Ambasada RP w Iraku to placówka specyficzna. Często wszystko się tam zmienia. Były czasy, po I wojnie w Zatoce, kiedy ambasada została wzbogacona o niecodzienny element – Sekcję Interesów Amerykańskich, której szefem był polski dyplomata Jan Wojciech Piekarski. Nie podlegał on ambasadorowi RP, choć łączność z Departamentem Stanu utrzymywał poprzez centralę MSZ w Warszawie. Po wybuchu II wojny w Zatoce ambasada RP w Bagdadzie została ewakuowana do Jordanii. Wznowiła pracę w czerwcu 2003 r. Po raz kolejny jej działalność została zawieszona we wrześniu roku 2014, oczywiście ze względów bezpieczeństwa. Ponownie zaczęła działać od sierpnia 2016 r. Ale jest to działanie innego rodzaju. Nasza placówka pracuje na terenie ambasady Wielkiej Brytanii, która umiejscowiona jest w tzw. strefie bezpieczeństwa, części Bagdadu wyłączonej z miasta i strzeżonej przez wojsko. W roku 2018 do takiego miejsca Polska wysłała jako ambasadorkę Beatę Pęksę. W ten sposób posłano kobietę na wojnę. I możemy tylko pytać – czy posłano ją tam w dowód uznania, czy żeby jej dokuczyć? Bo czy można uznać za atrakcyjne życie kątem u Anglików, de facto w koszarach? W niesprzyjającym klimacie? To pytanie nie jest przypadkowe. Beata Pęksa, która w MSZ pracuje od roku 1996, nie należała do ulubienic Witolda Waszczykowskiego. Gdy przyszedł do MSZ, ona była szefową Departamentu Polityki Bezpieczeństwa. I szybko podpadła nowemu ministrowi. Za co? Za sprawę wicedyrektora Tomasza Chłonia. Władza pisowska odwołała Chłonia, więc zaczął on aplikować do służby NATO. I w końcu uzyskał stanowisko zastępcy szefa Biura NATO w Moskwie. Kiedy się dowiedziano o tym w Polsce, wybuchła awantura. Macierewicz miał pretensje do Waszczykowskiego, że na coś takiego pozwolił. A Waszczykowski te pretensje przeniósł na kierownictwo departamentu – że kryło Chłonia, zamiast wszystko powiedzieć ministrowi. Beata Pęksa została zdymisjonowana. A parę miesięcy później wysłano ją do Iraku. Pojechała tam w czerwcu 2018 r. 3 stycznia 2020 r. Amerykanie zabili na lotnisku w Bagdadzie gen. Kasema Sulejmaniego, co wywołało kolejny wzrost napięcia na Bliskim Wschodzie. Jego efektem był atak rakietowy na dzielnicę dyplomatyczną w Bagdadzie. Wtedy – jak mówią w Polsce – na prośbę Brytyjczyków ambasador Beata Pęksa została ewakuowana do kraju ze względów bezpieczeństwa. Minął miesiąc i Polska już wysyła do Bagdadu nowego ambasadora. Beata Pęksa zostaje w kraju, czyli zakończyła swoją misję po półtora roku. Można zakładać, że z ulgą, bo na pewno dzisiejszy Bagdad to nie jest miejsce dla pań. A do Iraku jedzie Marcin Kubiak. Były ambasador m.in. w RPA i Malezji. I też nasuwa się pytanie – czy jedzie ze względu na kompetencje, czy za karę? Poszlaki wskazują, że za karę. Z Kuala Lumpur wrócił w 2017 r., po dwóch latach pracy, wyglądało na to, że u pisowców popadł w niełaskę. Być może dlatego, że wcześniej, w czasach rządów PO-PSL, był wiceministrem infrastruktury. Zresztą to odwołanie musiało być motywowane innymi względami niż normalna rotacja, skoro jego następcę wyznaczono dopiero po pół roku. Ale można też przypuszczać, że Marcin Kubiak wysyłany jest do Bagdadu, de facto bazy wojskowej, ze względu na kompetencje. Z wykształcenia jest lekarzem. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint