Umiarkowani islamiści zdecydowanie wygrali wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego w Tunezji W Tunezji zapoczątkowano przemiany polityczne okrzyknięte mianem Arabskiej Wiosny, która ogarnęła niemal cały Bliski Wschód i Afrykę Północną i zakończyła się obaleniem trzech dyktatorów – Ben Alego, Mubaraka oraz Kaddafiego. Tam też 23 października przeprowadzono pierwsze w pełni demokratyczne wybory do jednoizbowego, 217-osobowego Zgromadzenia Konstytucyjnego, które w ciągu roku ma opracować ustawę zasadniczą.Spragnieni demokracji Tunezyjczycy stanęli na wysokości zadania jako wyborcy. Teraz się okaże, czy politycy zrobią to samo jako rządzący. Nie zanotowano poważniejszych oszustw wyborczych (przestrzegania procedur pilnowały zastępy mundurowych), a frekwencja grubo przekroczyła 50%. – Zagraniczni obserwatorzy, którzy monitorowali proces wyborów, są zadowoleni z jego przebiegu. Było kilka nadużyć oraz niedociągnięć, ale wynikały one głównie z braku rutyny – twierdzi dr Larbi Sadiki z brytyjskiego uniwersytetu w Exeter. Zgodnie z sondażowymi przewidywaniami wygrało umiarkowane islamistyczne ugrupowanie Hizb an-Nahda (Partia Odrodzenia), które zgarnęło 90 mandatów. Podczas gdy islamiści (tunezyjska wersja egipskich Braci Muzułmanów) świętują swój historyczny sukces, obserwatorzy zastanawiają się, czy umiarkowanie i nowoczesny program nie były tylko przedwyborczą zagrywką ugrupowania. Bloger Youssef Sherief, który sam na An-Nahdę nie głosował, uspokaja: – Po 60 latach dyktatury wchodzimy w erę demokracji i musimy zaakceptować wolę wyborców. Wierzę w Tunezję z islamem jako religią, ale nie głównym źródłem prawa. An-Nahda akceptuje fakt, że musi dzielić władzę z innymi ugrupowaniami, które reprezentują dwie trzecie tunezyjskiego społeczeństwa. Zwycięstwo – jak uważa dr Sadiki – nie oznacza wcale dla An-Nahdy łatwego życia, ponieważ każde słowo i działanie jej polityków będzie bacznie obserwowane i oceniane. Wszystkich i tak nie da się uszczęśliwić. Szczególnie w tak trudnych czasach, jakich doświadcza pogrążona w ekonomicznej niepewności Tunezja. Wyborcze niespodzianki O ile zwycięstwo islamistów nikogo nie zdziwiło, o tyle dalsze rezultaty są zaskakujące. Za zwycięską partią Rashida al-Ghannushiego uplasował się centrolewicowy Kongres na rzecz Republiki, któremu nie wróżono aż tak dobrego startu. Dopiero za nimi znalazły się Demokratyczne Forum na rzecz Pracy i Wolności (Ettakatol), Petycja Ludowa – koalicja niezależnych kandydatów utworzona przez potentata medialnego Mohameda Hechmiego Haadmiego, a także Postępowa Partia Demokratyczna. Zarówno Demokratycznemu Forum, jak i Postępowej Partii Demokratycznej wróżono znacznie lepsze wyniki. – Kongres na rzecz Republiki wypadł nieźle, biorąc pod uwagę jego skromne finanse – ocenia dr Sadiki. – Gdyby Moncef Marzouki (przywódca ugrupowania), który jest znanym działaczem na rzecz praw człowieka, zainwestował więcej środków w kampanię na obszarach wiejskich, Kongres wypadłby jeszcze lepiej. Jednak dobry wynik powinien zachęcić go do startowania w wyborach prezydenckich – uważa ekspert. Niepowodzenie Postępowej Partii Demokratycznej to osobista porażka jej lidera Ahmeda Nejiba Chebbiego, który chciałby zostać prezydentem, ale chyba zaszkodziły mu niedawne ustępstwa wobec „kolesiów” Ben Alego. Postępowców zgubiła też końcówka kampanii wyborczej. O ile An-Nahda oparła swój apel wyborczy na pozytywnym przesłaniu i podkreślaniu umiarkowania, o tyle postępowcy woleli atakować islamistów, zarzucając im manipulacje oraz nieuczciwe prowadzenie kampanii. Tego błędu nie popełnili działacze Kongresu na rzecz Republiki. – Spójrzcie tylko! Wszystkim nam są bliskie ideały praw człowieka. Będziemy walczyć o większe poszanowanie wolności obywatelskich – mówi Marzouki, kreśląc filozofię wyborczą swojej partii. – Nie będziemy jednak walczyć z islamistami, ponieważ nie chcemy w Tunezji wojny ideologicznej. Zgadzamy się nawet na to, aby islam był religią państwową, ale musimy być w tym bardzo ostrożni. Jestem głęboko przekonany, że możemy walczyć o prawa człowieka, szczególnie prawa kobiet, nie walcząc przy tym z islamistami. Tymczasem lewicowy Ettakatol próbuje przekuć porażkę w choćby częściowy sukces i już myśli o przyszłości. Z drugiej strony wie, że słabiutko wypadł na prowincji, gdzie zaczęła się Arabska Wiosna. Ben Jaafar rozważa nawet współpracę z An-Nahdą, choć nikt jeszcze nie wie, na czym miałaby ona polegać. Jedno jest pewne – tunezyjska lewica nie przekonała do siebie wyborców, szczególnie biednych, którzy oddali głos na islamistów. Ci – wzorem Braci Muzułmanów – zapewniali im przez dekady pomoc materialną, co w końcu
Tagi:
Michał Lipa