Trybunał w Hadze oskarża byłego prezydenta Jugosławii o zbrodnie ludobójstwa Historia lubi paradoksy, a już na pewno historia Bałkanów. W wypadku Slobodana Miloszevicia jeden z nich sprawił, że – jak napisał londyński „Financial Times” – obserwujemy właśnie ostateczny koniec polityka, który był tak zapatrzony w przykład jugosłowiańskiego przywódcy, Josipa Broz-Tito i tak bardzo chciał go naśladować w budowaniu wielkiego bałkańskiego imperium, że w końcu „wywołał trzy wojny, które rozerwały dziedzictwo Tito na strzępy”. Paradoks drugi polega na tym, że możliwość postawienia Miloszevicia przed trybunałem w Hadze, który sądzi zbrodniarzy wojennych, zawdzięcza były serbski dyktator po części… sam sobie. W 1990 r., kiedy tworzono konstytucję Serbii, Slobodan Miloszević osobiście wpisał tam tylko jeden artykuł, mówiący, że – uwaga – Belgrad nie uzna żadnych decyzji federalnych władz jugosłowiańskich, jeśli będą one sprzeczne z serbskimi interesami. Teraz punkt ten posłużył jako pretekst dla rządu Zorana Dzindzicia do odrzucenia decyzji Trybunału Konstytucyjnego Nowej Jugosławii, stwierdzającej, że Miloszevicia wydać do Hagi nie wolno, bo jugosłowiańskie prawo zabrania ekstradycji własnych obywateli. Sam Miloszević z trudem godzi się z myślą, że jego wpływ na bałkańskie realia i Serbię odchodzi w przeszłość. Jego tzw. wstępne przesłuchanie przed trybunałem, trwające zaledwie 12 minut, dało przedsmak zapowiadającej się konfrontacji między dawnym dyktatorem, który nie stracił swego poczucia pewności siebie, i spokojnym, ale zdecydowanym brytyjskim sędzią, Richardem Mayem. Miloszević przeszedł do ataku od razu, gdy tylko został dopuszczony do głosu. Oświadczył, że uznaje sąd, przed którym stanął, za nielegalny, a oskarżenia za fałszywe. Nie chciał odpowiadać na pytania. Zapytany przez sędziego, czy chce, by odczytano mu akt oskarżenia, wyniośle odparł: „To wasz problem”. Kiedy usłyszał, że obarcza się go odpowiedzialnością za deportacje 740 tys. cywilów i wymordowanie kilkuset osób w kosowskich masakrach, powiedział, nawiązując do bombardowań NATO w 1999 r.: „Ten trybunał usiłuje w fałszywy sposób uzasadnić zbrodnie wojenne popełnione w Jugosławii. Dalsze próby takich wystąpień przerwała cisza mikrofonów. To dysponujący specjalnym „guzikiem” sędzia wyłączał za każdym razem mikrofon Miloszevicia, gdy ten próbował przejść do polityki. „Panie Miloszević, to nie jest czas na przemówienia. Będzie pan miał z całą pewnością możliwość, by siebie bronić (w ten sposób – przyp. MB) przed trybunałem, ale nie teraz” – powiedział Richard May. Nawet belgradzcy adwokaci Miloszevicia, którym serbski polityk nie pozwolił zresztą stawić się w „nielegalnym” sądzie, musieli przyznać Mayowi rację. „Mój klient nie wiedział, że rozprawa wstępna w anglosaskim systemie prawnym (według tych zasad działa trybunał w Hadze – przyp. MB) służy jedynie do przedstawienia podsądnemu aktu oskarżenia i wysłuchania jego deklaracji, czy przyznaje się do winy”, wyjaśniał obrońca Filo Toma. „W ciągu ostatniego roku Miloszevicia spotyka nieprzerwany ciąg przykrych zdarzeń”, skomentowało pierwsze spotkanie serbskiego dyktatora z międzynarodowym wymiarem sprawiedliwości belgradzkie radio B92. Rok temu, jesienią, Miloszević musiał przyznać, że przegrał wybory na prezydenta i wycofał się do luksusowej rezydencji w Belgradzie. W wyborach do parlamentu jego wszechwładna wcześniej Socjalistyczna Partia Serbii uzyskała raptem 14% głosów, a Lewica Jugosłowiańska (JUL) kierowana przez żonę Miloszevicia, Mirę Marković, otrzymała zaledwie 7188 głosów, czyli 0,39%! Wkrótce potem aresztowania dotknęły wielu przyjaciół Miloszevicia, odpowiedzialnych za korupcję i malwersacje milionów dinarów z państwowej kasy, m.in. Borkę Vuczić, dyrektora banku „Beobanka”, która przerzuciła na zagraniczne konta rodziny Miloszevicia co najmniej 2-2,5 mld dolarów. Uciekł do Rosji przed aresztowaniem syn dyktatora, Marko, oskarżany o współpracę z serbskimi gangami. Wreszcie w lutym tego roku po raz pierwszy głośno powiedziano, że sam Slobodan Miloszević sprzedał zagranicą 170 kg złota z serbskich rezerw państwowych, a pieniądze przekazał na swoje prywatne konta. Teraz, ogłosiło radio B92, dyktator przeniósł się prawdopodobnie na długie lata, ze swojej luksusowej willi do aresztu oenzetowskiego trybunału w Scheveningen w Hadze, gdzie „w każdej celi są kuloodporne szyby, a za nimi ogromne kraty, w jednym kącie znajduje się przytwierdzone do podłogi, metalowe łóżko, a naprzeciwko jest półka z małym stolikiem do pracy, w drugim zaś kącie mała toaleta: sedes, umywalka i wiszący prysznic, oddzielony specjalną zasłoną”. Radio B92, od lat zwalczające Miloszevicia, podało
Tagi:
Maciej Basiewicz