Rosja jest kłębowiskiem sprzeczności i paradoksów, którego nie da się zamknąć w prostych schematach Znakomity strateg geopolityczny, uznawany kiedyś za jastrzębia w rywalizacji mocarstw, nazwał poszerzenie NATO o państwa byłego Układu Warszawskiego tragicznym błędem. Ktoś, kto przypisałby cytowane słowa Putinowi, pomyliłby się co do ich autora, ale nie co do meritum. Putin wyznaje zbliżony pogląd, czemu wielokrotnie dawał wyraz. Poszedł nawet o krok dalej, mówiąc, że rozpad ZSRR w 1991 r. był „największą katastrofą XX w.”. W polskich mediach jego wypowiedź jednogłośnie zakwalifikowano jako przejaw odwiecznych, groźnych snów Rosji o imperialnej potędze i dowód niezmienności rosyjskiej władzy. Tymczasem autorem owej bliskoznacznej wypowiedzi o rozszerzeniu NATO jest George Kennan, doradca rządów USA w okresie zimnej wojny, twórca strategii powstrzymywania ZSRR w latach 40. Największe bolączki dzisiejszej polskiej polityki międzynarodowej to deficyt realistycznego horyzontu poznawczego, nieobecność autentycznej myśli politycznej oraz brak w kręgach opiniotwórczych i środowiskach doradczych władzy osobowości formatu intelektualnego choćby odrobinę zbliżonego do Kennana. Dlatego zamiast solidnego przemyślenia możliwości politycznych i ukształtowania spójnej, samodzielnej, rozsądnej strategii politycznej widzimy chaotyczne miotanie się między skrajnościami i szkodliwe nakładanie konfliktów wewnętrznych na politykę zagraniczną, w której dominują stare, zużyte, nieadekwatne do czasu i sytuacji schematy ideologiczne, w dodatku zastosowane w uproszczonej lub wypaczonej formie. Rozumowanie polskich polityków w kwestiach relacji Wschód-Zachód jest nasycone uprzedzeniami, fobiami, moralizatorstwem, kompleksami i historycznymi mitami, jeśli chodzi o Rosję, oraz skrajną naiwnością, myśleniem życzeniowym, brakiem niezależności i wadliwą logiką, jeśli chodzi o Ukrainę, Zachód, a zwłaszcza USA i rozmieszczenie obcych wojsk na terytorium RP. Mity nacjonalizmu i imperializmu W umysłach polskich polityków wszystkich opcji, a także większości dziennikarzy, publicystów i komentatorów Rosja Putina wywołuje automatyczne skojarzenie z „odwiecznym nacjonalizmem i imperializmem”. Zgodnie z obowiązującym schematem myślowym Rosja to nie państwo jak każde inne, ze swoimi interesami, potrzebami, obawami, aspiracjami i celami, ale azjatycka despocja, która pod różnymi formami – kiedyś „od białego caratu do czerwonego”, a obecnie od czerwonego do Putinowskiego – realizuje te same treści: imperialne marzenia o ekspansji terytorialnej i dominacji narodowej. Po pierwsze, już sama zbitka nacjonalizmu z imperializmem świadczy o zupełnym niezrozumieniu historii Rosji. Oba pierwiastki – narodowy i imperialny – w dziejach Rosji nie tylko nie współgrały, ale wręcz kolidowały ze sobą. Pierwiastek imperialny ma źródło w uwarunkowaniach geograficznych, zróżnicowaniu etniczno-narodowym i dziedzictwie azjatyckim, którego częścią było panowanie mongolskie i uformowanie się pod jego wpływem quasi-militarnego systemu administracyjnego. Jednak Rosja nie stworzyła nigdy nowoczesnego państwa imperialistycznego z jego nieodłączną cechą – rasizmem – i niemal do chwili upadku w 1917 r. miała niewydolny aparat państwowy, co było jedną z przyczyn tego upadku. W Rosji z dużym opóźnieniem, także inaczej niż na Zachodzie, kształtowało się państwo narodowe, podobnie jak towarzyszące mu formowanie się mieszczaństwa i kapitalizmu. Nośnikiem świadomości narodowej była opozycyjna inteligencja, a nie klasa średnia. Siłą modernizującą – państwo. Wśród przyczyn tego opóźnienia wskazać można właśnie napięcie pomiędzy ideą imperium a ideą narodową. Tezy tej broni wybitny brytyjski historyk Rosji Geoffrey Hosking. Po drugie, pomijając końcówkę XIX w., Rosja nie uprawiała agresywnej polityki rusyfikacyjnej, a nawet nie dawała pierwszeństwa narodowości rosyjskiej w stosunku do innych. Do okresu popowstaniowego nawet krnąbrny polski patriotyzm nie był tłumiony. Polityka narodowościowa i wyznaniowa ZSRR była zbyt złożona i zmienna w czasie, by można ją opisywać jako rusyfikacyjną. Szczególną sprawą jest kwestia antysemityzmu. Dzisiejsza Rosja pozostaje wieloetnicznym państwem federalnym. Po trzecie, dekompozycja ZSRR nastąpiła bez rewindykacji graniczno-terytorialnych wobec byłych republik, co przecież było nadzwyczajnym przejawem wyzbycia się egoizmu narodowego przez Rosję i działało na korzyść nowo powstałych państw, zwłaszcza Ukrainy. Do umocnienia jej państwowości bardziej niż rodzimy ruch nacjonalistyczny przyczynili się kolejno Lenin, Stalin, Chruszczow i Breżniew, niezależnie od tego, jak bardzo ta prawda jest nie w smak panującej dziś w Kijowie oligarchii i jej urzędowej „polityce historycznej”. Po czwarte, sporny Krym, przywoływany jako dyżurny dowód rosyjskiej agresji, w przeszłości pozostawał we władaniu różnych państw i imperiów, ale nigdy Ukrainy.