Sejmowa debata nad polityką zagraniczną potwierdziła, że mimo wszelkich podziałów w tej akurat sprawie jest consensus między głównymi siłami politycznymi. W znacznej mierze jest on oparty na wspólnej i zdeterminowanej woli takiego działania, by po wygraniu referendum 1 maja 2004 roku świętować wejście do Unii Europejskiej. Pomyślny finał negocjacji i otwarta droga do struktur europejskich sprzyjają aprobacie dla polityki zagranicznej rządu. Ostatnia dekada w relacjach międzynarodowych to czas przechodzenia do historii starego ładu i jego instytucji. To także okres mozolnego wykluwania się nowych reguł i tworzenia mechanizmów pasujących do ery globalizacji i zapobiegających najnowszym zagrożeniom. Kolejne w dziejach układanie światowej szachownicy nie może przebiegać bez napięć. To przecież nie wszystko jedno, czy będzie się na tej szachownicy królem, czy gońcem. To także wyzwanie dla Polski. Czy w kolejnym rozdaniu będziemy tylko pionkami? By tak się nie stało, musimy oprócz dobrych relacji z USA i Unią Europejską mieć także mądrą politykę wschodnią. Tylko bowiem poprzez wielokierunkową aktywność możemy wreszcie czerpać realne korzyści z naszego położenia geograficznego. To, co było przez ostatnie stulecia nasza zmorą i przyczyną wielu problemów, może w końcu zacząć na nas pracować. Coraz skuteczniej realizowana jest polityka oparta na współpracy z wieloma partnerami, w tym ze wszystkimi najważniejszymi. Kierunek bezsprzecznie słuszny, ale… i w tym „ale” jest problem. Stosunki z Rosją i Chinami. I mizerna skala obrotów handlowych z nimi. W świecie globalnej gospodarki i takichże interesów możemy na tej mizerii tylko tracić. Dlaczego więc o polityce wschodniej więcej się mówi, niż faktycznie robi? Obydwa bloki polityczne, które na przemian rządzą w Polsce od 1989 r. mają kłopot ze zdefiniowaniem swojego stanowiska. Lewica ma ciągle kompleksy wyrastające z okresu PRL i bezwarunkowego popierania ZSRR i lęka się większej aktywności, aby broń Boże nie być posądzoną o powrót do przeszłości. A prawica spętana fobiami antyrosyjskimi nie potrafi się wyzwolić z teorii „odwiecznego wroga”. Na domiar złego ciągle żywe są tam tendencje do niesienia w głąb Rosji cywilizacyjnego kaganka i rozszerzania wpływów Kościoła katolickiego. Czy więc trzeba kolejnego pokolenia, które będzie potrafiło ułożyć sobie stosunki sąsiedzkie? Jeśli nie chcemy na to czekać, to szerszego ponadpartyjnego consensusu trzeba szukać także w sprawach polityki wschodniej, a nie tylko Unii Europejskiej. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański