Milczeć nie będę

Milczeć nie będę

Bracia Kaczyńscy i inni oskarżyciele nie zadali sobie trudu, aby sprawdzić, co mówiłem. Dla nich zbrodnią był już mój wyjazd do Rosji Gen. Wojciech Jaruzelski – Panie generale, jakie są pańskie wrażenia po telewizyjnej rozmowie z Lechem Wałęsą? – Najistotniejsze, że do tej rozmowy doszło. Doceniam jej klimat, chęć wzajemnego zrozumienia. Szereg spraw udało się nam poruszyć, może zabrakło ich pogłębienia. Wiele czasu zajął temat ataków i oskarżeń Lecha Wałęsy przez niegdyś bliskie mu osoby i środowiska. Uważam to spotkanie za dobry, konstruktywny krok i przykład dla innych, że nawet różniąc się – można i należy rozmawiać. Oby było to zachętą, zwłaszcza przed zbliżającą się 25. rocznicą powstania „Solidarności”. Ja do takich rozmów jestem gotów. MÓWIŁEM O POLSKICH ŻOŁNIERZACH – Panie generale, chcieliśmy porozmawiać o pana pobycie na uroczystościach 60. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem, o pobycie na Syberii. Zacznijmy od Moskwy: nie zabolało pana, że prezydent Putin w przemówieniu nie powiedział ani słowa o Polsce, o polskim żołnierzu? – Zabolało. I to chyba bardziej dotkliwie niż tych, którzy nie mają za sobą takiej drogi i takich przeżyć. Przeszedłem całą drogę bojową do Berlina, na pierwszej linii, znam wkład żołnierza polskiego w zwycięstwo nad faszyzmem, znam ofiary i cierpienia narodu. Ale wtedy też pomyślałem, ile obłudy – aby nie powiedzieć cynizmu – wykazują ci, którzy lamentując nad niedocenieniem w Moskwie naszej wojennej roli, sami faktycznie spostponowali niedawne chlubne karty polskiego oręża. W marcu i kwietniu br. miały miejsce 60. rocznice największych polskich bitew 1945 r.: przełamanie Wału Pomorskiego; zdobycie Kołobrzegu; forsowanie Odry w kierunku Berlina i Łaby; forsownie Nysy Łużyckiej w kierunku Drezna i Pragi. Wielkie polskie cmentarze. Obecność prezydenta w Kołobrzegu. Premiera na Wale Pomorskim. I nic – lub, gdzie niegdzie, jakieś okruchy informacyjne. Jak mają inni nas szanować, jeśli sami się nie szanujemy?! – Ale tam, w Rosji milczał pan, gdy pominięto rolę Polski? – Nie milczałem. Dawałem temu wyraz w różnych rozmowach. W końcowej fazie wojny mieliśmy – mówiłem -większą armię niż Francuzi. Nie mieliśmy Petaina, kolaboracji. A ponieśliśmy proporcjonalnie największe straty ze wszystkich państw uczestniczących w II wojnie światowej – straciliśmy 6 mln ludzi i 38% majątku narodowego, byliśmy jedynym krajem w Europie, którego stolica została starta z powierzchni ziemi. Przypominałem też, że w czerwcu 1945 r. uczestniczyliśmy w paradzie zwycięstwa w Moskwie. Żałuję, niestety – mówiłem dalej – że w tym roku się nie udało. – Gdy mówił pan Rosjanom, że żałuje, iż prezydent Putin nie wymienił Polski, jak reagowali? – Rosyjscy dziennikarze nieraz pytali mnie, czy nie odebrałem tego przemilczenia negatywnie. To ułatwiło mi sprawę, ułatwiło zaprezentowanie swoich poglądów. Oczywiście, nie mówiłem, że kłótnie związane z wyjazdem prezydenta Kwaśniewskiego zaszczytu nam nie przynoszą… Chciałbym przeprowadzić pewną analogię – otóż w roku 1966 był słynny list biskupów polskich do biskupów niemieckich „przepraszamy i prosimy o przebaczenie”. Ówczesne władze, ja osobiście, ten list ocenialiśmy krytycznie – że przedwczesny, że jeszcze granica jest nieuznawana. Po latach zmieniłem zdanie. Była to inwestycja w przyszłość, moralny aspekt listu zasiał ziarno dla nas pozytywne. Uważam, że teraz będzie tak samo. Że prezydent Kwaśniewski miał rację, jadąc do Moskwy, że nasza nieobecność na uroczystościach byłaby szkodliwa dla Polski. – Dlaczego? – A co byśmy przez to wygrali? Jeśli byłoby tak, że nasze gromkie słowa spowodowałyby, że Rosjanie rzuciliby się na kolana i zaczęli nas przepraszać – to może warto byłoby je mówić… Ale przecież efekt byłby odwrotny. To ich usztywnia. Przez Polskę w czasie wojny przeszły cztery radzieckie fronty, kilka milionów ludzi, 600 tys. zostało na zawsze. Oni mieli swoje rodziny, ojców, synów, wnuków, dziś już nawet prawnuków. Gdziekolwiek w Rosji człowiek się znajdzie, zawsze słyszy: my oswobożdali Polszu, mój ojciec walczył około Częstochowy, mój brat zginął w rejonie Kutna, byłem ranny pod Łodzią… To jest głęboko u nich zakodowane. Wyobraźmy więc sobie, jak reagują, jeśli dochodzi do nich opinia, że to była okupacja? W ten sposób tracimy miliony potencjalnych przyjaciół. Ci, którzy uważają, że wymachując pałaszem,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 22/2005

Kategorie: Wywiady