Podjęto decyzję o zamknięciu trybuny północnej, żylety, na jeden mecz. Rywalizacja T-Mobile Ekstraklasy w nowej formule rozpoczęła się 19 lipca 2013 r., zakończy się 1 czerwca 2014 r. Po sezonie zasadniczym (30 meczów) nastąpi podział na dwie grupy (mistrzowską i spadkową) po osiem zespołów. Liczba punktów zdobytych w sezonie zasadniczym zostanie podzielona przez dwa. W drugiej fazie, decydującej o mistrzostwie i spadku, każda drużyna rozegra jeszcze po siedem meczów – po jednym z każdym rywalem. Ekipy z miejsc 1-4 oraz 9-12 cztery razy wystąpią przed własną publicznością, natomiast zespoły z miejsc 5-8 oraz 13-16 – trzykrotnie. Jeżeli komuś się wydaje, że pomysłodawcy sięgnęli po wzorce z najlepszych i najpotężniejszych – nie tylko piłkarsko – krajów, to jest w błędzie. Otóż takie coś jest grane jedynie na Białorusi i w Kazachstanie! W systemie wiosna-jesień. W ogłoszonym w ubiegłym roku przez UEFA rankingu lig europejskich Białoruś zajmowała 20. pozycję, Polska 22., a Kazachstan 38. Białorusini nie dzielą punktów, a po sześć zespołów grupy mistrzowskiej i spadkowej rozgrywa 10 dodatkowych spotkań, natomiast w Kazachstanie, podobnie jak u nas, prawem kaduka zabierają połowę punktów, ale dodatkowych kolejek jest 10. Dlaczego u nas jest tylko siedem – tego nikt nie wie. Ot, takie ligowe kuriozum wymyślone na chybcika przy zielonym stoliku. Niechciana reforma Z rozmów ze znającymi się na rzeczy trenerami wyłania się nieciekawy obraz. Z grubsza wygląda to tak: więcej meczów, więcej dni transmisyjnych, więcej reklam itd. Niestety, w Polsce do futbolu co chwila trafiają ludzie, którzy z piłką nożną nie mieli nic wspólnego, a często nawet jako młodzieńcy w nią nie grali. Cierpią kluby, cierpi reprezentacja. Tzw. reforma musiała mieć jakieś podparcie, więc ówcześnie kierujący reprezentacją Polski Waldemar Fornalik podczas jednej z konferencji trenerskich w Warszawie zapytał wszystkich trenerów prowadzących zespoły w Ekstraklasie, co sądzą o reformie i czy są za jej wprowadzeniem, czy przeciw. Wszyscy jak jeden mąż byli przeciw, udowadniając, że nie ma ona nic wspólnego z podniesieniem poziomu rozgrywek, sprawi klubom wiele kłopotu, a do tego jest nieuczciwa – zabieranie połowy zdobytych punktów zespołom po rundzie głównej jest co najmniej dyskusyjne. Bo niby dlaczego drużyna, która zdobyła np. 60 punktów, ma oddać 30, a ta, która zdobyła punktów 40,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2014, 2014

Kategorie: Sport