Żadne środowisko tworzące polską szkołę nie zostało zaszczycone uwagą Piontkowskiego Marek Pleśniar – dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO) skupiającego ponad 6 tys. dyrektorów i wicedyrektorów szkół i placówek oświatowych oraz urzędników oświatowych. OSKKO organizuje Kongres Zarządzania Oświatą i konsultuje zmiany w prawie oświatowym. W trudnych czasach potrzebny jest wyrazisty przywódca. Tymczasem minister Dariusz Piontkowski jest, a jakby go nie było. Często mówi, że coś mu się wydaje. Na tej przesłance oparł rozporządzenie o otwarciu żłobków i przedszkoli. – Ale gdyby minister nagle zapragnął przeistoczyć się w charyzmatycznego i wyrazistego przywódcę, nikt by w to nie uwierzył, dopiero byłaby katastrofa. Ewidentnie resort nie ma ani pomysłu na edukację, ani inicjatywy, ani swobody działania. Raz dowiadujemy się czegoś od premiera, raz od ministra zdrowia, a generalnie wszystkiego z telewizji. Zamykanie szkół było cedzone, jakby zerkano w kierunku Nowogrodzkiej, jakie instrukcje stamtąd popłyną. – Na pewno zerkano w stronę premiera. Pewnie działał jakiś sztab antykryzysowy, który miał łączyć różne wątki w państwie, owszem, potrzebny, ale jego decyzji nie szanowano, bo nasze środowisko nie uznało ich za przychodzące z właściwej strony. Minister podkreślał, że dyrektorzy mają autonomię – to dobrze brzmiało, jestem za. Tylko że za tym powinno pójść danie narzędzi ludziom, tak samo jak do odmrażania gospodarki. To bardzo drogie zadanie. W tarczy 4.0 część środków otrzyma nie edukacja, lecz „biedny” Kościół. – Takie właśnie policzki nam wymierzają. Można uruchamiać ciągle nowe środki, na ciągle nowe zadania. Przywództwo z każdej strony jest nie do zrobienia już w tej chwili, bo nie wzbudzi wiary ani wrażenia autentyczności. Minister od początku kadencji odcinał się od środowiska, nie przeprowadza żadnych konsultacji, siedzi w wieży z kości słoniowej, bez twórców oświaty. Szkoły mierzyły się też z problemem ocen, które generalnie są wyższe, niż były. Od początku Nauczyciele Roku i Superbelfrzy apelowali, żeby się uspokoić z realizowaniem podstawy programowej, bo teraz najważniejsze są dzieci. – Przy jej realizacji uparł się rząd. I nauczyciele służbiści, mało kreatywni. A to nierealne. W tej sprawie najbardziej znów brakuje przywództwa. Uczniowie są ofiarą braku wizji ze strony państwa. A dziś jest świetna okazja do całkowitego przewrotu w podstawie programowej. Przewróćmy stolik, zróbmy rewolucję w szkole, tę na którą wszyscy czekali! Ale to nie takie proste, bo nie można zadekretować, że będzie dobrze. Przewrotu dokonują ludzie twórczy, którzy do tego się nadają. Centralizacja zaś nie może uruchomić kreatywności i aktywności, bo tłumi nauczycielską wolność tworzenia. Było to już widać przy podstawach programowych po likwidacji gimnazjów. Nikt nawet nie chciał się przyznać do ich autorstwa. Zrobiła się afera. Przewrót jest konieczny również dlatego, że dzieci nie zostały nauczone samodzielnej pracy. W szkole dominują formy podawcze. – To ma drugą stronę. Wysłuchałem dyskusji pedagoga dr. hab. Piotra Plichty z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz prof. Jacka Pyżalskiego z UAM. Wcale nie mamy do czynienia z pokoleniem cyfrowych tubylców, raczej cyfrowych turystów. Badanie PISA 2012 pokazało, że młodzi są wręcz analfabetami cyfrowymi. Potrafią tylko pisać skrótowcami w komunikatorach. – Prof. Pyżalski mówił, że gdy poproszono zespoły uczniów o znalezienie sposobów nauki języków obcych, nie potrafiły wiele znaleźć, podawały banalne przykłady typu oglądanie filmików na YouTubie. Wszyscy jesteśmy temu winni. Mogliśmy już dawno być lepsi, szkoła mogła tym się zająć. Jednak ma przestarzałe podstawy programowe i w sprawie edukacji cyfrowej leżymy. Dzieci nie tylko nie umieją korzystać z internetu od strony technicznej, ale też nie potrafią oddzielić informacji ważnych od nieważnych, fałszywych od prawdziwych. Tego nie uczymy. Dorośli zresztą także nie potrafią oddzielić internetowego ziarna od plew. Teraz dodatkowo jesteśmy już zmęczeni lękiem przed epidemią, utratą pracy. Wkrótce wszyscy, nie tylko dzieci, będziemy potrzebować psychiatrów. Słaby psychicznie i materialnie uczy słabego. Dzieci nie są ani samodzielne, ani silne, ani odważne, a szkoła ma mało narzędzi i są one marne. Resort oświaty nie popisuje się od lat, przygotowując platformy cyfrowe. Edukacja zdalna nie udała się chyba nigdzie, prowizorką nazwał jej efekty jeden z duńskich publicystów rządowych. Stany Zjednoczone okazały się kolosem na glinianych nogach. Za 25 MB internetu trzeba zapłacić 55 dol., tam