To oni zatrzęśli sceną, czyli aktorskie błyski 2018 Teatr stoi aktorami, nawet jeśli z niektórych recenzji wynika, że przedstawienia robią się same. Powtarzam to do znudzenia od lat, bo im właśnie należą się oklaski i podziękowania. Spośród wielu kreacji w ponad 130 spektaklach, które obejrzałem w ubiegłym roku, przypominam zaledwie 24, które pozostawiły największe wrażenie. Dominują na tej liście mistrzowie – to oni rządzą. Ciekawe, ale niemal połowa przypomnianych przeze mnie kreacji 2018 r. wiąże się z tekstami Gombrowicza lub o Gombrowiczu. ARTUR BARCIŚ jako Poseł Najjaśniejszej w „Trans-Atlantyku” według Witolda Gombrowicza, w adaptacji i reżyserii Artura Tyszkiewicza (Teatr Ateneum), niemal traci dech, gdy się rozpływa nad bezprzykładnym pięknem rodaków. Nawet pojedyncze pasemko włosów wtedy mu się kłębi. Wielka rola, tchnąca zapaszkiem tromtadracji – uosobienie nadętego hiperpatrioty i krętacza. PRZEMYSŁAW BLUSZCZ w „Trans-Atlantyku” jako Gombrowicz uwodzi inteligencją. Jego bohater próbuje się znaleźć w menażerii emigracyjnej, zdobyć własną przestrzeń, wolny od zbiorowych obowiązków i zbiorowych iluzji. Przybiera cudze pozy i wkłada błazeńską czapkę niczym Stańczyk, przedrzeźniając ten świat z rosnącym zdziwieniem i goryczą. AGATA BUZEK w spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego „Wyjeżdżamy” według komedii Hanocha Levina „Pakujemy manatki” – jej brawurowo wykonany monolog (skecz pt. „Wycieczka zorganizowana”) kompromituje katastrofę masowej turystyki. W tekst wypowiadany w błyskawicznym tempie, w którym natłok wrażeń celowo zagłusza sens, wkrada się nuta tragiczna. Aktorka zawarła w nim przesłanie spektaklu, ujawniającego daremność ucieczki od swojego losu. KRZYSZTOF DRACZ jako Gonzalo w „Trans-Atlantyku” tworzy postać trudnego do uchwycenia kameleona, który zmienia stroje i ruchy z równą łatwością jak obiekty zainteresowania. Jego finezyjne, wystudiowane ruchy, kontrolowane szaleństwo budzą niepokój. Wprowadza zamieszanie umizgami do Ignaca i nieskrywanym upodobaniem do przesytu. ANNA DYMNA jako szwarccharakter, Narcyza Kalmitowa, w telewizyjnej inscenizacji „Chłopców” Stanisława Grochowiaka w reżyserii Roberta Glińskiego z jadowitym uśmiechem podporządkowywała sobie otoczenie. Zagrała więdnącą gwiazdę, świadomą gasnących powabów, która nie chce się pogodzić z utratą pozycji carycy. Przebiegle zapewnia sobie przewagi na schyłek życia. Jako charakterologiczne przeciwieństwo – kobieta do rany przyłóż, zabłysła w roli pani Jowialskiej w komedii Fredry. ANDRZEJ GRABOWSKI jako Smarkul w telewizyjnej inscenizacji „Chłopców” Grochowiaka szkicuje postać najmłodszego mieszkańca domu starców, który niczym stażysta wśród wiekowych kolegów uchodzi za młokosa. Widać, że wytresowany przez kolegów zawsze śpieszy im z usługą, posłuszny, przytakujący i w ciągłym zachwyceniu urodą świata. W jego oczach jeszcze diabeł pali. KRYSTYNA JANDA w spektaklu „Zapiski z wygnania” w reżyserii Magdy Umer w Teatrze Polonia mówi słowami Sabiny Baral, marcowej wygnanki. Artystka stoi w głębi wątło oświetlonej sceny, za ekranem, jak w jakiejś nierealnej przestrzeni, odległej niczym mroczne wspomnienie. Stoi przy mikrofonie, jej powiększona i wyświetlana na ekranie za pośrednictwem kamery twarz wyraża straszliwe zmęczenie. Niemal „na biało”, unikając aktorskiej interpretacji, wspomina dzieje rodziny, dni poniżenia, upokarzający wyjazd z ojczyzny, ostatnie spojrzenia i bezduszność prześladowców. Po lewej stronie za pulpitami siedzą muzycy z zespołu Janusza Bogackiego, nadający ton tej opowieści motywami pamiętnych piosenek do słów Wisławy Szymborskiej („Jeszcze”), Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Agnieszki Osieckiej („W żółtych płomieniach liści”), Wojciecha Młynarskiego („Tak jak malował pan Chagall”) i anonimowych pieśni, które łamiącym się głosem częściej melorecytuje, niż śpiewa artystka. Dwukrotnie osiąga apogeum artyzmu, kiedy śpiewa fragment „Mein Idische Mame” i piosenkę o zaplombowanych wagonach Szymborskiej. W monologu Jandy pojawiają się fragmenty wierszy, w tym z wielką siłą przywoływane słowa poematu Juliana Tuwima „My, Żydzi polscy”, ukochane strofy Sabiny Baral. Słucha się tego – i ogląda – ze ściśniętym sercem. ELŻBIETA KARKOSZKA jako budząca sympatię Matka Przełożona w „Chłopcach” ukazuje zagubioną w rzeczywistości staruszkę, z trudem próbującą wypełniać swoją kierowniczą funkcję. Jest zbyt miękka, aby wygrać walkę z bezwzględną siostrą Marią, która w domu starców zaprowadzi wkrótce swoje porządki. Widać, że nad obowiązkami surowej przełożonej góruje dobroć, a także z trudem skrywana skłonność