Za jakieś dwie generacje stosunki polsko-rosyjskie będą oparte na realiach, a nie na emocjach – Zacznijmy od korzeni. W jednym z wywiadów powiedział pan: „Jestem pół Polakiem i pół Rosjaninem, serce mam podzielone pomiędzy te dwa kraje”. Proszę więc opowiedzieć o rodzinie, o ojcu i matce, i o tym, kto nauczył pana języka polskiego. – Ojciec, który niestety już nie żyje, urodził się w Wilnie w 1929 r. w polskiej rodzinie. W wyniku sowieckiej okupacji rodzina uciekła na zachód Polski, do Poznania, gdzie tata rozpoczął studia na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza. W roku 1952 został wydelegowany z grupą polskich studentów na Uniwersytet Leningradzki (wydział geografii ekonomicznej). Poznał tam matkę, studentkę tego samego uniwersytetu, ożenił się z nią w roku 1953 i po skończeniu studiów zabrał ją do Polski, do Poznania. Tam też ja miałem się urodzić, ale ponieważ „śpieszyło mi się”, przyszedłem na świat trochę wcześniej w stosunku do zaplanowanego terminu, dokładnie w ówczesne święto 22 lipca 1957 r. (sic!), kiedy matka była akurat w Leningradzie u swojej matki, a mojej babci. Pierwsze prawie sześć lat życia spędziłem jednak w Polsce, zostałem ochrzczony w Kościele katolickim, rozmawiałem wyłącznie po polsku, chodziłem do polskiego przedszkola. Potem stało się tak, że matka wróciła do Związku Radzieckiego i zabrała mnie ze sobą. W 1964 r. poszedłem do szkoły w Leningradzie i miałem jeszcze wtedy spore problemy z językiem rosyjskim. – Rozumiem, że zachował pan sentyment do Polski jako kraju wczesnego dzieciństwa, ale czy ma to również konsekwencje kulturowe? Uzyskał pan przecież wykształcenie w ZSRR. Czy polska kultura i polska muzyka są dla pana czymś bliskim? – Co się tyczy muzyki polskiej, nigdy nie straciłem z nią kontaktu. Szczególnie po powrocie do Poznania, kiedy w 1991 r. wygrałem konkurs na dyrektora artystycznego Filharmonii Poznańskiej i przeprowadziłem się ze swoją rodziną do miasta, w którym kiedyś stawiałem pierwsze kroki. Ale i przedtem, podczas studiów w Konserwatorium im. Rimskiego-Korsakowa w Leningradzie, zawsze interesowały mnie nowe utwory Pendereckiego, Lutosławskiego, Meyera, Szymanowskiego, Góreckiego, Bacewicz i innych kompozytorów polskich, szczególnie XX-wiecznych. Nie chcę przez to powiedzieć, że muzyka rosyjska w mojej artystycznej biografii nie odgrywała znaczącej roli, bo to byłaby nieprawda. W drugiej połowie XIX w. oraz na początku XX w. kompozytorzy rosyjscy stworzyli wiele wspaniałych dzieł na orkiestrę symfoniczną. Tego się nie da nie zauważyć, jednak równocześnie zawsze starałem się i będę się starał promować, o ile to możliwe, muzykę polską, która wciąż wymaga promocji, jeszcze bardziej niż rosyjska. Bez oporów i obaw proponuję polskie pozycje podczas koncertów, zwłaszcza tych, które mają dla mnie szczególne znaczenie. Podam przykład – kiedy po raz drugi dyrygowałem Filharmonią Berlińską i mogłem już sam decydować o układzie programu, wybrałem „Uwerturę koncertową” Karola Szymanowskiego oraz „Koncert na orkiestrę” Witolda Lutosławskiego. W programach moich koncertów, które odbywają się w różnych krajach świata, pojawiają się nazwiska takich twórców jak Karłowicz, Paderewski, Moniuszko, Czesław Nowak, Hanna Kulenty, Aleksander Tansman, Andrzej Panufnik, Tadeusz Szeligowski, Stanisław Wiechowicz, Michał Spisak, o Chopinie już nie wspominając. Bardzo szanuję i podziwiam twórczość Krzysztofa Pendereckiego. Pamiętam, jakie ogromne wrażenie wywarła na mnie jego „III symfonia”, którą dyrygowałem w Poznaniu, a także „II koncert skrzypcowy”, który prowadziłem w Warszawie i Hamburgu. Mam nadzieję, że w przyszłości będę jeszcze częściej dyrygować jego muzyką. – Pytam o pańskie kontakty z polską muzyką i kulturą, bo w oficjalnej biografii, którą rozsyłają zagraniczne agencje artystyczne, nie ma nawet drobnej wzmianki o tym, że był pan np. przez cztery lata kierownikiem artystycznym Filharmonii Poznańskiej ani że w swoich koncertach umieszcza pan polskie utwory. Pewnie nie ma to większego znaczenia dla pańskiej działalności artystycznej, a być może nawet przeszkadza? – To tylko niedopatrzenie. Poproszę mojego agenta, by tę notkę poprawił. Fakt, że mam polsko-rosyjskie korzenie, raczej mi pomaga, niż przeszkadza. Wcale się tego nie wstydzę ani o tym nie zapominam. Cieszę się z sukcesów polskich solistów i staram się jak najczęściej współpracować z takimi muzykami jak Piotr Anderszewski, Ewa Kupiec, Krzysztof Jabłoński i Rafał Blechacz. Zresztą te zainteresowania nie odnoszą się wyłącznie do muzyki. Czytam polskie książki, oglądam polską telewizję, oczywiście kiedy znajdę chwilę czasu. Otrzymuję
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz