Mariusz Gzyl i Kuba Wątły W ramach wolności słowa możesz mówić, że obecny rząd jest: a) dobry, b) wybitny, c) genialny – Prowadziliście w Superstacji do połowy lipca program satyryczny „Krzywe zwierciadło”, w którym komentowaliście wydarzenia polityczne. Ostro, radykalnie, antyklerykalnie, bez pardonu. Czegoś tak prowokacyjnego jeszcze w polskiej telewizji nie było. Wygląda na to, że w IV RP rozkwita wolność słowa… Kuba Wątły: – Na takie pytanie trzeba odpowiedzieć w sposób charakterystyczny dla prezydenta Wałęsy: i tak, i nie. Bo jeśli popatrzymy na Iran, będący wzorcem państwa wyznaniowego, to tam nie możemy mówić o zjawisku realnej wolności wypowiedzi, ale jeśli spojrzymy na państwo za oceanem, które ma istotną poprawkę do konstytucji, dającą niemal pełną swobodę wypowiedzi, to o wolności możemy mówić, choć i tak… „niepełnej”. U nas zaś jest ni pies, ni wydra. Nie można powiedzieć, że w przestrzeni publicznej nie ma wolności wypowiedzi, bo inaczej nie pojawiałyby się takie programy jak nasz, nie istniałby Urban, „Przegląd” i kilka innych gazet. Z drugiej strony, wolność wypowiedzi i pluralizm funkcjonują tak naprawdę w bardzo ograniczonej formie. Ci, którzy najgłośniej mówią o wolności słowa, są mentalnie ograniczeni: pewnych rzeczy nie mogę powiedzieć, bo… nie mogę, a jak już coś powiem, to przekroczę święte dla niektórych granice. Mariusz Gzyl: – Pamiętam taką scenkę z Polskiego Radia. Już na trzy lata przed śmiercią papieża była w studiu czarna skrzynka, taki sejf, na którym był napis: „Otworzyć w razie śmierci papy”. Znajdowały się tam te wszystkie przemówienia, dyrektywy, kogo z kierownictwa zawiadomić etc. Ten swoisty dziennikarski cynizm pokazuje, jak daleko sięga w naszej rozmodlonej Polsce obłuda. Najsmutniejsze jest to, że pracownicy mediów – od TVN 24, odsądzanego od czci i wiary przez rydzykowców, po inne stacje komercyjne – w prywatnych rozmowach mówią, że w Polsce jest bardzo źle i co tu się wyrabia, ale trzy minuty później pojawiają się na antenie i robią słodkie oczy. I jak ich potem pytam, dlaczego raz mówią jedno, a potem drugie, to odpowiadają: No co ty, przecież Walter za rok pójdzie prosić o koncesję. Tak wygląda w Polsce wolność słowa. Ułomna wolność słowa – Obaj pracowaliście wcześniej w Polskim Radiu BIS, skąd w ramach PiS-owskiej czystki wywalił was dyrektor Jacek Sobala. Można więc powiedzieć, że zapłaciliście polityczną cenę za niezależność. MG: – 13 lat przepracowałem w Polskim Radiu i zawsze ceniłem w nim to, że jest publiczne, czyli że jest to miejsce do prezentowania różnego rodzaju poglądów. Gdzieś w połowie lat 90. zostałem zawieszony za rozmowę o pryszczycy wśród świń w Niemczech. Weterynarz sam włożył głowę pod gilotynę, bo na moje pytanie o sposób utylizacji tysięcy ciał powiedział: „Jak to, co z nimi zrobimy? Spalimy je wszystkie!”. Automatycznie wypaliłem: „No, w Niemczech macie w tym wielkie doświadczenie”. Zrobiła się straszna awantura, z udziałem ambasady włącznie, ale nawet wtedy pracy nie straciłem. Pracowałem pod wszystkimi zarządami, AWS-owskim, PSL-owskim, SLD-owskim, i przeżyłem. Natomiast PiS doprowadziło do takiej paranoi, że już nawet ci, którzy w latach 90. robili karierę, czyli ludzie dziś po trzydziestce, należą do układu i trzeba się ich pozbyć. No i się pozbyli. KW: – W mentalności tej władzy funkcjonuje wolność słowa, ale ogranicza się ona do totalitarnych stereotypów: że partia przewodnia jest dobra, a opozycja jest zła. W ramach wolności słowa możesz mówić, że obecny rząd jest: a) dobry, b) wybitny, c) genialny. Jeśli naszym zdaniem, z tego czy innego powodu rząd jest be, to w dzisiejszych realiach od razu stajemy pośród byłych zomowców. Ludzie, którzy teraz przyszli do Polskiego Radia, doskonale wpisują się w tę formułę i jest im dobrze. My zaś inaczej pojmujemy wolność słowa. Kiedy prowadząc publicystyczno-satyryczny, podkreślmy: publicystyczno-satyryczny program, powołujemy się na doświadczenia rewolucji francuskiej, podczas której, jak wiadomo, wieszano księży katolickich, nie mówimy tego wprost – wiedząc, jak ogromną siłę oddziaływania mają radio czy telewizja – tylko stwierdzamy, że robiono z nich bombki na choinkę, to dla niektórych jest to przekroczenie granic, nawoływanie, a nawet podżeganie do czegoś bliżej nieokreślonego… bez sensu… – W ten sposób zaatakował was w „Dzienniku” Michał Karnowski. KW: – Otóż to.