Misja specjalna IPN

Misja specjalna IPN

Żałosny, zwłaszcza dla ludzi, którzy myślą w kategoriach interesu państwa, był widok prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, Janusza Kurtyki, lżącego niezawisły sąd. Kurtyka za kuriozalną uznał decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie, który zwrócił katowickiemu IPN akt oskarżenia przeciwko gen. Jaruzelskiemu i ośmiu innym osobom. Można powiedzieć: jaki prezes, taka instytucja. Zero refleksji nad wyrokiem sądu. Zero samokrytyki. Zero wstydu za podległych Kurtyce prokuratorów, którzy mimo dziesiątków zapowiedzi i konferencji, w czasie których stawiali gen. Jaruzelskiemu najcięższe zarzuty, zapomnieli, że sąd czeka przede wszystkim na dowody. IPN coraz skuteczniej wchodzi w buty inkwizycji. Historycy i prokuratorzy, zatrudniani przez Kurtykę, wprowadzili nowy styl. Oskarżają i osądzają bez sądów. Dla nich wyroki sądowe mają być tylko formalnymi stemplami potwierdzającymi oceny IPN. Biada więc tym sędziom, którzy mają własne zdanie. Zarzut IPN pod adresem gen. Jaruzelskiego o „kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw” wystawia tej instytucji jednoznaczne świadectwo. Ale nawet od takiej instytucji, wymyślonej i zorganizowanej od początku do końca przez ludzi związanych z PiS, można byłoby oczekiwać elementarnej naukowej i prawnej uczciwości. Można by nawet naiwnie myśleć, że gdzieś muszą być granice dyspozycyjności i stronniczości. Okazuje się, że Instytut Pamięci Narodowej nie ma z tym kłopotów. Że zrobi wszystko, czego zażądają mocodawcy. Odrzuci wszystkie argumenty i dokumenty, które są mu niewygodne. I pominie każdego świadka, który będzie miał własne zdanie. W IPN są przecież historycy, którym nie chodzi o historyczną prawdę. I prokuratorzy, którym nie chodzi o fakty. Instytut Pamięci Narodowej nie zajmuje się imponderabiliami. IPN ma misję. Specjalną misję. Armia specjalnie dobranych i wyselekcjonowanych pracowników ma napisać swoją wersję historii Polski po 1945 r. Widać zręby tej wizji. Splugawienie wszystkiego, co trąci lewicą. Łajdackie oskarżenia wobec gen. Jaruzelskiego są równie prawdziwe, jak sensowna jest teza, że Polacy przez większość PRL żywili się octem jako jedynym dostępnym produktem spożywczym. Dokładnie 63 lata temu Wojciech Jaruzelski jako bardzo młody polski żołnierz z bronią w ręku walczył z hitlerowcami na Wale Pomorskim, w Kołobrzegu, forsował Odrę i zdobywał Berlin. Ciężko ranny z wojny przywiózł medale za odwagę. Czy IPN zająknął się o tych wydarzeniach? Czy wspomniano o bohaterach z Ludowego Wojska Polskiego, którzy idąc ze Wschodu, przynosili Polakom wolność? Nie! Po trzykroć nie. Dla IPN nie ma takiego tematu. Polska to taki kraj, w którym załgiwanie historii ma długą tradycję. Jednak to, co robi IPN, jest szczególnie haniebne. Stosunek do naszych rodaków, którzy przeszli szlak bojowy ze Wschodu, musi być dla każdego uczciwego człowieka bolesnym wyrzutem sumienia. I wielkim wstydem, że jako naród nie potrafimy oddać im należnej czci. Że pozwalamy szaleć nikczemnikom. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 21/2008

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański