Niesłusznie bardzo sabat w Davos, zwany dla niepoznaki Światowym Forum Ekonomicznym, przeszedł w Polsce jakby niezauważony, nieprzeanalizowany, zanudzony. Wrzenie wywołało tylko śmieszkowanie z paraangielszczyzny wydukanej przez Dudę Andrzeja, prezydenta. Prezydent nie musi mieć kompetencji językowych, zapewniają je zawodowe tłumaczki, tłumacze. Zmysł polityczny powinien mu teoretycznie podpowiedzieć, że udawanie władania językiem obcym mu się nie opłaca. W te kulki też nie umiem i co mi zrobicie? Gdyby przyjął taką właśnie codzienną taktykę swojej formacji politycznej – lepiej by na tym wyszedł. Ale nie umie, nie chce, nie ogarnia, wyszedł zatem jak zawsze. Tymczasem do szefów wielkich korporacji, głów państw (oraz Andrzeja Dudy), „intelektualistów” i innych ludzi znaczącego wpływu zebranych podczas 53. forum w szwajcarskim Davos dotarł zaskakujący list. Jego autorami było 200 (słownie: dwustu) miliarderów i milionerów z 13 państw, którzy zaapelowali we własnym imieniu i raczej z przekonaniem: „Podstawą demokracji jest sprawiedliwy system podatkowy, a jako milionerzy wiemy, że obecne rozwiązania nie są sprawiedliwe. W ciągu ostatnich dwóch lat, gdy świat przechodził przez ogromne cierpienia, nasze majątki się powiększały, ale niewielu z nas, jeżeli w ogóle, może powiedzieć, że płaciło podatki, które można uznać za sprawiedliwe”. „Opodatkujcie nas, bogatych, i zróbcie to teraz!”, zaskandowali epistolarnie bogacze (costofextremewealth.com). Śmiało i wbrew dotychczasowej praktyce systemowej naprawę globu chcieliby zacząć od zwiększenia swoich obciążeń podatkowych. Inaczej takie spotkania jak to w Davos są mydleniem oczu. Piszą: „Dopóki uczestnicy nie wezmą pod uwagę tego prostego, efektywnego, narzucającego się wręcz rozwiązania – opodatkowania bogatych, światowa opinia publiczna będzie nadal postrzegała ich deklaracje o zaangażowaniu w naprawianie globalnych problemów jako niewiele więcej niż przedstawienie. Historia pokazuje, jak kończą społeczeństwa dzielone przez ekstremalne nierówności, czas zmierzyć się z tym problemem; pokażcie ludziom świata, że zasługujecie na ich zaufanie”. Apel bogaczy współbrzmi z najnowszym raportem Oxfamu, globalnej organizacji walczącej z głodem, nierównościami i niesprawiedliwością, który informuje, że „w latach 2020-2022, podczas światowych zmagań z pandemią, majątek 1% najbogatszych ludzi świata rósł szybciej niż w poprzednich 10 latach. Ten kryzys wytworzył 42 bln dol. nowego majątku, z którego 26 bln dol. przypadło na 1% najbogatszych mieszkańców świata” (patrioticmillionaires.org/wp-content/uploads/Davos-Report-2023.pdf). Oxfam zaproponował objęcie majątków miliarderów i milionerów pięcioprocentowym globalnym podatkiem. Pozwoliłoby to zebrać 1,7 bln dol. rocznie i pomóc w wyciągnięciu z biedy 2 mld ludzi. Pewnie, pewnie, od listu do decyzji droga daleka, 200 miliarderów wiosny nie czyni, kolejnych tysiące ani myślą o tak potwornej propozycji. Podobnie jak kiedyś mówili o pomyśle na ograniczenie pracy dzieci, ośmiogodzinnym dniu pracy, sześcio-, pięcio-, czterodniowym tygodniu pracy, zwolnieniach lekarskich, powstawaniu związków zawodowych. To wszystko miało zabić ich ukochany kapitalizm, który garstkę najbogatszych ozłacał przez stulecia, ale nigdy w takim tempie jak dzisiaj. Mniej więcej w tym samym czasie w wywiadzie prasowym jeden z najbogatszych ludzi na Ziemi, Bill Gates, który od lat rozparcelowuje swój niewyobrażalny majątek, stwierdził: „Jeśli chodzi o bardzo bogatych, uważam, że powinni oni płacić dużo wyższe podatki i z czasem oddawać swoje bogactwo. Jest to dla mnie bardzo satysfakcjonujące i jest to moja praca na pełny etat”. Nigdy dość przypominania, że w czasach największej gospodarczej prosperity w USA za rządów Dwighta Eisenhowera (1953-1961) podatek wynosił 91% i był pobierany od dochodów przekraczających 400 tys. dol. W Wielkiej Brytanii – 98% (strefainwestorow.pl/artykuly/rekordowe-podatki-w-historii-najbogatsi-placili-nawet-98-swoich-dochodow). Apple w 2014 r. mógł płacić podatek od wypracowywanych w Europie zysków wedle stawki 0,005%. Polski peryferyjny kapitalizm i jego krezusi pozostają daleko w tyle za sygnatariuszami listu. Niskie podatki dla najbogatszych mają dzisiaj nad Wisłą status Najświętszej Prawdy Wiary Objawionej, wyznaje tę religię więcej osób, niż wierzy w boskość i zmartwychwstanie Jezusa czy świętość Kościoła. Wystarczy przypomnieć, z jaką wściekłością zareagowano na pomysł partii Razem sprzed kilku lat, żeby w ogóle rozmawiać o podatkach progresywnych. Ubodzy krewni tak bronili uprzywilejowania bogatych, że nie zauważyli nawet, że sami dźwigają ciężar podatkowego utrzymania państwa. Każdy chciał być Kulczykiem swojego losu. I może dlatego taka cisza nad tym listem w polskich mediach. A poza tym