Miodokrady

Miodokrady

Andrzej Twardowski w pasiece w Taborach fot. Helena Leman

Nowa złodziejska specjalizacja – pszczoły i miód Do położonego 8 km od Dzierzgonia Lubochowa w województwie pomorskim prowadzi wąska asfaltowa szosa, która wije się najpierw przez las, a potem między polami. Wokół wszystko kwitnie, kępy ziół i kwiatów zawłaszczają asfalt, tworząc na jego skrajach różnobarwny, pachnący dywan. Lubochowo to zagłębie pszczelarstwa. Największym pszczelarzem jest sołtys Andrzej Twardowski. W maju jego osiem pasiek liczących 230 pni, czyli uli z pszczołami, rozrzuconych kilka kilometrów od siebie w niedostępnych miejscach, ograbiono w połowie z miodu i z pszczół. – Cały proceder mógł trwać nawet dwa tygodnie, zanim zauważyłem, że coś jest nie tak. My na wiosnę żyjemy w strasznym biegu. Ale 25 maja już byłem pewien, że ktoś mnie okrada. W niektórych pniach ramki, na których powstaje plaster, były zupełnie suche, bez miodu i pszczół, a przecież był maj, niezwykle zresztą słoneczny i ciepły w tym roku, kwitły rzepak i drzewa owocowe. Najpierw pomyślałem, że pszczoły zostały wytrute, ale w pasiekach nie było żadnych martwych owadów. Nie wyroiły się też, bo nie było nastroju rojowego. Zresztą matkom skracam jedno skrzydełko, żeby się nie roiły. Potem dokładnie przyjrzałem się pustym ramkom. Niektóre miały odbite charakterystyczne pionowe zagięcia po wirówce do miodu. Moja wirówka takich śladów nie zostawia, ktoś musiał odwirować miód na miejscu. Skradziono mi też ponad 100 ramek z zasklepionym miodem i pszczołami. W każdym ulu jest po 13 ramek. Ktoś wyjmował inteligentnie kilka najcięższych, a lekkie, z nektarem, zostawiał, delikatnie je rozsuwając, żebym nie zauważył braku. Moje ramki łatwo rozpoznać, sam je wyrabiam, wszystkie mają ścięty róg, aby nie gniotły pszczół. Gdyby policja uważniej przyjrzała się sprawie, może dałoby się złodziei schwytać. Straty szacuję na 100-150 tys. zł – co najmniej 50 tys. zł za miód i drugie tyle za pszczoły, bo moje rodziny pszczele są zadbane i wyselekcjonowane. Złodzieje nie oszczędzili też pasieki położonej 100 m od domu Twardowskich. Gdy o kradzieży zrobiło się głośno, ludzie zaczęli kojarzyć fakty. Ktoś zauważył, że kiedy Twardowski wybierał się do pasiek, jechał za nim nieznany samochód. 23 maja widziano w okolicy dwa obce samochody i mężczyznę, który sterował dronem. Takich latających obiektów mrugających w ciemności różnobarwnym światłem zauważono w maju więcej. I choć tego nie potwierdzono, wątpliwości pozostały. 40 osób podpisało się pod stwierdzeniem, że drony nad wsią widziało. – Z początku byłem tak zdruzgotany, że nie mogłem pracować – mówi Andrzej Twardowski. – Jak tylko odkrywałem w ulach kolejne ramki wytrząśnięte z pszczół i miodu, ściskało mnie w żołądku. Do moich pszczół jestem przywiązany, utrzymujemy się tylko ze sprzedaży miodu. Chciałem nawet zabrać rodzinę, wyjechać stąd na zawsze i niech kradną, co chcą. Ale potem jakoś się pozbierałem. Przyśpieszyliśmy odwirowanie miodu, który pozostał, żeby nie wpadł w ręce złodziei. Wsparło mnie też wielu młodych ludzi z wioski, którzy przez dwa tygodnie pilnowali moich pasiek. Mimo to nadal gdzieś w tyle głowy jest ten lęk, że złodzieje wrócą. Mógłbym założyć elektroniczny monitoring, ale on jest bardzo czuły. Ptaszek przeleci, już dostaję SMS, a ja nie mam czasu tego sprawdzać. Po wizycie na komisariacie nastrój u mojego rozmówcy nieszczególny. Mimo to trzeba objechać pasieki i przygotować ule do wywozu na tzw. pożytki, czyli grykę, gdzieś w warmińsko-mazurskie, 80-100 km stąd. Czasem do nich pomruczę W tumanie kurzu, po dziurawej polnej dróżce pędzimy do miejscowości Tabory. Wokół żadnych ludzi, żadnych domów, tylko daleko, na górze czerwieni się rozwalona, poniemiecka zagroda. Pasieka stoi na działce po starym młynie, na lesistym pagórku nad strumieniem. – To ważne, aby pszczoły miały dostęp do czystej wody – podkreśla Andrzej Twardowski. – Zdarzało się, że ktoś wystawił ule na pole rzepaku i pszczoły zatruły się rosą z opryskiem, którą spijały z listków. Zaczyna się sprawdzanie nastawek na ulach. Przy trzecim ulu lekka konsternacja – oznakowane ramki są nie w tej kolejności, przestawione. Na szczęście w pozostałych pniach wszystko gra, zdziesiątkowane po kradzieży rodziny dobrze się odbudowują, a plastry są ciężkie od miodu i oblepione owadami. Ule oznaczone literką G dziś w nocy pojadą na grykę, a te ze znakiem plus to mocne rodziny. W ulach bez oznakowania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 28/2018

Kategorie: Kraj