Marzą właściwie o jednym – żeby pozwolić sobie na luksus… spokojnej śmierci. Póki nie ma miejsca dla ich innych dzieci, nie mogą przecież umrzeć Bartek oświadczył się Monice w ostatniej klasie studium medycznego. Siedzieli na metalowej poręczy biegnącej wzdłuż ulicy… Pracę znaleźli niemal od razu. Dziecko też miało być od razu. Monika Kawalec wymodliła sobie niebieską kreskę. Żadnych nudności. Tryskała energią. Urlop wzięła na wszelki wypadek. Dyspozytornia pogotowia narażała ciążę na stres. Właściwie dla zabawy poszła wtedy sprawdzić płeć. Lato, czwarty miesiąc, szczęście absolutne. „Nie widzę kości udowej. Rączek też nie”. Wzięła pierwsze USG, jak bierze się telegram o pogrzebie. „Może się mylę”. Słowo jak narkotyk. Ile razy widziała na filmach, jak się mylą. Drugie USG: „Płód syreni. Wodogłowie. Asymetria”. Trzecie: „Brak twarzoczaszki, szarych komórek, przełyku, napięcia mięśni. Wodobrzusze”. Jedyne, co Michał robił, to oddychał. Monika wyobrażała sobie, że czeka na „potworka”. Jest taka scena, której się nie zapomina. Monika leży na stole. Golutka. Wokół grymasy obcych twarzy. Profesor medycyny pokazuje studentom wady płodu na monitorze. „To uregulowane prawnie. Jest jeszcze czas”, spojrzał na Monikę. – Nosiłam i głaskałam się po brzuchu – mówi szeptem. Michał wyprzedza rozumieniem świata swoich trzyletnich rówieśników. – Może poleci? Łapałam się jakiejś boskiej logiki. No to niech leci. Ręki do tego nie przyłożę. Wiedziała, że chore dzieci rodzą się w milczeniu. Michał krzyczał. „Ma 30 cm i…”, obudził ją z maligny płacz matki. A jednak… W zasięgu stóp Miseczka, w którą Monika sypie chipsy, musi być lekka. Michał ściska zębami kant plastiku i biegnie z miseczką w ustach, właściwie przemieszcza się na pupie, odpychając się sprytnie króciutkimi nóżkami, które nie mają ud, kolan i jednego palca w prawej stopie. Co jakiś czas stawia miskę na podłodze, żeby złapać kilka płatków. Próg. Michał zakłada wyżej nóżkę, przepycha bokiem pupę, stawia drugą. A ponieważ nie ma też kości biodrowej, siadając, lubi wyciągnąć nóżki prostopadle do pleców. Choć Monika Kawalec nauczyła się anatomii syna, wciąż jej się wydaje, że to musi boleć. Jedzenie chipsów jest jednym ze sposobów, w jaki Michał rozprawia się z codziennością. Tak jak mycie zębów. Trzylatek opiera szczoteczkę między uchem a ramieniem i wykonuje ruchy głową. Na suwak w spodniach też jest metoda. Ponoć robi się taki odlew na szczękę, zakończony drutem… – Zabrali go na trzecie piętro i kazali ściągać pokarm – Monika kontynuuje opowieść. – Nie wiem, czy chciałam go wtedy zobaczyć. Nie marzyłam o dziecku bez rąk, z prawą stópką końsko-szpotawą, a lewą koślawo-piętową, przyklejoną do łydki. Cały szpital robił mu zdjęcia. Miał taką dziwną szyję. Grubą, z fałdkami skóry – wyciąga z teczki sterty analiz lekarskich, według których Michał był roślinką. Kazali jej kupić wykładzinę i pozaklejać ściany, żeby się nie obijał, kiedy cudem postawi krok. Postawił. Cud z tym nie miał nic wspólnego. Raczej… truskawki w Szwecji, które Monika i Bartek zbierają w sezonie od trzech lat. W każdym prywatnym zabiegu Michała są te truskawki: – 5 rano pobudka. 15 minut na śniadanie. Po śniadaniu kładziesz dwie skrzynki na wózek i odpychasz go do tyłu, trzymając rządek między nogami. Po kilometrze widzisz koniec. Przestawiasz się na drugi rządek. Tygodniami. Co roku, gdy kończy się sezon na truskawki, widać nowe możliwości. Ale sezonów zostało już niewiele. Żeby tylko nie zmarnować czasu młodych, rozwijających się kostek… Łóżko, na którym śpi Michał, z dwóch stron blokuje ściana, z dwóch stawia się wałek od tapczanu. Na wypadek gdyby się zsunął. Dzieci bez kończyn spadają od razu na twarz. Nie, nie możemy porozmawiać przy kawie w drugim pokoju. Trzeba uważać, żeby Michał nie zaplątał się w pościel. Te dzieci bardzo się pocą. Ręce są przecież chłodnicami, parują. 28-letnia dziewczyna, którą tak „uwięziła” inność dziecka, zna cały mechanizm jego anatomii. Dzięki temu nie czuje strachu przed zniekształceniem i nie przycina nogawek ani nie zaszywa rękawów. Właściwie nie cierpi. Przecież z wadą Michała żyje od jego urodzenia. Raz
Tagi:
Edyta Gietka