Moi dziadkowie byli w Wehrmachcie

Moi dziadkowie byli w Wehrmachcie

Jeden był Niemcem, drugi Polakiem. Obaj zostali wcielenido wojska. Pierwszy zginął, drugi przeżył Zanim dziadek Antoni zginął na wojnie, był już ojcem czwórki dzieci – trzech córek i syna – mojego taty, Jana. Gdyby żył, mógłby się cieszyć wnuczkami i prawnuczkami, a jego rodzina nie tułałaby się po powojennych obozach.Zginął tragicznie. 5 grudnia 1943 r.dostał granatem – urwało mu rękę i no-gę, jednak żył jeszcze kilka godzin i umierał w strasznych bólach, wołając po kolei imiona dzieci i żony. Miał 30 lat. Jego śmierć w liście do babci szczegółowo opisał ksiądz, który trwał przy nim do końca. Zanim dziadka wcielono z obowiązku do Wehrmachtu, był księgowym i sportowcem. Pracował w kopalni Orzeł Biały w Bytomiu i grał w piłkę nożną oraz uprawiał boks. Był mądrym człowiekiem i kochającym ojcem. Trafił na front, chociaż był pacyfistą i przemoc była mu zupełnie obca. Codziennie pisał listy do żony, a moja ciotka skrupulatnie je przechowuje. Opisywał tam swoje życie na froncie i dramaty, których był świadkiem.Te wszystkie szczegóły poznałam stosunkowo niedawno. Jako dziecko wiedziałam tylko, że dziadek zginął podczas wojny, przez wiele lat żyłam w przekonaniu, że nie wiadomo, gdzie jest pochowany. Okazało się, że w Rydze, ale jego żona nigdy nie mogła tam pojechać. DRAMATYCZNE SKUTKI Mój tato miał cztery lata, gdy stracił ojca. Babcia została młodą wdową z czwórką dzieci. I to dla nich – tych, którzy zostali – fakt, że dziadek był żołnierzem Wehrmachtu, miał dramatyczne skutki. Mieszkali w Bytomiu, który przed wojną był miastem niemieckim. Ciotka pamięta Wigilię 1944 r. – była w domu jakaś skromna choinka i zaraz potem, z dnia na dzień, zostali wywiezieni do obozu w Czechach. Przeżyli tam koszmar. Niemieckie kobiety uciekały przed Rosjanami i ich sojusznikami. Bały się gwałtów. Podróżowali pociągami, autobusami i piechotą. Ciocia wspomina, że strach babci i jej siostry przed gwałtem był tak wielki, że w nocy nakrywano mamę płaszczami i wszystkie dzieci kładły się na niej jak na materacu, aby nikt jej nie znalazł. W ten sposób dotarli w czeskie Sudety, tam mieszkali w obozie dla uchodźców, gdzie były same kobiety, dzieci i starcy.Babcia ze swoją siostrą i w sumie piątką dzieci, z których najstarsze miało dziewięć lat, a najmłodsze niecałe dwa, tułały się przez kilka miesięcy. Codziennie rodzina przeżywała dramat, bo Czesi i Rosjanie każdego ranka ustawiali niemieckie kobiety i ich dzieci tyłem do siebie i na zasadzie rosyjskiej ruletki eliminowali kilka żyć. Babcię wraz z dziećmi transportowano z miejsca na miejsce, odebrano wszelkie osobiste bagaże. Przeżyli ostrzelanie autobusu przez czeskich partyzantów. Niemal wszyscy zginęli, a moją rodzinę uratowało to, że siedzieli stłoczeni na tylnym siedzeniu, gdzie kule ich nie dosięgły. Tatę trzymała na kolanach obca kobieta, która osłoniła go własnym ciałem i zmarła od rany w głowę.Do domu wrócili po kilku miesiącach tułaczki, gdy Bytom był już miastem polskim. W strasznym stanie – schorowani, wychudzeni i zawszeni. Okazało się, że ich mieszkanie zostało zajęte przez przybyszów ze Lwowa. Nie oddano im nic, nawet łyżeczki. Musieli zamieszkać w jednopokojowym mieszkaniu z rodzicami mojej babci. Babcia słabo znała język polski. Mimo że z wykształcenia była księgową i ukończyła dobrą przedwojenną szkołę średnią, nikt nie chciał dać jej pracy. Potem zatrudniono ją na kopalni jako sprzątaczkę, a gdy nauczyła się w końcu lepiej polskiego i zorientowano się, że świetnie zna się na rachunkowości, dostała pracę zgodną z wykształceniem.Mogła skorzystać z możliwości wyjazdu w głąb Niemiec tuż po wojnie. Jednak była wdową z maleńkimi dziećmi, a w Bytomiu mieszkali jej rodzice i teściowie. Zdecydowała się zostać w rodzinnym mieście i dopiero w 1966 r. wyjechała do Monachium, gdzie tuż po wojnie trafiła jej siostra. Od tego czasu jakość jej życia polepszyła się, kolejno za nią pojechały trzy córki.Ojciec urodził się w roku wybuchu wojny, w 1939. Nie pamięta więc wcześ-niejszego życia. Jako jedyny ze swojej naturalnej rodziny nie dążył do wyemigrowania i związał swoje życie z rodzinnym, już polskim miastem. FAKTY Dla mnie te wszystkie fakty są czysto historyczne. Nie byłam wychowywana pod tym względem w żadnym kierunku. Miałam babcię w Niemczech, co skutkowało otrzymywaniem od czasu do czasu paczek

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 38/2012

Kategorie: Historia