Media w USA natrząsają się z języka George’a W. Busha “Musimy utrzymywać dobre stosunki z Greczynami”. “Potrzebujemy silnego NATO – jesteśmy częścią NATO. Potrzebujemy silnej Europy – jesteśmy częścią Europy”. “Jestem bardzo zatroskany AIDS wewnątrz naszego Białego Domu”. “Wspaniałą rzeczą w sprawie Ameryki jest to, że każdy powinien głosować”. “Prawie cała większość naszych importów pochodzi z zagranicy”. “Ludzkość jest gotowa, aby wkroczyć do Układu Słonecznego” – oto kilka nie zawsze do końca zrozumiałych wypowiedzi obecnego prezydenta USA, George’a W. Busha. Następca Billa Clintona jak dotąd rządzi roztropnie. W Kongresie przeprowadza gigantyczną obniżkę podatków, w sprawach ekologii zawiódł nadzieje żądnych zysku przemysłowców, w polityce zagranicznej nie popełnił żadnego błędu. A jednak społeczeństwo amerykańskie słucha zdumione – z Białego Domu napływają niejasne, niekiedy wprawiające w osłupienie, wypowiedzi. Już ojciec obecnego szefa waszyngtońskiej administracji, 41. prezydent Stanów Zjednoczonych, George Bush, miał poważne kłopoty z jasnym wyrażaniem swych myśli. Bush senior podczas wiecu wyborczego w New Hampshire oświadczył, co następuje: “Bez wiary nikt nie może zostać prezydentem. Przypomnijcie sobie Lincolna, który w czasach nawiedzenia upadł na kolana, podczas wojny domowej i całego tego kramu. Inaczej nigdy się nie uda. Powodzi nam się przecież znakomicie. Dlatego nie martwcie się o mnie. Nie płacz za mną, Argentyno”. Eksperci od języka zwrócili uwagę, że obaj Bushowie najwyraźniej cierpią na tę samą dolegliwość – nie mogą się powstrzymać od wyrażenia nowej myśli, chociaż nie skończyli artykułować poprzedniego wątku. W konsekwencji powstają oratorskie dziwolągi. George W. Bush powiedział np.: “Rozmawiałem z moim małym bratem Jebem, nie opowiadałem o tym jeszcze wielu ludziom, ale jest on gubernatorem… – nie powinienem nazywać go moim małym bratem – a więc: mój brat Jeb, wielki gubernator Teksasu”. Sęk w tym, że gubernatorem Teksasu był sam George, natomiast jego “mały braciszek” zarządza Florydą. Społeczeństwo wiele Bushowi seniorowi wybaczyło, jednak w przypadku jego syna natychmiast zaczęto stawiać pytania: “Czy nowy prezydent rzeczywiście jest takim kretynem? A może tylko udaje głupiego Jasia? A może jest upośledzony?”. Nietrudno jest wytłumaczyć te bezlitosne drwiny. Wielu liberalnych i lewicowych intelektualistów w USA odnosi się do republikańskiego prezydenta z niechęcią, uważając, że ukradł on zwycięstwo wyborcze Alowi Gore’owi. Jakiś dowcipniś umieścił nawet w Internecie rzekomą przepowiednię Nostradamusa, która obiegła cały świat i w wielu krajach została uznana za prawdziwą: “W roku ostatnim stulecia, w kraju za wielką wodą wystąpi głupek wioskowy, aby zostać powołanym na wodza”. Trzeba jednak przyznać, że lokator Białego Domu sam daje swoim wrogom oręż do ręki. Niekiedy prezydent wypowiada rzeczy zaiste zagadkowe (“Podejmowałem dobre decyzje w przeszłości i podejmowałem dobre decyzje w przyszłości”.) czy też z całą pewnością prawdziwe (“Przyszłość będzie jutro”.). George W. Bush występuje też konsekwentnie jako obrońca środowiska (“Wiem, że istota ludzka i ryba mogą ze sobą współistnieć pokojowo”). Pewnego razu lokator Białego Domu zadziwił wszystkich, opowiedziawszy się za zniesieniem kary śmierci. Okazało się jednak, że miał na myśli “podatek spadkowy”, który nazwał “podatkiem śmierci” (death-tax). Bardzo często przywódca Stanów Zjednoczonych stawia się ponad gramatyką (“Uczymy dziecko czytania, aby on albo jej rozumiało teksty literackie”.). Pewnego razu George W. Bush wyraził radość ze spotkania z premierem Wielkiej Brytanii: “Cieszę się, że mogę pójść na lunch z jego oraz z panią Blair”. Niekiedy następca Clintona tak się spieszy, że “stawia jedzenie na rodzinie” (zamiast na “rodzinnym stole”). Innym razem sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie wiedział, o czym mówi (“Obecnie terapia narkotykowa zastępuje wiele lekarstw tak, jak je znaliśmy”). Kwiatki językowe Busha juniora szczególnie cieszą dawnych współpracowników Billa Clintona. Zwolennicy obecnego prezydenta odpowiadają, że nie jest on wprawdzie orłem wymowy tak jak Clinton, któremu nie zdarzały się nigdy “hmm” czy “ehe”, ale za to przynajmniej mówi prawdę. “Teflonowy Bill” łgał natomiast publicznie jak najęty (“Nigdy nie miałem seksu z tą kobietą, Moniką Lewinsky.”). Intelektualiści ze Wschodniego
Tagi:
Marek Karolkiewicz