W tej chwili najważniejsze dla SLD są wybory samorządowe Grzegorz Napieralski, sekretarz generalny SLD, od kilkunastu dni coraz częściej spogląda na wielką administracyjną mapę Polski, która wisi na ścianie w jego gabinecie na Rozbrat. Życie polityczne nie lubi próżni. Kilka dni po wyborach parlamentarnych w Sojuszu rozpoczęła się misja: wybory samorządowe 2006. Napieralski wie, że SLD zaspał z kampanią wyborczą do Sejmu. – Za dużo zajmowaliśmy się sobą – mówi. – Teraz tego błędu nie popełnimy. Jeszcze w październiku powołał grupę, która przygotowała analizę obecnej sytuacji w samorządach, opracowała wstępne założenia kampanii i jej kalendarium. Za kilka dni rozpoczną się pierwsze spotkania. Najpierw z prezydentami miast, marszałkami województw, potem przewodniczącymi sejmików. – Wbrew pozorom czasu jest mało. A wybory samorządowe są bardzo skomplikowane. Inne elementy decydują przy wyborach prezydenta, burmistrza czy wójta, inne w wyborach do rad powiatu, a jeszcze inne są ważne w sejmikach województw. Wszystko trzeba razem poskładać – podkreśla sekretarz generalny SLD. Dla Napieralskiego wybory samorządowe będą drugim poważnym sprawdzianem. A może nawet ważniejszym od testu w wyborach parlamentarnych. – Zanim zostałem sekretarzem generalnym, byłem przewodniczącym rady miejskiej SLD w Szczecinie. Wiem, jak się robi kampanię i wygrywa wybory. W Szczecinie przegraliśmy co prawda prezydenta, ale wygraliśmy radę miasta. Na pewno nie będę się zachowywał jak hegemon władzy krajowej i wskazywał: w Rzeszowie ten, w Kielcach tamten, a w Lublinie jeszcze ktoś inny. Będę jednak pilnował, by kryterium dostania się na listy nie była „znajomość królika”. Sekretarz generalny nie bez przyczyny podkreśla, że wybory samorządowe są w Polsce najważniejsze. To w samorządach, a nie w parlamencie, podejmowane są decyzje, które mają największy wpływ na życie lokalnych społeczności. To nie urzędnik w Warszawie, ale wójt, burmistrz czy radny w większym stopniu decyduje o naszym szczęściu. O tym, czy będziemy jeździć po dobrych drogach, spacerować po wyremontowanych chodnikach i oświetlonych ulicach. Czy w naszej gminie bądź mieście będą ośrodki kultury i kluby sportowe. – W samorządzie nie ma miejsca na wielką politykę. Tu załatwia się ponad 95% wszystkich spraw obywatelskich zwykłego śmiertelnika. Samorząd dysponuje majątkiem porównywalnym z budżetem państwa. To nie tylko pieniądze, ale też nieruchomości, a przede wszystkim ogromny potencjał sprawczy, czyli ludzie – wyjaśnia Witold Gintowt-Dziewałtowski, poseł SLD, specjalista od spraw samorządowych. Zwycięstwo czy przegrana? Wybory samorządowe z 2002 r. wyborcy pamiętają z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy mogli wybierać bezpośrednio prezydentów miast, burmistrzów i wójtów. A to w sposób zasadniczy wpłynęło na obraz kampanii oraz wyniki wyborcze. Kandydaci popularni w lokalnych społecznościach byli lokomotywami, które ciągnęły popierające ich komitety. Recepta na sukces w ostatnich wyborach samorządowych była więc prosta: trzeba było mieć dobrego lokalnego lidera. Wybory po raz kolejny pokazały, że Polska jest podzielona. Tym razem jednak te przewagi się niwelowały. Sojusz nie zdobył większości w Łodzi czy Bydgoszczy, gdzie do tej pory rządził niepodzielnie. Ale powetował to sobie w Bielsku-Białej i Rzeszowie, dotychczasowych bastionach prawicy. SLD szedł do wyborów po roku rządów gabinetu Leszka Millera. Wybory samorządowe były więc w pewnym stopniu referendum, w którym Polacy powiedzieli, co sądzą o rządzących. W porównaniu do wyborów z 1998 r. Sojusz więcej zdobył w powiatach, za to stracił pozycję w paru dużych miastach, na przykład w Warszawie. A to właśnie bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów były najbardziej prestiżowe. W tej konkurencji Sojusz zawiódł. Z drugiej jednak strony, prawdziwa władza – tu rozdzielane są chociażby środki unijne – jest w sejmikach województw. Tu zaś koalicja SLD-UP zdobyła 37% mandatów. W kilku miejscach sromotnie jednak przegrała i to zaważyło na ogólnej ocenie. Największą porażkę SLD zanotował w Kujawsko-Pomorskiem. Wcześniej miał tu drugi wynik w kraju i większość w sejmiku wojewódzkim. W 2002 r. przegrał w Bydgoszczy, we Włocławku, Toruniu i Grudziądzu. Sojusz nie podjął walki także w Pomorskiem, przegrał w Łodzi, Wielkopolsce a przede wszystkim na Mazowszu (klęska w wyborach do Rady Warszawy, porażka w Ciechanowie, Płocku i Radomiu). – W większości były to porażki na własne życzenie. W Łodzi skompromitował się nasz kandydat na prezydenta, który skłamał w sprawie wykształcenia. W Bydgoszczy z kolei nasz kandydat był jedynym, który nie chciał ujawnić swojego majątku osobistego – wspomina poseł Gintowt-Dziewałtowski. Na
Tagi:
Tomasz Sygut