Moje szpiegowskie spojrzenie

Moje szpiegowskie spojrzenie

Czytelnicy książek zawsze będą w mniejszości nie tylko w świecie zdominowanym przez media elektroniczne Amos Oz – To pana czwarta wizyta w Polsce. Jak pan wspomina pierwszy pobyt w naszym kraju w 1994 r.? – Bardzo miło wspominam moją pierwszą wizytę w Polsce. Była naprawdę ekscytująca, a zarazem poruszająca. Przyjazd do Polski jest dla mnie czymś zupełnie odmiennym niż pobyt w jakimkolwiek innym kraju. Stąd wywodzą się moje rodzinne korzenie (rodzice Amosa Oza, Arie Klausner i Fania Mussman, wyemigrowali z Odessy i Równego do Palestyny w latach 30. – przyp. red). Polska jest silnie związana z żydowską historią. Mój każdy przyjazd tutaj to ogromne przeżycie. – W jednym z wywiadów powiedział pan, że salon pana rodziców był bardzo polski, nawet herbatę pijano z filiżanek pachnących tęsknotą… – W Jerozolimie mojego dzieciństwa niemal każdy mówił po polsku. Język polski słyszałem nie tylko w domu, lecz także na ulicy, w sklepie, w parku. W Izraelu był polski teatr. Dźwięk polskiego jest mi bliski, ponieważ moje dzieciństwo pełne było polskości. Moi rodzice zaczynali rozmawiać po polsku, kiedy chcieli, abym ich nie rozumiał. W naszym domu były dwie polskie gazety, pamiętam tytuł jednej z nich, był to „Nowy Kurier”. – Pana ojciec recytował także polską poezję. Pamięta pan, jakie to były wiersze? – Recytował głównie Mickiewicza i Słowackiego, wielkich polskich klasyków. Tak więc wychowywałem się na polskiej poezji. – Pana ojciec mówił aż 17 językami… – Czytał w 17, ale mówił w 11. – Wychował się pan w domu pełnym książek. Jaka była ulubiona książka pana dzieciństwa? – W dzieciństwie nie miałem jednej ulubionej książki, ale mnóstwo ulubionych książek. Jako chłopiec dużo czytałem z prostego powodu: nie miałem nic lepszego do roboty. Nie było telewizji, nie mieliśmy radia. Nie mogliśmy wychodzić z domu, bo była godzina policyjna wprowadzona przez Brytyjczyków, więc jedynym wyjściem było czytanie książek. – Kiedy był pan dzieckiem, chciał pan zostać… książką, a nie pisarzem. W „Opowieści o miłości i mroku” napisał pan, że ludzi można zabijać jak mrówki, nawet pisarzy można zabić, wszakże, w przypadku książek, nawet jeśli się je zniszczy, istnieje szansa, że ocaleje jeden egzemplarz. Ludzie rodzą się i umierają, a książki są nieśmiertelne… Jaka jest rola książek w społeczeństwie zdominowanym przez media elektroniczne? – Czytelnicy książek zawsze będą w mniejszości nie tylko w świecie zdominowanym przez media elektroniczne. Oni kochają książki z wielu powodów i nie tylko dlatego, że mogą je czytać, mogą ich także dotknąć i je powąchać, poczuć cudownie zmysłowy szelest przekładanych kartek. Mogą także robić krótkie notatki na marginesach. Ja jednak wierzę, że zawsze znajdą się miłośnicy książek, którzy będą je czytać i kolekcjonować. – Dlaczego ludzie przestają czytać książki? – Wcale nie uważam, że ludzie przestają czytać książki, wręcz przeciwnie, twierdzę, że ludzie dużo czytają. Oczywiście to zależy od kraju, ale podam pani przykład. Kiedy Tołstoj opublikował „Annę Kareninę” w Rosji, która była przecież ogromnym krajem, sprzedał tylko 35 tys. egzemplarzy. Kiedy ukazała się moja „Opowieść o miłości i mroku”, sprzedano aż 100 tys. egzemplarzy w małym Izraelu. Czy ludzie rzeczywiście nie czytają książek? – Trudno się z panem nie zgodzić. W „Opowieści o miłości i mroku” napisał pan, że zły czytelnik jest leniwy i oczekuje, że pisarz poda mu książkę obraną ze skórki jak owoc. Jaki jest dobry czytelnik? – Dobry czytelnik sam stara się wejrzeć w tekst. Taki czytelnik czyta uważnie „Don Kichota” i zadaje sobie kilka pytań, które wcale nie dotyczą Cervantesa, lecz relacji czytającego z tekstem: czy jest we mnie coś, co koresponduje z tym tekstem? Czy jest w tej historii coś, co ma wiele wspólnego ze mną? Sedna opowieści należy szukać nie między dziełem a autorem, lecz raczej między tekstem a jego odbiorcą. Właśnie na tym polega różnica między złym i dobrym czytelnikiem. – Pisze pan piórem. Czy pisaniu towarzyszą specjalne rytuały? – Piszę piórem z kilku powodów. Uwielbiam kontakt moich palców z piórem i atramentem, potem dotyk pióra na papierze, to dla mnie fizyczne i niemal zmysłowe przeżycie, którego nigdy bym nie zamienił na klawiaturę komputera.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 44/2010

Kategorie: Kultura