Drzewa i krzewy z broniszowskiej hodowli zdobią parki i ogrody Europy, warzywa z Zielonek nie mają sobie równych Takie same warzywa hoduje się na wielkich uprawach i na małych grządkach działkowiczów. Ale oczekiwania jednych i drugich są całkiem inne. Działkowicz chce z tego samego krzaka zrywać po kilka pomidorów dziennie, najlepiej przez wiele tygodni. Dla przemysłu przetwórczego zaś warzywa mają dojrzewać niemal jednocześnie, dając przy tym wysokie zbiory. Ale to nie wszystkie wymagania. Przetwórnia przez cały sezon musi dostawać odpowiednie ilości świeżych warzyw. A to znaczy, że potrzebuje odmian dojrzewających w różnym czasie. Zadaniem hodowcy jest spełnienie wszystkich oczekiwania. Firma PlantiCo – Hodowla i Nasiennictwo Ogrodnicze Zielonki hoduje wciąż nowe odmiany roślin. To jedna z 17 spółek hodowli roślin we władaniu Agencji Nieruchomości Rolnych. Prezes Dariusz Molak twierdzi, że bez hodowli twórczej, a potem zachowawczej każdy hodowca miałby z roku na rok gorszy materiał nasienny. – Jesteśmy po to, żeby wytwórcy przemysłowi mogli zaopatrywać rynek przetwórczy i amatorski – jak choćby działkowiczów – w warzywa dobrej jakości – dodaje. Dariusz Molak, prezes i dyrektor PlantiCo, przedstawia długą listę odmian, które wyszły stąd, z Zielonek. Dziś można je spotkać w całej Polsce, a także za granicą. Osiągnięć hodowlanych jest wiele, dochodzą do tego złote medale z wielu wystaw. W Zielonkach hoduje się między innymi: kapustę głowiastą białą, groch konserwowy, fasolę szparagową, ogórki, sałatę i cebulę. Jako jedyni w Polsce uprawiają też selery korzeniowe i naciowe, szpinak i sałaty lodowe. Hodowcy twierdzą, że najbardziej polskim warzywem jest kapusta. Nie obędzie się bez niej choćby polski schaboszczak. A bigos? Prawdziwy może powstać tylko z polskiej kapusty! Dlatego w Zielonkach kapusta „Kamienna głowa” jest oczkiem w głowie hodowców. W typie tej odmiany prowadzi się hodowlę twórczą na szeroką skalę. Rośliną, która także rozsławia imię Zielonek, jest cebula. Wyhodowana tu „Bila” podobno nie ma sobie równej. Wyróżniającą cechą tej odmiany jest długi okres przechowywania nawet do czerwca następnego roku. Na pożegnanie dostałem pokaźną torbę tej cebuli, z prośbą, żebym rozdał ją sąsiadom i przyjaciołom. Smakowała wszystkim, a była to połowa lipca. Kosztowne, ale konieczne W Zielonkach 1,5 ha znajduje się pod szkłem. Bez szklarni nie sposób prowadzić prac hodowlanych. Dzisiejsze szklarnie bardzo różnią się od tych sprzed lat. Kiedyś wystarczało odkręcić lub przykręcić pokrętło regulujące ogrzewanie. Dzisiaj komputer steruje ogrzewaniem, nawadnianiem i nawożeniem. Obecnie w Zielonkach trwa unowocześnianie szklarni, które mają już 30 lat. Spółki hodowlano-nasienne są dofinansowywane z budżetu państwa. Nikomu prywatnie nie opłaca się taka działalność. Tylko z dużym udziałem środków publicznych możliwe jest wytwarzanie nowych polskich odmian roślin. Co roku do badań przed wpisaniem do rejestrów trafia kilkaset nowości. Przez sito kwalifikacyjne przechodzi tylko część. W ubiegłym roku do rejestru odmian wpisano 11 nowości warzywnych i 18 rolniczych. Ogółem w polskim rejestrze jest ponad 420 odmian roślin warzywnych i ponad 350 roślin rolniczych będących własnością ANR. Znany hodowca nowych odmian, PlantiCo Zielonki, ma w tym duży udział jako twórca 64 odmian roślin warzywnych i ozdobnych. Hodowla twórcza – pierwszy etap pracy – kończy się otrzymaniem nowej odmiany. O z góry określonych cechach użytkowych – między innymi o właściwym okresie wegetacji, czasie dojrzewania, wysokim plonie, odporności na szkodniki i choroby. Do kilkunastu lat pracy hodowlanej należy dodać kilka lat na promocję odmiany, niezbędną do zaistnienia na rynku. Równolegle prowadzi się hodowlę zachowawczą tej odmiany. Chodzi tu o utrzymanie na tym samym poziomie cech jej odrębności, wyrównania i trwałości. W spółce tworzy się materiał elitarny, który potem jest rozmnażany przez plantatorów, żeby w końcu trafił do sklepów w postaci nasion. Kto nie dba o hodowlę zachowawczą, szybko wypada z rynku. Hodowla to kosztowna działalność. W ubiegłym roku wydano na nią ponad 34 mln zł. Z tego połowa pochodziła z dotacji budżetowych. Ale Polacy nie mają wyboru – południowi sąsiedzi chcieli zaoszczędzić na hodowli i dziś są skazani na nasiona sprowadzane z zagranicy. Mamy też rodzimy przykład. Większość polskich
Tagi:
Jerzy Łaniewski